wtorek, 16 października 2012

Rozdział 6.



-Mówię Ci, że ta kanapa nie zmieści się na tej ścianie- kolejny raz chłopak starał się przekonać mnie do swoich słów kiedy ja za wszelką cenę próbowałam sama przesunąć sofę. Zaczęliśmy od kuchni, która po półgodzinie błyszczała z czystości, aż szkoda myśleć, że wszystko się zmieni podczas jutrzejszego śniadania. Następnie zajęliśmy się salonem, w którym już było czysto jednak ja stwierdziłam, że to pomieszczenie potrzebuje zmian. Przesunęłam kanapkę o kilka centymetrów zaraz później opierając się rękoma o jej oparcie i głośno oddychając.

-Ile ta krowa waży- zapytałam a w odpowiedzi usłyszałam jedynie śmiech Briana, który stał za mną i popijał właśnie sok, który dostałam od José. Odwróciłam się mierząc go złowrogim wzrokiem na co mężczyzna od razu spoważniał odkładając szklankę na miejsce i podchodząc do mnie.

-Pomogę Ci, ale jeśli będzie tak jak mówiłem to sama ją będziesz przesuwać na miejsce, rozumiemy się? –zapytał zupełnie poważnie a ja uśmiechnęłam się do niego co on od razu odwzajemnił kręcąc przy tym głową. Oboje popchnęliśmy kanapkę do ściany naprzeciwko i ustawiliśmy ją tak jak ja sobie wymarzyłam. Brian miał rację, wystawała, zastawiając przejście do niewielkiego korytarza prowadzący do sypialni oraz łazienki.

-Cholera- rzuciłam sama do siebie opadając ze zmęczenia na sofę. Brunet jedynie westchnął pod nosem, a ja wiedziałam, że zaraz rzuci coś typu „a nie mówiłem” . Oczywiście tak było, nie musiałam na to długo czekać, wypowiedział te słowa, których ja tak nie lubiłam i zaraz później usiadł obok mnie rozglądając się po pomieszczeniu. –Ale w sumie- uniosłam się z miejsca stając naprzeciwko siedzącego mężczyzny. –Można przechodzić po kanapie- zaśmiałam się stając na sofie i zaraz później ją przeskakując dzięki czemu znalazłam się po drugiej stronie. Brian odwrócił się mierząc mnie wzrokiem z uniesioną ku górze brwią.

-Świetny pomysł Hope, jestem naprawdę pod wrażeniem- zaczął bić mi brawo z szeroki, aczkolwiek udawanym uśmiechem a następnie przybrał kamienną twarz unosząc się z miejsca. –Serio myślisz, że da się tak funkcjonować? –zapytał z lekką kpiną w głosie zaraz później przechodząc przez kanapę, która stała pomiędzy nami.

-Wątpię- odparłam uśmiechając się szeroko z przymrużonymi oczami. Wskoczyłam mężczyźnie na plecy obejmując go nogami i zaplatając ręce wokół jego szyi. –Do sypialni, raz, dwa!- krzyknęłam po czym rozczochrałam dłuższe włosy bruneta. On nie czekając dłużej chwycił moje nogi i w podskokach udał się do pokoju. Będąc już w pomieszczeni Brian rzucił mnie na łóżko sam opadając na nie tuż obok mnie. Podniosłam się opierając się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Planowałam coś zmienić w sypialni, jednak na tę chwilę nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Od dziecka uwielbiałam często zmieniać wystrój swojego pokoju, co chwile chciałam przemeblowywać, zmieniać kolor ścian czy dodatki jakie znajdowały się w pomieszczeniu. Rodzice nigdy nie mogli nadążać za moimi zachciankami jednak byłam córką tatusia, który robił wszystko czego pragnęłam mimo, że nigdy nikt nie twierdził że jestem rozpieszczona- bo nie jestem. Uniosłam się z miejsca i chcąc zejść z łóżka brunet podhaczył mi nogę przez co omal nie przywitałam się z podłogą. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek kiedy ten tylko wybuchnął śmiechem wślizgując swoje dłonie pod głowę i obserwując z dokładnością każdy mój ruch. Podeszłam do drzwi od garderoby po czym ostrożnie je otworzyłam bojąc się, że zawartość pomieszczenia może na mnie wylecieć. Wyrzuciłam wszystko z garderoby następnie przenosząc wzrok na leżącego mężczyznę.

-Pomożesz? –spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem a kiedy zobaczyłam jak się unosi na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który niestety szybko zniknął gdy Brian od razu opadł na łóżko.

-Żartowałem- zaśmiał się zaraz później przybijając sam sobie „piątkę” –Dobry żart Brian- dumny z siebie brunet ułożył się na łóżku obserwując mnie kiedy ja stałam i mierzyłam go wzrokiem.

-No ej, proszę- podeszłam do łóżka i nie czekając ani minuty dłużej rzuciłam się na mężczyznę, który jednak nie długo pozwolił mi górować gdyż ledwo co na nim usiadłam on przewrócił mną i tym razem to on spoczywał na mnie trzymając moje ręce na wysokości mojej głowy.

-Pomogę Ci, ale- zawahał się spoglądając na mnie spod przymrużonych oczy i zaraz później uśmiechnął się. Nie wiedziałam o co chodzi, ale to musiało być coś co nie ucieszy mnie równie mocno jak jego, widziałam to po nim, ten uśmieszek znałam bardzo dobrze. –Przyjdziesz dzisiaj na imprezę do mnie- mrugnął do mnie oczkiem a ja westchnęłam pod nosem, tak ja mówiłam, pomysł mnie nie ucieszył. Słyszałam o tej imprezie, jeszcze tydzień temu pewnie bym na nią poszła, jednak teraz nie miałam na to ochoty. Spotykanie się ze znajomymi Tylera to jeszcze nic, ale z samym Tylerem to może być nieco problem. Obiecałam sobie, że będę go omijać szerokim łukiem mimo, że to nie będzie łatwe biorąc pod uwagę fakt, że Brian jest i jego i moim przyjacielem.

-Wiesz, że chciałabym przyjść ale wolałabym nie spotykać się z Tylerem- odparłam próbując wyrwać się z uścisku co ani trochę nie pomogło.

-Będziesz przed nim uciekać całe życie?- brunet poluzował swoje dłonie przez co wyrwałam się, a on nie chcąc mnie dłużej przetrzymywać zszedł ze mnie opadając na miejsce obok mnie.

-Tu nie chodzi o uciekanie, po prostu nie chcę się z nim spotykać- wzruszyłam ramionami schodząc z łóżka i zaraz później siadając na podłodze gdzie zaczęłam układać wyrzucone przeze mnie ciuchy. Czy to dziwne, że nie mam ochoty patrzeć na mężczyznę, który mnie skrzywdził? Może jeszcze powinnam to zaakceptować, wybaczyć mu i wrócić do niego bądź zostać jego najlepszą przyjaciółką? Może i jestem osobą o miękkim sercu, ale to nie znaczy, że będę się nie szanować i pozwalać na to by inni mnie krzywdzili.

-Rozumiem, ale na tej imprezie będzie sto innych osób- Brian nie dawał za wygraną, nic dziwnego, większość osób, które znam są uparte i nie do zgięcia, chyba jedynie ja jestem inna.

-I większość to przyjaciele Tylera- spojrzałam na towarzysza nie przestając składać bluzki, którą zaraz później rzuciłam w kąt pokoju stwierdzając, że jednak oddam ją potrzebującym.

-Ale ja jestem też Twoim przyjacielem i proszę Cię żebyś przyszła, możesz kogoś ze sobą zabrać- uśmiechnął się i chwilę później usiadł obok mnie i pogłaskał mnie po głowie. –Tyler niech żałuje tego co zrobił, bo stracił coś najcenniejszego w swoim życiu- uśmiechnął się delikatnie co ja odwzajemniłam. Te słowa wypowiedziane z ust Briana wiele dla mnie znaczyły. Mimo, że to był najlepszym przyjaciel mojego byłego nie bronił go, nie usprawiedliwiał tylko po prostu wspierał mnie będąc na wyciągnięcie ręki.

-W porządku, przyjadę, ale wezmę ze sobą Sophie, dobra? –spojrzałam na niego widząc, że mężczyzna nie ma najlepszych relacji z dziewczyną. Kiedyś jak jeszcze byłam z Tylerem oboje zapoznaliśmy Sophie i Briana ze sobą na jednej z imprez organizowanych przeze mnie. Tyler za wszelką cenę chciał ich ze sobą związać, uważał, że było by cudownie gdybyśmy zawsze trzymali się w czwórkę mimo, że sam nie przepadał za Sophie- z wzajemnością. Blondynka zaczęła spotykać się z Brianem byli na dwóch „randkach” później wylądowali w łóżku, a następnego dnia przestali się odzywać. Sophie uznała, że to nie jest chłopak, dla którego warto tracić czas. Byłam na nią zła, Tyler również był, a Brian przez kilka dni nie wychodził z domu, nie chciał nikogo widzieć ani nawet z nikim rozmawiać. Jednak później wszystko się ułożyły i oboje stwierdzili, że pozostaną przyjaciółmi- nie pozostali, nie spotykali się ze sobą tak jak ja to robiłam z nimi, nie dzwonili do siebie, ani nigdy nie pytali co u drugiego. Kiedy już mieli się spotkać to jedynie na jakiś wspólnych imprezach bądź przez przypadek, jednak mimo wszystko Brian się pozbierał i zapomniał o tym jak dziewczyna go potraktowała.

-Nie ma sprawy- uśmiechnął się i uniósł ku górze różową koszulkę z Kubusiem Puchatkiem  Zaśmiałam się widząc jak mężczyzna unosi brew ku górze i przenosi wzrok na moją postać.- Co to ma być?

-To stara koszulka- wyrwałam Brianowi bluzkę należącą do mnie po czym poskładałam ją i odłożyłam na bok do rzeczy, których szkoda wyrzucić. Mężczyzna nie czekając dłużej wygrzebał różową koszulkę w czarne czaszki po czym wybuchnął gromkim śmiechem.

-Żartujesz, że Ty w tym chodziłaś- wycedził wciąż nie przestając się śmiać. Muszę przyznać, że tak. Był moment w moim życiu kiedy należałam do młodzieży, która uwielbiała się buntować i znalazłam sobie towarzystwo uwielbiających styl „emo” tak więc i ja taki przyjęłam. Grzywka od środka głowy na całe czoło, wszystko koloru różowo-czarnego, smutne piosenki w słuchawkach i żadnego sensu do życia. Rodzice nie mogli na mnie patrzeć, brat wyśmiewał, a ja wszystkich nienawidziłam- jednak nie cięłam się, mimo, że moi znajomi to robili. Ten okres nie jest dobrze wspominanym przeze mnie czasem, trwało to zaledwie trzy miesiące, o których ja chciałabym zapomnieć.

     Sięgnęłam po bluzkę, którą brunet trzymał w rękach, jednak on nie chciał jej oddać. Uniósł się z miejsca po chwili pozbywając się swojej koszulki- jeśli jesteście ciekawi, to owszem miał cudowny tors, w końcu trzy godziny co dziennie na siłowni robią swoje. Mężczyzna stanął przed lustrem, które stało w rogu pokoju po czym ubrał na siebie różową bluzkę, która sięgała mu przed pępek, a ja jedynie usłyszałam jak nitki zaczynają pękać.

-Moje życie nie ma sensu, nikt mnie nie kocha, nikt nie szanuje, nie chcę więcej żyć!- krzyknął Brian zaraz później udając, że się tnie. Jego twarz była smutna, co chwile pociągał nosem i nawet przez chwilę się nie uśmiechnął, czego ja nie potrafiłam przestać robić. Brunet po chwili upadł na podłogę udając tym sposobem, że nie żyje.

-Bardzo śmieszne- zaśmiałam się próbując wyglądać na obrażoną i chwilę później rzuciłam bluzką w leżącego mężczyznę. Mój towarzysz uniósł się z miejsca i ściągnął z siebie bluzkę rzucając ją na stertę ubrać, które udają się na śmietnik.

-Oh wybacz- odezwał się podchodząc i podnosząc rzuconą przed chwilą bluzkę. –Możesz chcesz ją sobie zatrzymać? –wybuchnął śmiechem na co ja zmierzyłam go złowrogim uśmiechem nie przestając układać ciuchów. Brian widocznie świetnie się bawił bo zaczął kopać w stercie ciuchów, które powinien pomagać mi układać a nie robić jeszcze większy bałagan. –Masz tu jeszcze coś ciekawego?

 

 

 

 

-Dzięki jeszcze raz- pomachałam mężczyźnie, który kierował się w stronę windy. Po dwu godzinnym sprzątaniu w garderobie oboje udaliśmy się do salonu, w którym na nowo musieliśmy przestawić sofę. Później oboje opadliśmy na nią ze zmęczenia i leżeliśmy tak ponad godzinę zupełnie nic nie robiąc. Od czasu do czasu Brian mi przeszkadzał poprzez łaskotanie, zatykanie nosa a nawet posunął się do położenia swoich stóp na mojej twarzy przez co dostał ode mnie kopniaka w  brzuch i przez kilkanaście minut zwijał się z bólu.

-Widzimy się za dwie godziny u mnie, pamiętaj! –przypomniał się brunet, który zaraz później wszedł do winy. Na szczęście telefon do Sophie już wykonałam i dziewczyna z niezwykłą radością przystała na moją propozycję co do dzisiejszego wypadu na imprezę. Wróciłam do salonu podchodząc do wielkiego okna i przyglądając się jak przyjaciel wchodzi do samochodu stojącego pod blokiem. Kiedy już odjechał uniosłam wzrok na blok naprzeciw i dostrzegłam w mieszkaniu Antonio postać, na pierwszy rzut oka ciężko było rozpoznać. Antonio i José z daleka wyglądali dosłownie identycznie dlatego rozpoznanie osoby sprawiło mi lekką trudność. Jednak kiedy mężczyzna stanął przy oknie machając mi i uśmiechając się wtedy rozpoznałam, że jest to nikt inny jak José. Odmachałam mu i po chwili usłyszałam dźwięk smsa, chwyciłam za telefon odczytując wiadomość. 

8 komentarzy:

  1. Nie ma to jak przyjaciel przy porządkach i przemeblowaniu, szczególnie jeśli jest się kobietą i potrzeba kogoś do przenoszenia rzeczy :D Brian jest świetny! Bardzo mi się podoba jago bezpośredniość i stanowczość, i oczywiście poczucie humoru xd Scena z Emo była świetna :)
    Uch... i oczywiście nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Za takie zakończenie powinni zamykać :P
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szybko dawaj następny rozdział ! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział ;D można się ubawić :P ciekawe co to za sms ;>> pewnie Jose ^_^ hmmm a może Tyler?
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. tak sobie myślę, że też chciałabym mieć takiego przyjaciela, Brian jest świetny ;> sama się do siebie śmiałam, kiedy czytałam, co on robi ;d w sumie, gdybym była na miejscu Hope, to zamiast Sophie wzięłabym Jose na imprezę ;p ale cóż, czekam na następny rozdział ;d a, zapomniałam dodać, strasznie mnie ciekawi ten sms... weny życzę ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. niby nic takiego, ale uśmiałam się, jak to czytałam ^^ Brian jest taki pocieszny i wiedziałam, że ta kanapa nie zmieści sie na tamtej ścianie ^^ ja zamiast przesuwać od razu, zmierzyłabym kanapę, ścianę i wyszłoby od razu, ale okay.. po co myśleć, skoro można użyć mięśni i trochę się pomęczyć, co nie? xd ciekawa jestem, co stanie sie na tej imprezie, bo mam nadzieję, że coś sie stanie xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Zatem potwierdziło się, że Brian to i świetny aktor, i świetny przyjaciel. W pewnych momentach nie mogłam aż powstrzymać się od śmiechu. Szkoda, że Hope chce iść na tą imprezę z Sophie, obstawiałam, że może weźmie Jose ;)
    Rozdział super. Jedyne czego mi brakowało to... więcej Jose! Nie wiem, ale tak jakoś bardzo, bardzo bardzo go polubiłam i nawet Brian nie jest w stanie tego mojego uwielbienia zmniejszyć.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. jak to czytam, to żałuję, że nie mam takiego przyjaciela. ;< podczas czytania - jeden wielki uśmiech ;p tak jak w komentarzu powyżej, na miejscu Hope zabrałabym Jose ;> ale nic, życzę dużo weny ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Brian wygrywa, chociaż faktycznie szkoda,że Hope zamiast Sophie nie chciała wziąć na imprezę Jose żeby pokazać Tylerowi, że nie rozpacza specjalnie po ich rozstaniu :D

    OdpowiedzUsuń