sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 16.


      Słowa Antonio muszę przyznać mnie zaskoczyły gdyż nigdy nie rozmawiałam z José o przyszłości, no może kilka razy, ale to nic konkretnego. Już miałam pytać mężczyznę co ma na myśli kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do mieszkania. Odwróciłam się widząc u progu José, uniosłam się z miejsca, a razem ze mną Antonio. Spojrzałam na bruneta, na którego czekałam, a on jedynie zmierzył mnie wzrokiem najwyraźniej nie spodziewając się mnie tutaj.
-Hej, możemy pogadać- zapytałam spoglądając na Antonio, który wpatrywał się w nas nie spuszczając wzroku nawet na moment. Co chwile moczył usta w trunku i uśmiechał się szeroko jakby sam do siebie. José westchnął pod nosem rzucając klucze na niewielką szafkę po czym pokiwał głową spoglądając na przyjaciela, który najwidoczniej zafascynowany był mną i jak swoim przyjacielem ponieważ nawet na moment nie spuszczał z nas wzroku.
-Antonio?- odezwał się i skinął głową w stronę sypialni. Chyba tylko ja i José wiedzieliśmy o co chodzi, to po prostu było poproszenie o wyjście i zostawienie nas samych jednak brunet chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.
-Co?- zapytał nalewając sobie whisky do szklanki.
-Mógłbyś nas zostawić samych?- zapytał José kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem. Hiszpan ześlizgnął buty ze stóp czekając aż w końcu przyjaciel załapie o co został właśnie poproszony. Antonio wypił do końca szklankę trunku po czym podszedł do drzwi wyjściowych uchylając je delikatnie.
-Jasne wygońcie mnie z własnego domu- parsknął Hiszpan wychodząc z mieszkania i zatrzaskując za sobą drzwi. Westchnęłam pod nosem spoglądając kątem oka na José, który pokierował się do kuchni. Salon był połączony z dużym pokojem i przedpokojem, który właściwie nawet nie istniał. Mieszkanie było identycznie ułożone jak moje tak więc jakby przymknąć oczy i poruszać się po nim z pamięci, to mogłaby nawet pomyśleć, że jestem u siebie.
-O czym chciałaś pogadać?- zapytał brunet otwierając lodówkę na oścież i zawzięcie w niej czegoś szukając. Jeśli zastanawiacie się czy czułam się nieco olewana, to owszem, miałam takie wrażenie. José nie zachowywał się jak zawsze, ale mimo wszystko nie zniechęciło mnie to do rozmowy z nim i do wyjaśnienia całej wczorajszej sytuacji.
-Moglibyśmy usiąść?- zapytałam wskazując kanapę na co mężczyzna zamknął lodówkę i spojrzał na mnie mierząc mnie wzrokiem. Wzruszył beztrosko ramionami kierując się w stronę wskazanego przeze mnie miejsca. Zasiadł na kanapie zostawiając też miejsce dla mnie. Wzięłam głęboki oddech siadając obok Hiszpana i nagle dopadła moją głowę zupełna pustka. Wszystko ulotniło się  jakby za pstryknięciem palca, dosłownie w przeciągu kilku minut przestałam pamiętać to co chciałam powiedzieć brunetowi gdy go spotkam. Nie wiedziałam jak zacząć, co powiedzieć ani tym bardziej jak dobrać słowa. Mój wzrok wirował niemalże po całym pokoju, a mężczyzna siedział oparty wpatrując się gdzieś przed siebie. Dopiero po chwili ocknęłam się zdając sobie sprawę, że powinnam jakoś zacząć, jednak ta pustka powodowała, że nawet uchylenie ust wydawało mi się trudne.
-Hope?- pierwszy odezwał się José przenosząc wzrok na mnie. Przełknęłam ślinę strzelając kościami u  palców by choć przez chwile poczuć się rozluźniona, jednak nawet to mi nie pomogło.
-Przepraszam, nie wiem od czego zacząć- odezwałam się po chwili musząc odchrząknąć gdyż mój głos nabrał lekkiej chrypki najprawdopodobniej spowodowanej zdenerwowaniem. José pokiwał głową jakby doskonale mnie rozumiejąc.
-Najlepiej od początku- zaproponował odwracając się w moją stronę tak byśmy mogli mieć siebie naprzeciwko- Kim dla Ciebie jest Tyler?- zapytał, a ja nagle poczułam się lepiej, jedno pytanie pomogło mi zapanować nad sobą i wszystko w głowie jakby wróciło na miejsce.
-Nikim- odparłam szybko jednak widząc minę Hiszpana wiedziałam, że ta odpowiedź go nieusatysfakcjonowana dlatego postanowiłam kontynuować- Owszem kiedyś byliśmy w związku, dość długim bo trwało to dwa lata, ale to już przeszłość. Dowiedziałam się, a raczej przyłapałam go na zdradzie i od tamtej pory z nim się nie spotykam.- wyjaśniłam wzruszając przy tym ramionami, a na samą myśl o nocy kiedy zobaczyłam Tylera w łóżku z inną aż wzdrygnęło mną a na ciele pojawiły się nieprzyjemne dreszcze.
-I dlaczego nie mogłaś tego powiedzieć od razu?- zapytał José jakby to właśnie to było w tym momencie najważniejsze, jednak nie chcąc wybuchnąć niepotrzebnie zdecydowałam się wziąć kilka oddechów by się uspokoić.
-Nie wiem, to był impuls- wzruszyłam ramionami błądząc wzrokiem po Hiszpanie siedzącym naprzeciwko mnie. Nie lubiłam takich rozmów, zazwyczaj stresowałam się i przed nią i w trakcie a nawet po. Byłam osobą, która pragnie omijać konflikty szerokim łukiem, a kłótnie wręcz nie wchodząc w grę.
-Jak dawno się rozstaliście?- zapytał José nieco zaskakując mnie tym pytaniem. –Jeśli oczywiście mogę wiedzieć.
-Dwa dni przed tym jak Cię poznałam-odpowiedziałam spoglądając na towarzysza, który nie ukrywał swojego zaskoczenia. Mężczyzna uniósł się z miejsca podchodząc do komody i przez chwilę oboje milczeliśmy. Była to jednak krótka chwila a ja czułam jakbyśmy zatrzymali się w tym punkcie przez kolejne kilka godzin.
-Kochasz go?- José odwrócił się do mnie przyglądając się mi uważnie. To pytanie zdecydowanie spowodowało, że moja szczęka opadła gdyż do tej pory nikt nigdy mnie o to nie pytał. Nie zastanawiało to nikogo czy po tym wszystkim czuję coś jeszcze do mężczyzny, który tak bardzo mnie skrzywdził. Sama myślałam o tym przez kilka nocy, próbowałam dojść do tego czy go kocham, ale chyba dopiero teraz zrozumiałam co czuję do jego osoby.- Nie musisz odpowiadać- dodał po chwili José, a ja uniosłam się z miejsca podchodząc do niego i patrząc mu prosto w oczy.
-Nie- odpowiedziałam czując lekką chrypkę, która jak zwykle pojawiła się nie w porę- Nie kocham go- powiedziałam zdecydowanie uśmiechając się do Hiszpana.  Może i łączyło mnie wiele rzeczy  z Tylerem, może miałam z nim masę wspomnień i chwil, które na pewno zostaną w mojej pamięci, jednak na dzień dzisiejszy nie czułam do niego miłości, którą obdarowywałam go kilka miesięcy temu. Całe uczucie do niego zaczęło wygasać w lutym, czyli jakieś pięć miesięcy temu. Przekonywałam się, że to pewnie przejściowe, jednak jego zdrada uświadomiła mnie, że nigdy już nie wypowiem w jego kierunku słów „kocham Cię”. Po naszym rozstaniu kilka razy pojawiła się myśl w mojej głowie, że jednak wciąż czuję coś do niego, po przeczytaniu książki ta myśl powróciła, jednak zrozumiałam jedno. Nasza miłość skończyła się na dobre z początkiem jego romansu.
Po chwili José rozłożył ręce ,a ja uśmiechnęłam się podchodząc do niego i pozwalając by jego szerokie ramiona objęły moje kruche ciało. Uśmiechnęłam się czując jak Hiszpan gładzi moje włosy składając pocałunek na głowię, którą chwilę później delikatnie uchylił do tyłu.
-Proszę Cię nie okłamujmy się, nie miejmy przed sobą tajemnic i mówmy sobie nawet najgorszą prawdę, dobrze?- odezwał się brunet, a ja zdecydowanie pokiwałam głową w zupełności zgadzając się z jego słowami. Już chciałam coś powiedzieć jednak przerwał mi w tym José, który złożył na moich ustach delikatny pocałunek wywołując tym sposobem przyjemny dreszczyk przeszywający każdą, nawet najmniejszą części ciała.
-Jakie masz plany na wrzesień? Antonio coś mówił- odezwałam się kiedy odkleiliśmy się od siebie zakańczając cudowny pocałunek, który jak dla mnie mógłby trwać wiecznie. Hiszpan odsunął się o krok machając przy tym ręką, a na jego twarzy pojawiło się lekkie zamieszanie.
-Antonio często bredzi- José zaśmiał się,  a w pokoju rozbrzmiał się dźwięk telefonu, który po chwili mężczyzna wyciągnął z kieszeni. –Przepraszam Cię na chwilę- uśmiechnął się unosząc komórkę ku górze i zaraz później nacisnął zieloną słuchawkę odchodząc kilka kroków dalej. Uśmiechnęłam się przyglądając się  rzeczom stojącym na komodach. W salonie na całą długość jednej ze ścian stały niskie, czarne meble, a na nich postawiony był między innymi wielki telewizor oraz kilka innych rzeczy. Podeszłam bliżej biorąc do ręki zdjęcie przedstawiające dwóch chłopaków na plaży. Nie musiałam zgadywać, że jest to José i Antonio w wieku mniej więcej osiemnastu lat. Oboje mieli dłuższe czarne włosy opadające im prawie na oczy, byli jedynie w krótkich spodenkach jeden w czarnych, drugi w granatowych. Muszę przyznać, że musiałam dobrze się przypatrzeć by rozpoznać, który to który jednak jakoś mi się udało i spokojnie mogłam stwierdzić, że José jest nieco lepiej zbudowany.
      Kiedy Hiszpan skończył rozmawiać opadł na kanapę, a ja odwracając się w jego stronę podeszłam bliżej siadając na fotelu stojącym niedaleko.
-Wszystko w porządku?- zapytałam spoglądając na mężczyznę, który właśnie przejeżdżał dłonią po swoich gęstych, czarnych włosach.
-Muszę jechać na tydzień do Hiszpanii- odpowiedział po chwili głośno wzdychając. Dopiero po chwili jego słowa doszły do moich uszu i w między czasie miałam okazję zdać sobie sprawę z faktu, że José nie na stałe przyjechał do Santa Ana. Przełknęłam głośno ślinę nie chcąc myśląc o rozstaniu, które mogłaby raz na zawsze zakończyć coś co na dzień dzisiejszy ma całkiem niezły początek.
-Coś się stało?- zapytałam unosząc się z miejsca i podchodząc do kanapy, na której siedział brunet i chwilę później zajęłam wolne miejsce obok niego.
-Nie, po prostu muszę coś załatwić- mężczyzna uśmiechnął się łapiąc mnie za dłoń, którą zamknął w objęciu swoich dużych dłoni. Po chwili oboje przenieśliśmy wzrok na otwierające się drzwi, a u progu ujrzeliśmy Antonio.
-Jeśli jeszcze nie skończyliście przykro mi, ja muszę skorzystać z toalety- oznajmił brunet wchodząc w głąb domu z zaciśniętymi nogami i rękoma na kroczu. Wraz z  José wymieniliśmy się spojrzeniami a na naszych twarzach malowały się szerokie uśmiechy.  Antonio po chwili do nas dołączył opadając na fotel i swoje nogi kładąc na szklanym stole.
-Siedziałeś cały czas na klatce?- zapytał rozbawiony  José mierząc przyjaciela wzrokiem na co on jedynie uniósł się z miejsca podchodząc do niewielkiego barku gdzie nalał sobie szklankę whisky, która jak na moje oko była jego najlepszą przyjaciółką.
-A jak myślisz?- zapytał ironicznie brunet upijając kilka łyków trunku- Gdzie mógłbym wyjść tak ubrany? –wskazał wolną dłonią na siebie- Stop- dodał unosząc dłoń ku górze jakby chcąc wszystkich uciszyć mimo, że nikt nawet nie planował nic mówić- Raczej rozebrany- zaśmiał się wywracając przy tym teatralnie oczami. –Wiesz jak dziewczyny reagują gdy widzą mnie tylko w spodniach- prychnął Antonio przejeżdżając dłonią po swoim nagim torsie, który w tym momencie wcale nie wywierał na mnie tak ogromnego wrażenia jak kilkanaście minut temu. Wraz z  José przenosiliśmy wzrok to na siebie to na bruneta stojącego naprzeciwko po czym oboje po skinięciu głową unieśliśmy się z kanapy udając się w stronę wyjścia.

*

      Było koło osiemnastej kiedy wróciłam do domu i zmęczona opadłam na kanapę znajdującą się w salonie. Byłam wykończona, każdego dnia coraz wcześniej odczuwałam zmęczenie a o wstawaniu przed ósmą nie było nawet mowy. Spojrzałam na stolik, na którym wciąż leżała książka napisana przez Tylera po czym westchnęłam głęboko biorąc ją do rąk. Przyglądałam się okładce, czytałam wszystkie słowa zapisane na niej z przodu jak i z tyłu gdzie widniało zdjęcie autora. To właśnie w tych kilkuset stronach zapisana jest cała nasza historia. Nie chcąc dłużej nad tym rozmyślać uniosłam się z kanapy nie widząc żadnego sensu w siedzeniu samej w domu. Może i byłam zmęczona tą całą bieganiną, jednak było miejsce, które powinnam odwiedzić. Cmentarz.
      Stanęłam przed grobem brata uśmiechając się pod nosem po czym usiadłam na trawie jak zwykle opierając się o stojące w pobliżu drzewo. Już chciałam zacząć rozmawiać do nagrobka kiedy ujrzałam tuż obok mnie zatrzymującą się osobę. Spojrzałam na buty i od samego dołu do góry zmierzyłam osobę znajdującą się obok mnie. Słońce utrudniło mi patrzenie z góry dlatego uniosłam dłoń przysłaniając nią promyki.
-Cześć- odezwał się Tyler zaraz później jak gdyby nigdy nic zajmując miejsce obok mnie. Uśmiechnęłam się jedynie spuszczając wzrok, który powrócił na zdjęcie brata.
-Nie wiedziałam, że tu przychodzisz- odezwałam się kątem oka spoglądając na blondyna, który uśmiechnął się będąc zapatrzony w ten sam punkt co ja.
-Jestem tu w każdy czwartek- odpowiedział Tyler nieco zaskakując mnie tymi słowami. Wiedziałam, że do Ethana przychodzi dużo osób gdyż większość ludzi w mieście go znała i szanowała, jednak nie spodziewałam się, że Tyler również należy do tych osób, które przychodzą porozmawiać z moim bratem. –Ethan to jedyna osoba, która zawsze mnie wysłucha- dodał blondyn uśmiechając się pod nosem. Pokiwałam głową ze zrozumieniem, gdyż w moim przypadku było tak samo. Owszem miałam Sophie i Briana- którego zresztą Tyler też miał, jednak to nie to samo. Zwierzając się przyjaciołom nie wiesz czy usłyszysz to co chciałabyś usłyszeć, powierzając im sekret nie wiesz czy kiedyś przez przypadek oni go nie wygadają, dlatego Ethana można uznać za idealnego słuchacza, który nie narzuca Ci niczego ani nie daje niepotrzebnych rad. –Byłaś wczoraj na imprezie u Sophie?- zapytał po chwili przenosząc wzrok na mnie, jednak ja tego nie zrobiłam. Zacisnęłam jedynie usta w wąską linię, zdając sobie sprawę, że Tyler kompletnie nic nie pamiętał i chyba tak powinno zostać. –Wybacz, mało co pamiętam- dodał po chwili blondyn i oparł się tuż obok mnie.
-To normalne- uśmiechnęłam się ironicznie przenosząc wzrok na towarzysza, który wydał się nieco speszony moim komentarzem. Mężczyzna nic nie odpowiedział a ja ujrzałam jedynie jak jego
jabłko Adama unosi się i opada wraz z przełknięciem śliny. –Byłam, ale Cię nie widziałam- skłamałam patrząc przed siebie. I może faktycznie ostatnio coraz częściej zdarzają mi się kłamstwa jednak akurat tego nie żałuję. Nie jestem w nastroju na zdawania relacji z wczorajszego wieczoru gdyż chciałabym o nim jak najszybciej zapomnieć.
-Pamiętam jedynie jak rozmawiałem z jakimś mężczyzną- odezwał się po chwili Tyler przenosząc swoje zielone tęczówki na moją osobę. Przełknęłam ślinę nie chcąc by towarzysz mówił nic więcej, a tym bardziej, żeby zaczął sobie cokolwiek przypominać. –W zasadzie to chyba na tym kończą się moje wspomnienia- zaśmiał się jednak szybko spoważniał widząc, że moje usta nawet nie drgnęły ku górze. Blondyn uniósł się z ziemi wytrzepując spodnie z trawy na co ja nawet nie spojrzałam w jego kierunku, chcąc jak najszybciej zostać sam na sam z bratem. –Hope?
-Słucham?- zapytałam spoglądając na Tylera, który właśnie wślizgnął swoje dłonie do kieszeni od spodni.
-Wybaczysz mi kiedyś?-pytanie mężczyzny nieco zbiło mnie z tropu gdyż nigdy, nawet przez moment nie zastanawiałam się nad odpowiedzią. Nie wiem czy przez brak czasu czy może przez co, że nawet nie spodziewałam się, że mężczyzna może mnie o to kiedykolwiek zapytać.
-Może wybaczyć, wybaczę, ale nie zapomnę- wzruszyłam ramionami po raz kolejny spuszczając wzrok. Blondyn nic nie odpowiedział tylko westchnął głośno odchodząc i zostawiając mnie tylko i wyłącznie z bratem. Spojrzałam w kierunku Tylera widząc jego oddalającą się postać po czym oparłam głowę o pień drzewa czując w swoim sercu zupełną pustkę, które pozostała po Tylerze.  –Wiesz Ethan- zaczęłam spoglądając na zdjęcie brata widniejące na nagrobku.- Chciałabym wiedzieć co byś mi teraz powiedział, co byś mi doradził, a przede wszystkim jak byś mi wyjaśnił to wszystko o czym nie miałam zielonego pojęcia. Te długi, Twój układ z Ethanem, miałeś tyle  tajemnic –poczułam jak łzy napływają mi do oczu, jednak ja za wszelką cenę nie chciałam ich wypuścić i po prostu zacisnęłam mocno zęby wiedząc, że czasami mi to pomaga. –Gdybyś tylko mógł mi dać jakąś podpowiedź- powiedziałam przez zaciśnięte zęby a po chwili z nieba zaczęły spadać krople deszczu. –Świetnie- skomentowałam patrząc w górę i tym samym pozwalając na to by krople zatrzymywały się na moje twarzy. Ucałowałam nagrobek po czym uniosłam się z ziemi i czym prędzej ruszyłam ku wyjściu. Deszcze z każdym krokiem stawał się silniejszy a ja już zwątpiłam, że przyśpieszenie da mi cokolwiek. Tak czy siak zanim dojdę do domu będę cała mokra więc bieg w ogóle nie jest wskazany, wręcz przeciwnie, tylko się zmęczę. Rozglądałam się dookoła obserwując ludzi, którzy wyglądali na nieco zaskoczonych tymi opadami, które przyszły niespodziewanie. Nie było tak jak zwykle, że najpierw robiło się szaro na dworze, zrywał się potężny wiatr i dopiero po chwili zaczynało padać. Tym razem deszcze pojawił się w najmniej spodziewanym momencie, kiedy niebo było błękitne, a na nim widniało słońce zrzucające swoje promyki. 

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 15.


      José i Tyler? To było naprawdę wielkie zaskoczenie.
      Podbiegłam do Hiszpana by mu pomóc a dodatkowo do tego dostałam ledwo przytomnego Tylera, który jak zwykle przesadził z ilością alkoholu. Za pewne nie zdziwiłoby mnie to gdyby nie fakt, że José znał jego imię w takim razie musieli się poznać, a więc bardzo prawdopodobne, że José dowiedział się czegoś co raczej powinien dowiedzieć się ode mnie, a nie od  pijanego Tylera. Wiedziałam żeby nie spędzać pół wieczoru z Sophie, która zresztą po godzinie nie była nawet w stanie wstać, a później skończyła nad miską. Jedynym plusem był fakt, że miałam okazję poznać Josha, który wydał mi się podejrzanym mężczyzną przez co nie zdobył mojego zaufania. Jego zachowanie było jakby wymuszone i cokolwiek nie powiedział Sophie od razu to robiła nie zwracając uwagi na innych. Może błędnie go oceniłam, ale na dzień dzisiejszy jestem pewna, że to nie jest mężczyzna godny blondynki.
-Chcesz go zawieźć do domu?- zapytałam zaskoczona spoglądając na blondyna, który spał oparty o drzewo.
-Znasz go może?- zapytał José unosząc się z ziemi chowając brudną chusteczkę do kieszeni. Spojrzałam to raz na blondyna to na bruneta, a kiedy usłyszałam pytanie Hiszpana bez zastanowienia odpowiedziałam:
-Nie- przygryzłam dolną wargę obserwując jak José podchodzi do Tylera i nachyla się nad nim zaraz później klepiąc go w policzek. Ta cała sytuacja nie podobała mi się ani trochę, wiedziałam, że jeśli Tyler się ocknie może coś palnąć, a ja później będę się musiała tłumaczyć z kłamstwa, którego wcale nie chciałam popełnić. Może powinnam się przyznać, że go znam, ale jakby to wyglądało jakbym nagle zaczęła opowiadać, że jest to mój były, z którym byłam dwa lata związana.
-Zadzwoń po taksówkę, dobra?- odezwał się Hiszpan wciąż próbując obudzić Tylera, który jedynie mamrotał coś pod nosem. Wyciągnęłam komórkę i bez zastanowienia wykonałam telefon, o który zostałam poproszona. –Tyler wstawaj- José wciąż klepał mężczyznę po policzku, a kiedy on się ocknął brunet pomógł mu wstać na równe nogi, co nieco sprawiło mu trudności dlatego pomogłam im zarzucając sobie Tylera rękę na ramię.- Gdzie mieszkasz?- zapytał Tylera kiedy ten wciąż o zamkniętych oczach stał oparty o drzewo nucąc sobie piosenkę pod nosem.
-5 Es 4 tree- wybełkotał Tyler a José zmierzył mnie jedynie wzrokiem nie bardzo rozumiejąc słowa mężczyzny.
-Gdzie?- zapytał Hiszpan nachylając się nad blondynem by tym razem lepiej móc go usłyszeć.
-507 West 4th Street- odpowiedziałam, a José spojrzał na mnie lekko zaskoczony. Wzruszyłam ramionami uśmiechając się delikatnie.
-Jak Ty to zrozumiałaś?- zapytał, a ja jedynie zacisnęłam usta w wąską linię mając szczęście, że w tym momencie akurat nadjechała taksówka. Oboje pokierowaliśmy się w stronę pojazdu wsadzając do niego półprzytomnego Tylera, które ledwo chodził o własnych siłach. 
-Ja pojadę z nim, a Ty weź motor- zaproponowałam łapiąc za drzwi taksówki jednak w tym samym momencie José chwycił mnie za rękę.
-Nie pozwolę Ci byś jechała z obcym mężczyzną- zakomunikował, na co ja uśmiechnęłam się pod nosem schylając się lekko by zobaczyć blondyna, który gadał coś pod nosem bardzo prawdopodobne, że do taksówkarza.
-Przecież nic mi się nie stanie, on ledwo żyje poza tym będę w taksówce, spokojnie- uśmiechnęłam się gładząc dłoń mężczyzny, która spoczywała na moim nadgarstku.
-W porządku, będę jechał tuż za Wami- oznajmił José całując mnie w czółko po czym nachylił się nad samochodem zaglądając do środka. –Trzymaj się Stary- Hiszpan odszedł od taksówki, do której ja się wślizgnęłam machając mu przez szybę. Gdy ruszyliśmy pierwsze co to obejrzałam się do tyłu chcąc upewnić się, że brunet jedzie za nami, oczywiście tak było. Był dosłownie metr za taksówką przez co czułam się bezpiecznie. Spojrzałam na Tylera, który w tym momencie akurat  uchylił powieki przenosząc wzrok na mnie. Przełknęłam głośno ślinę ściskając torebkę leżącą na moich kolanach.
-Hope, ko- odezwał się blondyn opadając na moje ramie i obejmując mnie swoją ręką zaczął całować mnie po policzku.- chanie- dodał po chwili uśmiechając się pod nosem.
-Tyler odsuń się- wysyczałam odpychając mężczyznę, który opadł na drugi bok przylegając tym samym policzkiem do zimnej szyby. Blondyn uśmiechnął się pod nosem zaraz później zamykając oczy.
-Wciąż - odezwał się znowu ocierając swoją twarz dłońmi.-Ja wciąż –dodał, jednak ja nadal nie wiedziałam co chce powiedzieć i chyba wolałabym zostać w tej nieświadomości- Cię kocham- wybełkotał mężczyzna przez co ledwo zrozumiałam jego słowa.  Nie odpowiedziałam nic nie chcąc wdawać się z nim w niepotrzebną rozmowę, która za pewne skończyłaby się na kłótni.
-Jesteśmy na miejscu- zakomunikował taksówkarz zatrzymując się przed dobrze znanym mi blokiem. Wzięłam głęboki oddech i nim zdążyłam zareagować drzwi od strony Tylera się otworzyły, a w nich ujrzałam José, który posłał w moim kierunku szeroki uśmiech. –To będzie trzynaście dolarów- odezwał się mężczyzna siedzący za kółkiem. Zaczęłam szukać portfela w torebce jednak José mnie uprzedził wręczając mężczyźnie pieniądze ,a mi jedynie puszczając oczko. Hiszpan pomógł Tylerowi opuścić samochód i całą trójką pokierowaliśmy się w stronę bloku przed którym się zatrzymaliśmy. W duchu modliłam się by blondyn nic nie mówił, ręce mi drżały a w brzuchu normalnie buzowało od połączenia sałatki z drinkami, które były naprawdę kiepskie.
-Czekaj znajdę jego klucze- oznajmiłam wsadzając ręce do jego kieszeni od spodni.
-Wiedzia-odezwał się Tyler śmiejąc się pod nosem i wymachując rękoma na prawo i lewo-łem, że- zrobił sobie krótką przerwę zatrzymując tym samym swoje ręce w powietrzu- czujesz coś do mnie- wybełkotał blondyn a José zmierzył mnie wzrokiem nie bardzo wiedząc o co chodzi. Kiedy poczułam klucze  w jego kieszeni dźgnęłam go najpierw palcem by zamilkł, a dopiero później wyciągnęłam to czego szukałam. Uśmiechnęłam się do José chcąc by jak najszybciej przestał się zastanawiać o co chodzi ledwo stojącemu na nogach mężczyźnie. Trójką udaliśmy się do bloku gdzie wsiedliśmy do windy naciskając guzik z odpowiednim numerem. Widziałam jedynie jak José mierzy mnie wzrokiem za pewne zastanawiając się skąd wiem, które piętro.
-Powiedział mi w taksówce- szepnęłam po czym skinęłam głową na Tylera uśmiechając się pod nosem.
-Chyba będę rzygał- zaśmiał się Tyler opierając się o ścianę.  Wraz z brunetem  na słowa blondyna odsunęliśmy się od niego, a on jedynie wybuchnął gromkim śmiechem najwidoczniej będąc rozbawiony ową sytuacją. –Żartwałem- odezwał się nie mogąc przestań się śmiać- Żartowłem- próbował się poprawić jednak i tym razem słowo, o które mu chodziło nie zabrzmiało tak jak powinno.- Żartowałem- krzyknął unosząc dłonie ku górze i sam sobie przybił piątkę będąc niezmiernie z siebie dumnym. Oboje z José przyglądaliśmy się mu z ciekawością ,a Hiszpan jedynie kręcić głową z niedowierzaniem i uśmiechem dosłownie naklejonym na twarzy. Kiedy dojechaliśmy na wyznaczone piętro wyszliśmy z windy udając się pod drzwi od mieszkania. Bez zastanowienia wsadziłam klucz w drzwi i przekręciłam nim dwa razy po czym otworzyłam je wpuszczając przodem José, z Tylerem u boku. Pokierowaliśmy się do sypialni gdzie José położył na łóżku mężczyznę, a ja nakryłam go kocem po czym oboje wyszliśmy z pokoju. Wraz z brunetem opuściliśmy mieszkanie delikatnie zatrzaskując za sobą drzwi i bez słowa udaliśmy się do windy.
-Znasz go- odezwał się brunet na co ja wstrzymałam powietrze i zacisnęłam ze zdenerwowania zęby. Poczułam się jakbym zaraz miała upaść gdyż nogi dosłownie zrobiły mi się miękkie.
-Co?- zapytałam spoglądając na towarzysza jednak szybko spuściłam z niego wzrok wiedząc, że nie potrafię patrzeć na niego kiedy kilkanaście minut temu okłamałam go nie zdając sobie sprawy jak szybko prawda wyjdzie na jaw.
-Widziałem w jego mieszkaniu Wasz wspólne zdjęcie jak się całujecie- odezwał się José z nieco uniesionym głosem po czym opuściliśmy budynek zatrzymując się przy motorze. Przełknęłam głośno ślinę wpatrując się w ziemię, która na tę chwilę wydawała mi się naprawdę interesująca. –Jest to Twój chłopak? A może narzeczony? Tylko proszę nie mów, że mąż, a obrączkę po prostu ściągnęłaś- José znowu odezwał się z lekko uniesionym głosem zaraz później parsknął machając przy tym ręką.- Nie ważne, wracajmy- odezwał się podając mi kask i nie czekając nawet na moją odpowiedź usiadł na motorze czekając aż zrobię to samo.
- José- zaczęłam jednak nie było mi dane dokończyć gdyż mężczyzna w tym samym momencie odpalił motor.
-Po prostu wracajmy- przerwał mi brunet, a ja nie chcąc go jeszcze bardziej denerwować usiadłam za nim niepewnie go obejmując. Jazda motorem chyba pierwszy raz wydała mi się taka szybka, dosłownie miałam wrażenie, że tylko mrugnęłam okiem a już byliśmy pod moim blokiem.   Zsiadłam z pojazdu ściągając przy tym kask, który zaraz później wręczyłam mężczyźnie. José nawet nie zgasił motoru jak miał w zwyczaju robić, po prostu czekał aż odejdę. –Dobranoc- odezwał się próbując się uśmiechnąć jednak tym razem nie wyszło mu to tak dobrze jak zawsze. Już chciałam coś powiedzieć kiedy to on odjechał nie pozwalając mi tym sposobem na żadne wyjaśnienie.

*

      Obudziłam się koło dziewiątej zdając sobie sprawę, że w te wakacje jeszcze ani razu porządnie się nie wyspałam. Przez chwilę myślałam o tym, że właśnie dzisiaj mogę spędzić cały dzień w łóżku jednak szybko odgoniłam tę myśl chcąc jak najprędzej spotkać się z José i wyjaśnić całą wczorajszą sytuację, przez którą miałam problem z zaśnięciem. Oczywiście rozumiałam złość Hiszpana, miał do tego prawo w końcu go okłamałam, jednak z drugiej strony mógł dać mi dojść do słowa, cokolwiek wyjaśnić zamiast tego wolał to przemilczeć i odjechać. Wstałam z łóżka kierując się do łazienki, w której doprowadziłam się do porządku co zajęło mi około czterdziestu minut gdyż podczas prysznica zastanawiałam się co właściwie powinnam powiedzieć José. Ubrałam na siebie krótkie jeansowe spodenki z wysokim stanem i do tego luźną, krótką białą bluzkę. Nawet nie miałam ochoty na śniadanie, na oglądanie porannych wiadomości czy po prostu posiedzenie na kanapie i po zastanawianie się nad swoim życiem, jedyne czego pragnęłam to znowu ujrzeć uśmiech na twarzy Hiszpana. Wślizgnęłam stopy w białe converse i zatrzaskując za sobą drzwi pokierowałam się w stronę schodów, które pokonałam w zaskakująca szybkim tempie i nawet pozwoliłam sobie na zeskoczenie z ostatnich trzech stopni. Ben jak zwykle przywitał mnie szerokim uśmiechem, który dzisiejszego dnia trudno było mi odwzajemnić jednak zrobiłam co w mojej mocy i chyba nie wypadło tak źle. Stanęłam przed ulicą rozglądając się czy nie jedzie żaden samochód , a kiedy okazało się, że droga jest pusta przebiegłam szybko znajdując się  przed blokiem mężczyzny. Wzięłam głęboki oddech pchając szklane drzwi. Za długą ladą siedział starszy mężczyzna zupełnie różniący się od Bena, uśmiechnął się do mnie szeroko pytając w czym pomóc i oczywiście w pierwszej chwili nie chciał mnie wpuścić na górę. Kilka uśmiechów i po sprawie, musiałam skłamać, że idę zrobić niespodziankę znajomym  na co mężczyzna się nabrał i pozwolił mi wejść. Uwierzcie mi też nie podoba się fakt, że znowu musiałam kogoś oszukać.
Wbiegłam po schodach na drugie piętro i kiedy zatrzymałam się przed drzwiami do mieszkania  oparłam dłonie o kolana nachylając się lekko do przodu by móc wyrównać tym sposobem mój oddech.  Zapukałam dwa razy do drzwi i po chwili u progu ujrzałam Hiszpana, jednak nie tego, którego się spodziewałam. Przede mną stanął Antonio w samych jeansach przez co zrobiło mi się gorąco na widok jego nagiego torsu, od którego nie mogłam oderwać wzroku.
-Jest może José?- zapytałam dochodząc do siebie i przenosząc wzrok na twarz bruneta, który uśmiechał się szyderczo najwyraźniej zauważając, że przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w jego idealnie wyrzeźbione ciało.
-Niestety nie, ale wejdź zaraz powinien wrócić- oznajmił Antonio uchylając szerzej drzwi, w pierwszej chwili się zawahałam jednak mimo wszystko zdecydowałam się na wejście i poczekanie na José. Musiałam z nim porozmawiać jak najszybciej. –Napijesz się? –zapytał po chwili brunet unosząc ku górze whisky.
-Nie dzięki- uśmiechnęłam się siadając na fotelu. Hiszpan nalał sobie pół szklanki trunku chwilę później opadając na kanapę ,a na stół kładąc nogi. Chyba nie przeszkadzał mu fakt, że chodzi przy obcej dziewczynie niemalże goły, wręcz odwrotnie wydawał się być dumny z siebie, a ja co chwile ukradkiem spoglądałam na jego tors przeklinając się za to w myślach.
-A więc słyszałaś o planach  José?

środa, 12 grudnia 2012

Mała informacja :)

Heeeej! Przychodzę do Was z informacją o nowym blogu z opowiadaniem. Założyłam go z przyjaciółką i chciałabym Was na niego zaprosić! Mam nadzieję, że wpadniecie i zostawicie swoje opinie :) Pozdrawiam serdecznie, a już w piątek tutaj pojawi się nowy rozdział :)

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 14.

José

     Wstałem koło jedenastej oczywiście za pomocą Antonio, który wrócił do domu kompletnie nie zwracając uwagi na to, że śpię. Włączył głośno muzykę i zaczął kręcić się po całym mieszkaniu bez konkretnego celu. Czasami zastanawia mnie jak przyjaciel może tak funkcjonować, jego życie każdego dnia wygląda tak samo. W nocy impreza, powrót nad ranem, spanie do południa i tak na okrągło. Przyznam szczerze, że kiedyś również taki byłem, ale nie wytrzymałbym tego na dłuższą metę, mój bunt trwał koło dwóch miesięcy, a Antonio? Odkąd go znam. Każda moja dziewczyna jak i przyjaciółki zastanawiały się dlaczego koleguje się z takim kimś, chociaż same najczęściej były nim zachwycone. Sami wiecie, dużo dziewczyn ciągnie do tych złych facetów, chyba właśnie dlatego Antonio ma takie powodzenie.
      Gdy usłyszałem dźwięk mojego telefonu poderwałem się do niego by go odebrać jednak Antonio mnie wyprzedził, bo on zawsze jest pierwszy kiedy nie trzeba .Przyjaciel chwycił moją komórkę uciekając na drugi koniec pokoju i wysoko ku górze niósł rękę, w której trzymał wciąż dzwoniącą komórkę.  Na moje szczęście byłem wyższy od Antonio więc nie miałem problemu z dosięgnięciem jej i zabraniem z rąk bruneta. Mając telefon w dłoni zacisnąłem zieloną słuchawkę widząc, że dzwoni Hope. Całej rozmowie oczywiście przyjaciel musiał się przysłuchiwać i jedynie kiwał głową wywracając przy tym teatralnie oczami za co kilka razy został przeze mnie kopnięty.
-Miałeś jechać dzisiaj ze mną na wyścig z tego co pamiętam- odezwał się Antonio kiedy właśnie skończyłem rozmawiać z Hope. Oczywiście zgodziłem się na pójście na imprezę jej przyjaciółki, mimo tego, że miałem zaplanowany wieczór.
-Faaaaktycznie- przedłużyłem słowo, które raczej zabawnie brzmiało z moich ust gdyż przyjaciel zmierzył mnie wzrokiem ze zmarszczonymi brwiami. Walnąłem się w czoło chcąc by brunet choć przez chwilę pomyślał, że kompletnie wypadło mi z głowy nasze ustalone spotkanie.
-Nie umiesz kłamać- Antonio uśmiechnął się ironicznie unosząc się z kanapy i wymijając mnie poklepał moje plecy kierując się do kuchni. Poszedłem za przyjacielem, który właśnie wyciągnął płatki śniadaniowe z szafki a chwilę później pokierował się w stronę lodówki, z której wyciągnął mleko. Oparłem się o blat obserwując każdy ruch przyjaciela, który chyba kompletnie zapomniał jak bardzo nienawidzi płatków z mlekiem.  Mężczyzna nabrał na łyżkę zupę mleczką, którą wsadził do buzi a chwilę później wypluł z powrotem do miski. –Fuj- skrzywił się, podchodząc do mnie i wyciągając w moim kierunku miskę- Chcesz?
-Nie dzięki Stary- poklepałem Antonio po ramieniu  spoglądając na miskę, w której właśnie pływały pogryzione przez mojego towarzysza płatki i na sam widok aż mną wzdrygnęło.
-Mówiłeś już Hope?- zapytał po chwili brunet, co mnie nieco zbiło z tropu gdyż w pierwszej chwili nie bardzo wiedziałem co przyjaciel ma na myśli dlatego nie chcąc zgadywać po prostu zapytałem.
-O czym?
-O wrześniu- odpowiedział Antonio odwracając się w moją stronę i mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów.
*

-Jeśli będziesz się kiepsko bawił to mów od razu- zakomunikowała Hope gdy właśnie zaparkowałem pod domem, w którym odbyć miała się impreza. Muszę przyznać, że trochę obawiałem się o swój motor, sami wiecie, młodzi ludzie wpadają na różne pomysły po pijaku. Dziewczyna nalegała byśmy jechali autobusem bądź metrem żebym i ja mógł się napić, jednak w końcu padło na motor- dokładnie tak jak ja chciałem. Wiedziałem, że nad ranem ciężko będzie złapać autobus, a co dopiero metro dlatego wolałem się poświęcić i nic nie pić, niż później martwić się o powrót. Chwyciłem brunetkę za rękę i oboje weszliśmy do domu, w którym ludzie świetnie się bawili i z tego co zauważyłem większość była już nieźle wstawiona. Po chwili podbiegła do nas drobna blondynka rzucająca się w ramiona mojej towarzyszki, która omal nie straciła równowagi. Kiedy dziewczyny w końcu się od siebie odkleiły właśnie miałem się przedstawić jednak nieznajoma mnie uprzedziła.
-Ty pewnie jesteś- zaczęła blondynka, jednak Hope nie dała jej dokończyć tylko wtrąciła się w środku zdania.
-José- wypowiedziała moje imię mierząc przyjaciółkę , a zaraz później odwracając się w moją stronę i uśmiechając się od ucha do ucha. Po przedstawieniu się dziewczyny zniknęły w kuchni obie obiecując, że zaraz wrócą, oczywiście zdawałem sobie sprawę, że ich „zaraz” może trwać wiecznie dlatego nie ryzykując udałem się do salonu. Stanąłem w drzwiach szukając jakiegoś wolnego miejsca do siedzenie i jedyne jakie rzuciło mi się w oczy to kanapa, na której już spoczywał jakiś mężczyzna pijący piwo. Nie czekając dłużej ruszyłem w stronę sofy i opadłem na nią zastanawiając się po co tak naprawdę zgodziłem się na tę imprezę. Oczywiście chciałem spędzić z Hope jak najwięcej czasu, poznać jej znajomych i dobrze się bawić, jednak po jaką cholerę przyjechałem tym motorem? Teraz moja zabawa będzie polegać na siedzeniu i wpatrywaniu się w świetnie bawiących się ludzi.
-Napijesz się? –odezwał się mężczyzna siedzący obok mnie i chwilę później wyciągnął w moim kierunku świeżo otwarte piwo.
-Nie, dzięki- pokręciłem głową uśmiechając się, a on jedynie wzruszył ramionami chwilę później upijając połowę wcześniej proponowanego mi piwa.
-Pewnie przyszedłeś z dziewczyną, która nie pozwoliła Ci pić, co?- zapytał mój towarzysz o ile w ogóle mogę  go tak nazwać po czym zaśmiał się widocznie będąc rozbawiony ową sytuacją.- Wiesz, nie warto się poświęcać dla kobiet, one tylko nas wykorzystują- dodał po chwili, a kiedy ja chciałem się odezwać on uniósł rękę nie pozwalając mi tym samym na wypowiedzenie ani jednego słowa.- Jeśli chcesz się poświęcać musisz wiedzieć, że robisz to dla kobiety swojego życia, że to ta jedyna. –dokończył, cały czas kiwając  głową co wyglądało jakby sam sobie przytakiwał i jako jedyny zgadzał się ze swoimi słowami. –A jeśli już znajdziesz tą jedyną to wiedz, że musisz robić dla niej dosłownie wszystko, bo na pewno jest tego warta. Musisz prać, gotować, szanować ją i dać jej bezpieczeństwo, którego każda kobieta potrzebuje- kontynuował swój monolog, który jak na pijanego mężczyznę był dość interesujący. –A przede wszystkim- mężczyzna spojrzał na mnie uśmiechając się szeroko i uniósł piwo jakby chcąc wznieść za coś toast- nie zdradzaj- przytaknął głową po czym upił resztę piwa z butelki, którą zaraz później rzucił na podłogę obok siebie.
-Po prostu przyjechałem motorem- odezwałem się na co mój towarzysz wybuchnął gromkim śmiechem po czym poklepał mnie po ramieniu.
-Ach tak, nie dałem Ci nawet dojść do słowa, wybacz- zaśmiał się, co najwyraźniej wskazywało, że jego humor już chyba lepszy być nie może. –Tak poza tym, jestem Tyler- dodał mężczyzna wyciągając w moim kierunku dłoń.

*

-José- usłyszałem głos Hope kiedy właśnie wchodziłem po schodach w celu znalezienia łazienki. Odwróciłem się widząc wbiegającą po stopniach dziewczynę, zatrzymała się przede mną uginając się lekko i łapiąc powietrze do płuc. Uśmiechnąłem się na sam widok brunetki, z którą nie widziałem się chyba od godziny, albo i nawet dłużej. –Szukałam Cię- odezwała się po chwili gdy jej oddech się wyrównał po czym wyprostowała się opierając się o barierkę.
-Coś się stało?- zapytałem przyglądając się dziewczynie, która słysząc moje słowa zaśmiała się melodyjnie poprawiając swoje kosmyki włosów.
-Nie skąd, po prostu chciałam Cię zobaczyć- odpowiedziała stając jeden schodek wyżej po czym wtuliła się we mnie gładząc moje plecy. Objąłem ją ramionami całując w główkę, a gdy dziewczyna odkleiła się ode mnie spojrzałem na nią widząc jej szeroki uśmiech na twarzy. –Dobrze się bawisz?
-Teraz tak- zaśmiałem się a wraz ze mną brunetka, która jak na moje oko była po kilku drinkach, jednak mimo wszystko chyba była  najmniej pijaną osobą jaką do tej pory spotkałem.
-Może przejdziemy się gdzieś, bo przyznam szczerze, że zaczyna się tutaj robić nudno. –odparła dziewczyna rozglądając się dookoła, a chwilę później nachyliła się nade mną dodając- Sophie trochę za dużo wypiła i teraz śpi, więc w zasadzie nic nas tu nie trzyma- uśmiechnęła się a ja pogładziłem ją po włosach po czym oznajmiłem, że skorzystam z toalety, a ona żeby poczekała w salonie.

*

      Zbiegłem po schodach i widząc siedzącą na fotelu dziewczynę podszedłem do niej od tyłu nachylając się nad nią. Poczułem jak zwykle jej cudowny zapach perfum, które podczas pierwszego naszego spotkania mnie urzekły.
-Możemy iść- szepnąłem dziewczynie do ucha, a ona poderwała się z fotela podchodząc do mnie i łapiąc mnie za dłoń. Oboje pokierowaliśmy się do wyjścia oczywiście najpierw musząc przecisnąć się przez niezły tłok w przedpokoju. Kilku ludzi nas zatrzymało i zapytało dlatego już idziemy, jednak odpowiedzią na to pytanie zajęła się Hope tak więc ja nawet nie musiałem otwierać ust. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz usłyszałem jakieś krzyki dochodzące z prawej strony. Oboje odwróciliśmy się widząc jakieś zamieszanie, spojrzałem na brunetkę, która ścisnęła moją dłoń.
-Zostań tu- rozkazałem puszczając jej dłoń i kierując się w stronę gdzie stało kilkunastu mężczyzn. Przecisnąłem się przez tłum widząc bijących się dwóch mężczyzn a jednego z nich nawet zdążyłem rozpoznać- Tyler. Chwyciłem go za ramiona widząc, że ledwo trzyma się na nogach a ktoś właśnie celuje pięścią w jego twarz, jednak nico się pomylił i dłoń wylądowała na moim policzku. Krew prysnęła na Tylera i jeszcze jakiegoś mężczyznę obok a ja z bólu chcąc złapać się za policzek omal nie puściłem Tylera, który gdyby nie ja dawno leżałby na ziemi. Wszyscy zaczęli uciekać i rozchodzić się we własnych kierunkach jakby zupełnie nic się nie stało.
-Wybacz Stary- wybełkotał mężczyzna, którego właśnie posadziłem pod drzewem.
-Jezu wszystko w porządku?- usłyszałem za plecami głos Hope, która kucnęła przy mnie przyglądając się mojej twarzy- O Boże, co Ci się stało?- dziewczyna złapała za moją twarz przez co pojawił się na niej lekki grymas spowodowany bólem, którego brunetka chyba nawet nie była świadoma. –Aj, przepraszam- odezwała się zabierając dłonie i zawzięcie zaczęła szukać czegoś w torebce po chwili wyciągając z niej chusteczki. –Usiądź- rozkazała, a ja posłuchałem ją pozwalając na to by otarła moją twarz z krwi.
-Musimy zawieźć Tylera do domu- odezwałem się po czym skinąłem głową na blondyna siedzącego niedaleko nas, który jak na moje oko zdążył już zasnąć. W zasadzie nie miałem obowiązku dopilnowania by mężczyzna znalazł się bezpiecznie w domu jednak godzinna rozmowa z nim uświadomiła mnie kilku rzeczy i chyba jestem mu to winien. Poza tym na tej imprezie nie ma nikogo innego kto mógłby nim się zainteresować gdyż większość jest w podobnym stanie.

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 13.


     Z trzygodzinnego snu wyrwało mnie uporczywe dzwonienie dzwonka do drzwi. Ktoś musiał być strasznie niecierpliwy gdyż nie przestawał go molestować nawet na sekundę. Byłam sobota więc bardzo prawdopodobne, że to po prostu ktoś to chce zrobić ankietę tak więc nie zamierzałam nawet wynurzać nosa spod kołdry. Położyłam poduszkę na głowę przyciskając ją rękoma do twarzy, jednak to nic nie dało, denerwujący dźwięk dzwonka wciąż rozbrzmiewał się w powietrzu. Z wielką niechęcią odrzuciłam kołdrę na bok unosząc się na łóżku po czym zeszłam z niego kierując się powolnym krokiem w stronę drzwi.
-Idę!- krzyknęłam przecierając oczy i zaraz później uchylając drzwi. U progu stała Sophie, która bez wahania wtargnęła do mieszkania kierując się do salonu. Uśmiechnęłam się ziewają pod nosem i ruszyłam za przyjaciółką.
-Muszę Ci coś powiedzieć, ale lepiej siadaj- rozkazała blondynka chodząc w tę i z powrotem. Nie czekając dłużej zrobiłam to co powiedziała i zasiadłam na kanapie walcząc z powiekami, które co chwile same chciały mi się zamknąć. –Jesteś gotowa?- odezwała się Sophie dosłownie skacząc w miejscu z podniecenia. Pokiwałam głową, a przyjaciółka podeszła do mnie wyciągając przede mnie dłoń. Na serdecznym palcu widniał srebrny pierścionek z wielkim diamentem. –Wychodzę za mąż!- krzyknęła blondynka aż podskoczyłam ze strachu. Nie wiedziałam co mam zrobić, czy wydrzeć się na nią za to, że decyduje się na taki krok z mężczyzną, którego ledwo zna- bo nawet mi go wcześniej nie przedstawiła, więc nie mogą znać się długo. Czy może raczej powinnam wstać i uściskać ją udając przy tym, że jestem niezmiernie szczęśliwa. –Nie cieszysz się? –zapytała blondynka opadając na fotel stojący niedaleko. Pokręciłam głową próbując dojść do siebie po tym wszystkim po czym wzięłam kilka głębszych oddechów.
-Cieszę, ale…- zawahałam się nie wiedząc co powiedzieć, a raczej jak to powiedzieć by nie urazić przyjaciółki. -Po prostu jestem zaskoczona- dodałam i widząc minę przyjaciółki zdałam sobie sprawę, że nie bardzo wie o co mi chodzi, dlatego postanowiłam kontynuować. –Sophie, ile Ty go znasz? Dwa miesiące?
-Ja i Josh się kochamy, a to ile się znamy nie jest ważne- blondynka przerwała mi nieco unosząc głos. Nachyliłam się delikatnie opierając głowę na dłoniach, które wsparte były o moje kolana.
-Rozumiem, ale nie sądzisz, że powinniście trochę poczekać? Lepiej się poznać? Może najpierw powinniście zamieszkać ze sobą i upewnić się czy to jest właśnie to na co czeka się całe życie? Zastanów się nad tym. - zadawałam dziewczynie pytania sama nie wiedząc po co to robię. Sophie była uparta zupełnie jak ja, dlatego wiedziałam, że marne są szanse by zmieniła ona zdanie.
-Wiesz co?- zaczęła dziewczyna unosząc się z miejsca- Jedyne nad czym powinnam się zastanowić to to czy dobrze zrobiłam przychodząc tutaj- dodała Sophie zaraz później zabierając swoją torebkę z fotela i ruszając ku wyjściu.
-Sophie zaczekaj- krzyknęłam za blondynką energicznie wstając z kanapy jednak nim ją dogoniłam drzwi od mieszkania zostały przez nią zatrzaśnięte. Westchnęłam głośno stojąc na środku salonu i nie do końca wiedząc co z sobą zrobić. Moja przyjaciółka słynęła z tego, że wpada na pomysł, który zaraz później okazuje się wielką pomyłką, a ona później żałuje tego, że mnie nie posłuchała. Jednak ta sytuacja była zupełnie inna. Sophie decyduje się na krok, który niesie później za sobą wiele konsekwencji, o których ona chyba nie ma bladego pojęcia. Kocham ją i chcę ją wspierać we wszystkim, jednak czy ślub to na pewno coś na co ona jest gotowa?

*

-Już myślałem, że o mnie kompletnie zapomniałaś- Brian uniósł się z miejsca i przytulił mnie na przywitanie. Od razu po wyjściu Sophie zadzwoniłam do przyjaciela i umówiłam się z nim w kawiarni niedaleko mojego domu. Musiałam z kimś porozmawiać na ten temat,  a jedynym naszym wspólnym znajomym był właśnie Brian, no i Tyler, ale chyba wiadome dlaczego to do niego nie zadzwoniłam.
-O Tobie?- zaśmiałam się zajmując miejsce naprzeciwko bruneta- O Tobie nie da się zapomnieć- wyszczerzyłam zęby w szeroki uśmiech, a po chwili przy naszym stoliku znalazła się młoda kelnerka, u której oboje złożyliśmy zamówienie na carmel latte.
-Więc stało się coś? Przez telefon wydawałaś się jakaś poddenerwowana- skomentował Brian lekko nachylając się nad stolikiem. W zasadzie sama nie wiedziałam czy dobrze robię spotykając się z nim i chcąc z nim pogadać na temat ślubu jego byłej. Brian był moim przyjacielem owszem, ale zarazem był on ex chłopakiem Sophie i nie oszukujmy się chyba każdy wie, że on wciąż coś do niej czuje, dlatego ten temat może nie być dla niego szczęśliwym trafem.
-W zasadzie to….- zaczęłam przerywając kiedy przy naszym stoliku stanęła dziewczyna kładąca przed nami nasze zamówienie. Oboje podziękowaliśmy posyłając jej uśmiech po czym przeniosłam wzrok na przyjaciela, który bacznie mi się przyglądał.- Chodzi o Sophie- dodałam chwilę później zamaczając usta w ciepłej kawie.
-Coś się stało? Wszystko z nią w porządku?- Brian szybko zareagował na wspomnienie o blondynce, dlatego ja nie chcąc trzymać go w nieświadomości palnęłam prosto z mostu nawet dwa razy się nad tym nie zastanawiając.
-Wychodzi za mąż- przełknęłam głośno ślinę widząc jak oczy mężczyzny powiększają się do monety pięciozłotowej, a jego szczęka opada z zawrotną prędkością.
-Wow- skomentował i dopiero po kilku minutach potrząsnął głową opadając na oparcie krzesła. Przez chwile oboje milczeliśmy błądząc wzrokiem po swoim osobach aż w końcu Brian odchrząknął pod nosem opierając głowę na swoim dłoniach, które wsparte były o stolik dzielący naszą dwójkę. –Cieszę się- odezwał się brunet próbując się uśmiechnąć, co jednak nie wyszło mu tak dobrze jak do tej pory.- W zasadzie to nie- westchnął głośno upijając kilka łyków swojej kawy. –Z kim? –zapytał przyglądając mi się uważnie- Z kim bierze ten cholerny ślub?
-Właśnie tu jest problem- zaczęłam  po czym rozglądnęłam się dookoła w celu upewnienia się, że obok nas nie siedzi nikt znajomy. –Z nijakim Joshem- dodałam opierając się o stolik, co po chwili uczynił również Brian.- Nie znam go, wiem jedynie, że jest to jakiś znajomy Tylera, nawet nie wiem jak Sophie go poznała.- wzruszyłam ramionami poprawiając kosmyki włosów, które niesfornie opadły mi na twarz.
-No to pięknie- skomentował Brian opierając się z bezradności i przecierając twarz swoimi dużymi dłońmi. W tym momencie zaczęłam żałować, że to z nim zdecydowałam się porozmawiać, powinnam zdać sobie sprawę, że za bardzo będzie się martwił, a z drugiej strony będzie zdenerwowany. Brian z reguły był postrzegany przez wszystkich jako osoba zawsze pozytywna z szerokim uśmiechem na twarzy, jednak jego bliscy przyjaciela tacy jak Ja, Tyler czy Sophie, wiedzieliśmy, że mężczyzna często martwi się o osoby trzecie jak i posiada wiele problemów, którymi raczej nie chwali się na prawo i lewo. –Powinnaś ją wspierać- odezwał się po chwili brunet, a na jego słowa moje oczy powiększyły się do maksymalnej wielkości. Spojrzałam na niego unosząc lekko prawą brew ku górze. –Jesteś jej jedyną przyjaciółką, potrzebuje kogoś kto jej w tym wszystkim pomoże, kto będzie przy niej w tym najważniejszym dniu- bruneta kąciki uniosły się ku górze tworząc przy tym delikatny uśmiech, który tak uwielbiałam, zawsze wtedy czułam, że mężczyzna choć przez chwilę mówi poważnie. Brian po chwili westchnął głęboko wzruszając ramionami.- Bo niestety na mnie nie może liczyć.
-Jak to? –zapytałam, chociaż w zasadzie domyślałam się odpowiedzi, jednak wolałam nie milczeć zbyt długo gdyż mężczyzna mógłby pomyśleć, że prowadzi ze sobą bezsensowny monolog.
-Nie dam rady- oznajmił, a zaraz później obok nas pojawiła się kelnerka pytająca czy jeszcze w czym pomóc na co brunet tylko pokiwał głową wręczając jej pieniądze za kawy.  Oboje wstaliśmy ze swoich miejsc udając się na zewnątrz gdzie przywitało nas gorące słońce. Ludzie spacerowali jak najlżej ubrani co chwile wycierając kapiący pot z czoła, kilka dziewczyn maszerowały w samych stanikach od stroju i krótkich spodenkach zapewne zmierzając na plażę, a jeszcze inny szli mocząc swoje usta w butelce wody- zakładam, że zimnej. Ja wraz z Brian pokierowaliśmy się w stronę parku gdzie o tej porze zazwyczaj mało osób przesiadywało gdyż większość spędzała czas na plaży. –Słyszałem o Twoim spotkaniu z Tylerem- odezwał się po chwili Brian spoglądając na mnie kątem oka.  Przyznam szczerze, że nie zdziwiły mnie te słowa, zdawałam sobie sprawę, że Tyler od razu wygada się przyjacielowi, za pewne zrobiłabym to samo gdyby nie fakt, że posprzeczałam się z Sophie.
-Co dokładnie słyszałeś?- zapytałam spoglądając na przyjaciela kiedy właśnie minęliśmy blok, w którym niegdyś zamieszkiwałam wraz z Tylerem. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszczyk a kiedy uniosłam wzrok by ujrzeć okna dawnego mieszkania aż wzdrygnęło mną co Brian zauważył gdyż przeniósł wzrok na punkt, na którym ja byłam skupiona.
-Że pokazałaś pazurki- zaśmiał się kręcąc przy tym głową i pokazując swoje paznokcie niczym kot, którego się zdenerwowało i próbuje się bronić. Wybuchłam gromkim śmiechem szturchając łokciem przyjaciela. – Wiesz, tęsknie za naszymi spotkaniami w czwórkę.

*

-Słucham?- usłyszałam głos przyjaciółki w słuchawce  kiedy to właśnie od półgodziny leżałam na łóżku w sypialni i zastanawiałam się nad wykonaniem telefonu do blondynki. Odebrała po kilku sygnałach co mnie nieco zdziwiło gdyż do Sophie trudno było dodzwonić się za pierwszym razem.
-Hej, to ja Hope, Twoja przyjaciółka, pamiętasz może? –odezwałam się wiedząc, że dziewczyna nie gniewa się długo co było u niej wielkim plusem gdyż zazwyczaj nasze kłótnie wyjaśniały się w ten sam dzień- Dzwonię z chęcią przeproszenia Cię za moje dzisiejsze poranne zachowanie- kontynuowałam, słysząc po chwili męki głos w tle, który zaraz później został zagłuszony dźwiękiem obcasów.
-Hej, tak pamiętam, to ta drobna brunetka?- zapytała blondynka, a ja uśmiechnęłam się  szeroko wiedząc, że na twarzy przyjaciółki również zagościł uśmiech.
-Dokładnie, przepraszam za moje słowa, przemyślałam to wszystko i doszłam do wniosku, że najważniejsze dla mnie  jest Twoje szczęście, a jeśli właśnie to ma Cię uszczęśliwić to w porządku, będę Cię wspierać- po wykańczającej przemowie wzięłam kilka głębokich oddechów analizując swoje słowa i dochodząc do wniosku, że chyba pierwszy raz udało mi się powiedzieć coś co dokładnie sobie zaplanowałam.
-Czekałam na Twój telefon i cieszę się, że zmądrzałaś od rana- Sophie zaśmiała się gromko zaraz później szepcząc coś do osoby znajdującej się tuż obok niej. –Dzisiaj urządzamy imprezę u Josha, mam nadzieję, że wpadniesz- dodała dziewczyna, a ja zacisnęłam jedynie usta w wąską linię chcąc przekląć pod nosem jednak szybko się powstrzymałam.
-Jasne, wpadnę- odezwałam się szybko zaraz później żałując tych słów. Od pewnego czasu imprezy w ogóle mnie nie kręcą, może się starzeję, ale muszę przyznać, że teraz preferuje siedzenie w domu i zupełne nic nie robienie.
-Dobra, weź coś do pisania to podam Ci adres- zaproponowała dziewczyna, a ja nie czekając dłużej chwyciłam długopis i pierwszą lepszą kartkę leżącą na stoliku nocnym. –Masz?- zapytała Sophie zaraz później kontynuując – 583 East Walnut Street- zapisałam podany przez blondynkę adres po czym odłożyłam kartkę na szafkę nocną. –Zabierz ze sobą tego Twojego Eduardo- zaśmiałam się słysząc imię, które wypowiedziała przyjaciółka jednak nawet nie chciałam jej prostować zbyt wiele razy musiałam to robić, a blondynka i tak pewnie by nie zapamiętała, że jest to po prostu José.
-Zobaczę co da się zrobić- odpowiedziałam wstając z łóżka i udając się do salonu gdzie pierwsze co to stanęłam przed wielkim oknem i spojrzałam na blok Hiszpana. Chwilę później zakończyłam rozmowę z przyjaciółką umawiając się na osiemnastą. W duchu zaczęłam się modlić żeby na imprezie nie spotkać Tylera, bo domyślam się, że i on został zaproszony skoro Josh to jego znajomy. Na samą myśl po moim ciele przeszły mnie dreszcze. Wykręciłam numer do José, którego po chwili usłyszałam w słuchawce.
-Hej, co dzisiaj robisz?