piątek, 5 października 2012

Rozdział 3.



     -Czego chcesz? –zapytałam wyrywając się z uścisku mężczyzny i odchodząc krok do tyłu ze splecionymi rękoma na klatce piersiowej.
-Porozmawiać, daj mi szanse wszystko wyjaśnić- Tylera ledwo dało się zrozumieć, alkohol wziął górą i ledwo potrafił się wysłowić nie mówiąc już o trzymaniu się  na nogach. Pokręciłam przecząco głową zdając sobie sprawę, że ta rozmowa by do niczego nie doprowadziła. Nie potrafiłam już patrzeć na człowieka, za którego kiedyś byłam w stanie oddać życie. Brzydziłam się nim za to co zrobił, a tym bardziej teraz kiedy stał naprzeciwko mnie śmierdzący alkoholem. Odwróciłam się chcąc kontynuować poszukiwania Sophie, jednak nie na długo było mi to pisane, gdyż po chwili poczułam kolejny raz uścisk jednak tym razem mocniejszy. Odwróciłam się widząc twarz mężczyzny oddaloną o kilka centymetrów od mojej. Próbowałam się wyrwać jednak nie dało się, on jedynie mocniej mnie ścisnął przyciągając do siebie.- Wysłuchaj mnie- wybełkotał chwiejąc się na nogach, przez co i  mi było trudno utrzymać równowagę .
-Tyler zostaw mnie- krzyknęłam nie mogąc wytrzymać z bólu, który sprawiał mi blondyn. Wierciłam się starając się uciec od chłopaka, jednak on nie zamierzał dawać za wygraną. Objął mnie dwoma rękami za ramiona i przyciągnął do siebie. Poczułam jak jego gorące ciało styka się z moim, a z jego ust czuć jedynie zapach pomieszanych trunków, co nie było zapachem o jakim marzyła kobieta. Ludzie przechodzili obok nas zupełnie nie przejmując się, że właśnie mój były robi mi wielkie siniaki na ramionach przez co aż łzy zaczynają mi napływać do oczu. Wiedziałam, że jedynym sposobem na wydostanie się z jego uporczywego uścisku będzie kopnięcie go porządnie w czułe miejsce dla mężczyzn. Zdaje sobie sprawę, że to sprawi mu ból, jednak nie interesowało mnie to teraz, zasłużył na to, właśnie w takich sytuacjach powinnam pokazywać, że jednak potrafię się obronić, że kilka lekcji od brata nie poszły na marne. Uniosłam nogę ku górze i skierowałam ją prosto w krocze blondyna, przez co z jego ust wydobył się głośny jęk a zaraz później puścił mnie łapiąc się za miejsce, na którym przed chwilą spoczęło moje kolano.
-Nienawidzę Cię- szepnęłam do Tylera i nie czekając na jego reakcję ruszyłam przed siebie chcąc znaleźć się od niego jak najdalej. Mój krok był niemalże porównywalny do biegu, wszyscy przyglądali mi się, pytali czy wszystko w porządku a ja jedynie potakiwałam głową chcąc jak najszybciej opuścić tą nieszczęsną imprezę. Przeszłam wzdłuż plaży zaraz później wychodząc na drogę ubrałam sandałki na stopy i ruszyłam w miejsce gdzie planowałam udać się od wczoraj- do brata. Wszystkie sprawy toczyły się w tak szybkim tempie, że nawet nie miałam okazji porozmawiać z osobą, która rozumiałam mnie najbardziej na świecie, która zawsze miała czas by mnie wysłuchać mimo tego, że nigdy się odzywała, tak właśnie było z Ethan’em. Zazwyczaj przychodziłam do niego z jakimś problemem albo gdy chciałam mu opowiedzieć o ostatnio oglądanym meczu. Nie wspominałam, że kilka lat temu brat zaraził mnie miłością do piłki nożnej, więc Wam opowiem.  Miałam czternaście lat i byłam w wieku kiedy to dziewczyny na siłę chcą być w czymś dobre, robiłam już prawie wszystko. Balet w wieku sześciu lat, rysowanie w wieku dziewięciu, śpiew w wieku dziesięciu, jazda konno w wieku dwunastu, pływanie razem z graniem na gitarze w wieku trzynastu, nic, dosłownie nic mi nie wychodziło ani nie interesowało, aż do czasu. Pewnego dnia zostałam sama w domu z bratem, miałam wtedy czternaście lat a Ethan siedemnaście, był on zwykłym nastolatkiem kochającym sport, lubiącym imprezy i interesującym się każdą piękną dziewczyną. Było koło drugiej kiedy przebudziłam się cała zalana potem i wybiegłam z pokoju w celu znalezienia brata, którego nie było u siebie. Usłyszałam dźwięk telewizora dobiegający z dużego pokoju, pokierowała się w stronę pomieszczenia i ujrzałam chłopaka leżącego na kanapie i oglądającego mecz dwóch hiszpańskich drużyn. Ethan od razu wiedział, że coś jest nie tak, dlatego zrobił mi miejsce obok siebie i pozwolił mi na to bym wraz z nim oglądała coś co z początku wydawało mi się nudne, jednak tego dnia zmieniłam zdanie na temat piłki nożnej. Pierwszy raz w życiu siedziałam i wpatrywałam się w mecz, który tak naprawdę był czymś niewiarygodnym, ludzie mogą myśleć, że to tylko podawanie piłki i bieganie po boisku, jednak ja w przeciągu czterdziestu minut zrozumiałam, że to coś więcej. Znałam zasady tej gry od małego, nieraz brat opowiadał mi o piłce nie zdając sobie sprawy, że to wcale nie interesujący temat dla mnie. Oboje siedzieliśmy na kanapie wpatrzeni w telewizor, mecz rozgrywał się na Camp nou gdzie przeciwko sobie grali FC Barcelona i Real Madryt, dwa najlepsze zespoły piłkarskie na świecie.  Od samego początku byłam za reprezentacją Katalonii, których gra mnie zachwycała. Zawodnicy szybcy, pewni siebie i idealnie zorganizowani, każdy w drużynie sobie ufał, wiedział kiedy komu podać, co zrobić i jaką powinien obrać strategię, coś niesamowitego. Wynik meczu nie był wielkim zaskoczeniem dla kogoś kto interesował się piłką nożną, Barca wygrała po raz kolejny, za co kibice podziękowali wielkimi brawami. Właśnie od tamtej pamiętnej nocy zaczęłam interesować się tym sportem, oglądałam każdy mecz FC Barcelony, nie przepuściłam ani jednego przez wiele lat, wraz z bratem kibicowaliśmy tej samej drużynie i to dzięki niemu dowiedziałam się wielu ciekawych informacji na temat tego zespołu. Ethan miał okazję być trzy razy na meczu naszego ulubionego klubu, zawsze obiecał, że kiedyś mnie  ze sobą zabierze, że zwiedzimy całą Hiszpanię, którą kochałam od dziecka, że oboje zasiądziemy na trybunach i pokibicujemy Katalończykom, wierzyłam mu na słowa, a wtedy zdarzył się wypadek, brat nie miał okazji na zabranie mnie do Barcelony, a wiem, że to planował. Kilka dni po jego śmierci, kiedy wszystkie emocje trochę zaczęły opadać weszłam do jego pokoju, w którym nic nie zostało ruszone. Łóżko wciąż było niepościelone, po podłodze walały się jego ubrania, na biurku panował bałagan a  spod poduszki wystawała biała koperta. Podeszłam bliżej i dopiero po kilku głębokich oddechach byłam w stanie sięgnąć po kopertę. Wydawało mi się, że może być to jakiś list, jakiś rachunek czy cokolwiek innego, jednak w życiu nie spodziewałabym się, że będą to dwa bilety na mecz FC Barcelony z Realem Madryt na moje i brata nazwisko. Wybuchłam wtedy histerycznym płaczem przyciskając kopertę do klatki piersiowej zasiadłam na rogu łóżka i pozwoliłam na to by tysiące łez zostały wylane z moich oczu. Pewnie jesteście ciekawi co zrobiłam z tymi biletami. Nic, dosłownie nic, nie pojechałam na mecz moich marzeń, nie oddałam tego nikomu, nie wyrzuciłam tylko po prostu wzięłam to i schowałam pod swoją poduszkę. Ethan chciał spełnić moje największe marzenie, chciał zabrać mnie do miejsca, o którym śniłam dniami i nocami, wtedy zrozumiałam dlaczego nagle zaczął pracować, bo po prostu najzwyczajniej w świecie chciał uszczęśliwić swoją młodszą siostrę.
     Usiadłam na trawie tuż przed niewielkim pomnikiem brata, który pogładziłam dłonią zrzucając przy tym liście, które spadły z drzewa stojącego niedaleko.
-Wiesz Ethan, ostatnio był mecz Barcelony z Realem, chyba nie muszę Ci mówić, kto wygrał- uśmiechnęłam się siadając po turecku i opierając  łokcie o kolana, nie obchodziło mnie, że byłam w białej sukience ani to, że byłam rozmazana, teraz liczył się tylko on, mój ukochany, starszy brat. – Dwa gole Messiego i jeden Pedro, byli niesamowici, zresztą jak zawsze. Przyznam, że Real też grał dobrze, jednak bez porównania, zdobyli jedną bramkę, którą strzelił Ronaldo, ale po co ja Ci to mówię, pewnie sobie siedziałeś na trybunach w pierwszym rzędzie niezauważony przez nikogo- zaśmiałam się pod nosem gładząc szarą płytę, na której napisane było Ethan Davis. – Wiesz, nie jestem już z Tylerem, zdradził mnie, jednak nie martw się, dobrze się trzymam, nawet lepiej niż można byłoby się spodziewać- spojrzałam w dal zastanawiając się co by zrobił Ethan gdyby żył, w jaki sposób chciałby mnie pocieszyć po rozstaniu z Tylerem. Jednego byłam pewna, nie darowałby mu tego, brat nieraz zapewniał mnie, że jeśli jakiś facet mnie skrzywdzi pożałuje każdej minuty swojego życia, dlatego wiem, że nie byłby łaskawy dla Tylera. -  Tak bardzo za Tobą tęsknię, właśnie w takich chwilach potrzebuje Cię przy sobie, obiecałeś, że zawsze będziesz przy mnie, że będziesz mnie bronił i nie pozwolisz na zrobienie mi krzywdy- łzy zaczęły spływać mi po policzkach, czego nawet nie potrafiłam kontrolować. Zaczęłam szlochać pod nosem nie przejmując się, że kilka osób mnie wymija i przygląda mi się. W końcu jestem na cmentarzu, mam prawo to robić i nie interesuje mnie to co ludzie sobie myślą, to miejsce jest po to by móc porozmawiać z osobą, którą się straciło, a nie po to by urządzać sobie imprezy jak w przypadku niektórych nastolatków. Wiedziałam, że brat mnie słyszy, że ma ochotę mnie przytulić, zapewnić, że wszystko będzie dobrze, jednak ja nie mogłam tego poczuć. Wytarłam załzawione oczy rozmazując przy tym tusz do rzęs po czym uniosłam się z miejsca całując nagrobek brata. –Kocham Cię Ethan- uśmiechnęłam się przez  łzy i ruszyłam w kierunku wyjścia.  Miałam do wyboru dwie drogi powrotne do domu. Pierwsza- przejście przez plaże i napotykanie po raz kolejny znajomych, z którymi na tę chwilę nie miałam ochoty na rozmowę, albo druga- pójście drogą, co nie wydawało się najbezpieczniejsze, jednak po pierwsze będę szybciej a po drugie z nikim nie będę musiała się spotykać. Wyszłam z ciemnego i pewnych momentach przerażającego cmentarza od razu kierując się po niewielkiej górce na drogę po której w zasadzie rzadko kiedy jeździły samochody. Ubrałam słuchawki na uszy i włączyłam jak najgłośniej się dało muzykę, której w tej chwili potrzebowałam najbardziej. Zapominałam o wszystkich problemach i mogłam skupić się wyłącznie na słowach wokalistów, które nieraz dały mi do myślenia.
     W pewnej chwili usłyszałam jak coś nadjeżdża zza moich pleców, odwróciłam się i przeraziłam się na widok pędzącego w moją stronę motoru. Był ode mnie dosłownie kilka metrów, odskoczyłam na bok a pech chciał, że poślizgnęłam się na trawie i upadłam klnąc pod nosem. Motor się nie zatrzymał pojechał przed siebie a ja miałam ochotę biec za nim-mimo, że zdawałam sobie sprawę, że w życiu bym go nie dogoniła- i sprawić mu łomot jakiego nauczył mnie brat. Słuchawki wypadły mi z uszu, jednak to nie to było najważniejsze. Uniosłam się z ziemi poprawiając całą brudną od trawy sukienkę i zaraz później znowu usłyszałam nadjeżdżający z tej samej strony motor. Odwróciłam się i cofnęłam się dwa kroki do tyłu by po raz kolejny nie znaleźć się na ziemi. Ten pojazd jednak poruszał się nieco wolniej, oczywiście jego prędkość nie była dozwolona, jednak nie spowodowała we mnie paniki i potrzeby padania na ziemię. Po chwili tuż obok mnie zatrzymał się mężczyzna ściągając ze swojej głowy kask. Pierwsze co to obdarował mnie uśmiechem, tak pięknym, tak szerokim, tak szczerym, że dosłownie zakręciło mi się w głowie i zapomniałam o tym, że powinnam go odwzajemnić. Następnie mężczyzna zszedł z motoru podchodząc do mnie nieco bliżej. Był ode mnie o głowę wyższy, miał czarne włosy, czarne oczy i tego samego koloru trzydniowy zarost- po prostu ideał. 
-Wszystko w porządku? –zapytał mierząc mnie od stóp do głów. Po akcencie i po urodzie wywnioskowałam, że jest on Hiszpanem, za co dostał ogromny plus u mnie, dosłownie lepiej być nie mogło. Pokiwałam głową uśmiechając się i poprawiając uporczywie spadające ramiączko. –Jestem José- brunet po raz kolejny swym uśmiechem przyprawił mnie o zawrót głowy i przedstawiając się udowodnił, że się nie myliłam co do jego pochodzenia.
-Hope- uścisnęłam dłoń Hiszpana. Oboje staliśmy wpatrzeni w swoje oczy, moje tęczówki dosłownie przenikały przez jego, czułam się jakby José chciał poznać mnie poprzez wejście w głąb moich brązowych oczu. Pomrugałam kilkukrotnie słysząc zbliżający się motor po czym wyślizgnęłam swoją kruchą dłoń z uścisku towarzysza. Obok nas pojawił się mężczyzna, przez którego przed chwilą ubrudziłam sobie nowo zakupioną sukienkę. Uniósł on szybkę od swojego kasku mierząc mnie przenikliwym wzrokiem a zaraz później skinął głową w moim kierunku.

-Ładna sukienka- zaśmiał się pod nosem krzyżując ręce na klatce piersiowej. Zostawiłam to bez komentarza, nie chciałam odgrywać roli dziewczyny, która potrafi dopiec mężczyźnie, który sam się o to prosi. Uśmiechnęłam się do niego ironicznie a następnie mężczyzna poklepał José po ramieniu. –Jedziemy stary? –po akcencie wyczułam, że jest on również Hiszpanem, jednak brzmiał lepiej niż przyjaciel.

-Jedź, ja Cię dogonię- mężczyzna przeniósł wzrok na swojego przyjaciela, który uśmiechnął się do mnie odpalając swój motor a zaraz później znikając z naszego pola widzenia.

-Jedź, przyjaciel czeka- uśmiechnęłam się do Hiszpana, wiedząc, że właśnie w tym momencie patrzę ostatni raz na tak cudowną twarz, na cholernie przystojnego mężczyznę. Ruszyłam w miejsca chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, dzisiejszy dzień powinien już dawno się zakończyć a ja wciąż tkwię w tym samym miejscu. Po chwili ujrzałam obok siebie jadącego powolnie José trzymającego między nogami kask.

-Podrzucę Cię- zaproponował brunet, na co ja nie byłam w stanie się zgodzić. Mój dzień jest fatalny i nie chciałam psuć go innym, w tym momencie powinnam sama siedzieć w domu i zastanawiać się nad swoim życiem, które co chwile płata mi figle. Nie lubiłam litowania się nad sobą, ani tego jak ktoś litował się nade mną, zawsze uważałam, że powinnam liczyć tylko na siebie gdyż kiedyś mogę zostać zupełnie sama i wtedy jedyną osobą, która będzie mogła mnie wesprzeć będę ja sama.

-Nie coś Ty, mieszkam niedaleko, dogoń przyjaciela- uśmiechnęłam się chcąc popędzić Hiszpana, który natomiast nie zamierzał dawać za wygraną. Przyśpieszył trochę i zaraz później zahamował dwa kroki przede mną. Uśmiechnął się szeroko ukazując tym sposobem szereg idealnych zębów, przez co kolejny raz i moje kąciki uniosły się ku górze.

–Nie marudź tylko wskakuj- José wyciągnął w moją stronę czarny kask a ja spojrzałam jedynie na niego zdając sobie sprawę, że jeśli ja go ubiorę to mężczyzna nie będzie miał nic na ochronę swojej głowy. Stałam tak wpatrzona nie bardzo wiedząc co z sobą zrobić aż w końcu Hiszpan wstał z motoru pochodząc do mnie i ubierając na moją głowę kask. –A teraz siadaj, albo będę musiał Cię do tego zmusić- zaśmiał się przyjaznym śmiechem dla uszu. Podałam mu adres i czekając ani minuty dłużej okraczyłam motor, zupełnie nie przejmując się tym, że jestem w sukience. Na dworze było już ciemno, latarnie ledwo świeciły, więc marne szanse by ktokolwiek zdołał cokolwiek zobaczyć, nawet jeśli wiatr podwieje mi sukienkę do góry. Złapałam się z tyłu czekając aż mężczyzna ruszy. –Radziłbym Ci mnie objąć- szepnął a zaraz później ruszył z piskiem opon, na co ja w tym samym momencie z przerażenia objęłam go w pasie niemalże całym ciałem kładąc się na jego plecy. Zamknęłam oczy modląc się byśmy oboje szczęśliwie dojechali na miejsce. Moje zęby tak mocno zacisnęłam, że powinnam się obawiać o to czy ich przypadkiem nie złamię. –Jesteśmy na miejscu- szepnął brunet a ja uchyliłam powieki zdając sobie sprawę, że wciąż obejmuję mężczyznę, poluźniłam uścisk schodząc z motoru.

-Dziękuję- uśmiechnęłam się ściągając kask z głowy i wręczając go Hiszpanowi.

-Naprawdę tu mieszkasz? –zapytał po chwili rozglądając się dookoła. Chyba nie sądził, że podałam mu zły adres tylko po to by nie dowiedział się gdzie mieszkam.

-Owszem, dlaczego? –poprawiłam sukienkę, która została delikatnie podwiana przez wiatr po czym poczułam jak moje policzki zaczynając przybierać różowy kolor, spuściłam wzrok nie chcąc przez pewien czas utrzymywać kontaktu wzrokowego.

-Bo ja aktualnie mieszkam tam- ujrzałam jak chłopak unosi rękę ku górze tak więc moje oczy zostały skierowane zaraz za nią a jak się zatrzymała zorientowałam się, że dzieli nas jedynie przejście przez ulicę. Może to zbieg okoliczności, może przeznaczenie, w które dużo osób wierzy, kto wie, ale poczułam ścisk w sercu. W głębi duszy cieszyłam się, że istnieje duże prawdopodobieństwo na spotkanie się jeszcze nieraz, wystarczy, że będę siedzieć przy oknie w salonie i wypatrywać José. Pożegnałam się z mężczyzną i zaraz później z ogromnym uśmiechem na twarzy udałam się do budynku nie odwracając się za siebie. Weszłam do mieszkania rzucając torebkę na kanapę w salonie i zaraz później pozbywając się sandałek ze stóp. 


12 komentarzy:

  1. bardzo fajnie na[isany rozdział :) i bardzo szybko się go czyta :D
    Czekam na kolejny, pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  2. jest super, znów miałam ciary, kiedy czytałam o bracie Hope. ;o świetnie opisujesz jej emocje, za co Cię podziwiam.
    powiem Ci szczerze, że się trochę przestraszyłam, kiedy Tyler nie chciał jej puścić, już myślałam, że nie skończy się to za dobrze. na szczęście sobie poradziła ;>
    no i José! z tego wyjdzie jakiś romansik, już to czuję ;p no nic, zostaje mi czekać na następny rozdział ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. nowe rozdziały na http://empty-pain.blogspot.com/ oraz http://cloudy-future.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I ... pojawia się Jose. Zaczyna się ciekawie. Coś czuje, że między tą dwójką jeszcze dużo może się zdarzyć ;p
    Wydaje się, że Hope jest pod jego ogromnym wrażeniem, zresztą i vice versa. Zapewne sytuacja już niedługo się dalej rozwinie.
    Oczywiście muszę jeszcze wspomnieć o Tylerze. Należało mu się i Hope świetnie to załatwiła. A już myślałam, ze może jeszcze da mu się jakoś przekonać, ale na całe szczęście nie :D
    Bardzo fajny rozdział, dobrze napisany.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne *,* chcę szybko następny ; ) Ale masz wenę ostatnio, lubię to ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. ha, Tyler jest żałosny -.- dobrze, że Hope mu nie uległa, bo serio straciłaby w moich oczach.. no i ten fragment o Ethanie (dobrze pamiętam?) ścisnął mnie za serce.. takie coś zawsze mną porusza.. no i Jose... ach.. spodobał mi się ^^ mozesz usunac weryfikacje obrazkowa?

    OdpowiedzUsuń
  7. jejciu! właśnie przeczytałam wszystkie trzy rozdziały + prolog i powiem ci że nie żałuję, a wręcz przeciwnie! twoje opowiadanie jest genialne! strasznie mnie wciągnęło! sposób jakim piszesz jest bardzo lekki i przyjemny do czytania! fajnie opisujesz uczucia i sytuację. jestem strasznie ciekawa czy wydarzy się coś pomiędzy Josém (nie wiem czy to się tak odmienia), a Hope. no nic czekam na następny rozdział! :)

    http://whenlifetakesonthecoloragain.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest zajebiste ;**** Mam nadzieję że znajdziesz czas na pisanie tego bloga i go nie zawiesisz jak tamtego :(((
    Będę tu zaglądać czekam na nexta :)
    Zapraszam do siebie i liczę na komentarz
    http://sherlitta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze tak Tylerowi! Mógł słuchać co się do niego mówi i puścić Hope xd
    Popłakałam się przy fragmencie o Ethanie... Wspaniały starszy brat. Też chciałabym mieć takie stosunki ze swoimi braćmi jak Hope z Ethanem :)
    José wydaje się fajnym gostkiem :)
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A więc tak - styl masz dobry. Fajnie, lekko się czyta, na prawdę przyjemnie. Akcja też się powoli rozkręca. Najpierw zdrada Teyler'a, potem impreza, potem z kolei Jose na motorze. (mówiłam, że kocham motory? nie? to mówię teraz: kocham motory, więc Jose ma u mnie wielki plus *śmiech*)
    Podwózka Hope, plus fakt, że Jose mieszka niedaleko. Robi się coraz ciekawiej.
    No i też Ethan - brat, który nie żyje.
    Szczerze powiem, że wciągnęło mnie to opowiadanie, więc możesz mnie jak najbardziej informować ;)
    Dużo weny i powodzenia w dalszym pisaniu oczywiście ;)
    Pozdrawiam,
    Devonne.

    OdpowiedzUsuń
  11. Na miejscu Hope od razu bym się w nim zakochała! Przystojny,uparty Hiszpan i w dodatku na motorze!Ideał! Ale się rozmarzyłam ehehe .Muszę przyznać,że Twoje opowiadanie strasznie mnie wciągnęło.Masz u mnie wielkiego plusa za scenę jak ruszył motorem i po chwili zatrzymał się przed nią.Oh,to by zrobiło na mnie wielkie wrażenie!

    OdpowiedzUsuń