środa, 31 października 2012

Rozdział 9.


     -Wyglądasz świetnie- skomentowała Sophie kiedy właśnie wślizgnęłam się w czarną, delikatną sukienkę, która tył miała dłuższy niż przód. Kupiłam ją niedawno, jednak planowałam zrobić to wcześniej gdyż podobały mi się one odkąd tylko pojawiły się w jednym ze sklepów, jednak cena była zbyt wysoka na moją kieszeń i musiałam czekać aż inne sklepy zechcą wyprodukować podobne.  –Ten Hiszpan będzie zachwycony- dodała blondynka a ja przeglądnęłam się w lustrze, które stało w rogu pokoju. José zadzwonił do mnie koło piętnastej z pytaniem czy wieczorem mam czas. Oczywiście, że miałam, moje życie nie jest na tyle bogate, że muszę szukać w kalendarzu wolnego dnia jak to robią co niektórzy. Powiedział, że wpadnie po mnie o osiemnastej na co ja od razu zadzwoniłam po przyjaciółkę prosząc by jak najszybciej znalazła się u mnie. Nie musiałam długo czekać, dziewczyna była po piętnastu minutach cała w skowronach, że w końcu idę na jakąś randkę. Przyznam szczerze, że się trochę obawiałam dzisiejszego wieczoru. Z trudem potrafię przypomnieć sobie moją ostatnią randkę, która z resztą była niewypałem gdyż przed nią najadłam się z przyjaciółką pizzy i przez połowę ranki wymiotowałam przy Tylerze. Było to dwa lata temu więc chyba mam prawo zapomnieć co się robi na tego typu spotkaniach. Oczywiście zdaję sobie z tego sprawę, że to dzień jak co dzień jednak samo słowo „randka” przyprawia mnie o dreszcze.
-José- poprawiłam blondynkę, która za nic w świecie nie potrafiła zapamiętać jednego imienia.
-José czy Eduardo, co za różnica- Sophie machnęła ręką siadając na wielkim łóżku, które dopiero co pościeliłam. Wsunęłam stopy w czarne koturny, których ja sama z siebie bym nie ubrała jednak przyjaciółka uparła się, że to właśnie te buty powinnam założyć dzisiejszego wieczoru. W mojej szafie większość butów to sandałki, trampki czy nawet adidasy, a butów na wyższym obcasie mam zaledwie dwie pary w tym jedne z nich ani razu nie miałam na stopie. W liceum mogłam chodzić we wszystkich butach jakie podsunięto mi pod nos, jednak od pierwszego roku studiów to się zmieniło. Pamiętam jak dziś ten dzień kiedy w pośpiechu szłam na pierwsze zajęcia, na które nie miałam prawa się spóźnić. Mieszkałam wtedy jeszcze w akademiku, więc do szkoły nie miałam daleko musiałam przejść tylko przez ulicę i byłam na miejscu. Akurat wtedy droga nawet przez chwilę nie była pusta, co chwile przejeżdżał jakiś samochód a ja byłam zbyt leniwa by iść na pasy oddalone ode mnie o jakieś piętnaście metrów. Kiedy w końcu ujrzałam dobry moment na wyjście na ulicę zrobiłam to i w pewnej chwili ujrzałam nadjeżdżający samochód. Przebiegłam szybko i kiedy wskakiwałam na krawężnik pech chciał, że źle stanęłam łamiąc przy tym obcas i skręcają sobie kostkę. Tak więc na zajęcia i tak nie dotarłam, a co gorsza widziało to pełno osób dzięki czemu najadłam się okropnego wstydu i na dodatek przez miesiąc chodziłam z nogą w gipsie. Właśnie od tamtej pory nie noszę butów na obcasach.
-Jesteś pewna,  że sandałki nie wyglądałyby lepiej? –spojrzałam do lustra i mimo wszystko stwierdziłam, że wyglądam naprawdę nieźle. Dzięki koturnom moje nogi się wydłużyły- chociaż nie narzekam na ich długość. Stałam się o jakieś jedenaście centymetrów wyższa przez co zaczęłam martwić się czy nie będę wyższa od José, jednak szybko przypomniałam sobie, że mężczyzna ma-na moje oko- coś koło metr osiemdziesiąt siedem więc nie mam czym się martwić.
-Nie, musisz zacząć chodzić w takich butach wyglądasz o wiele poważniej, a te wszystkie conversy i nie conversy powinny wylądować w śmietniku- odpowiedziała blondynka zrywając się z łóżka i podchodząc do mnie chwyciła mnie za ramiona odwracając w swoją stronę. –Makijaż idealny, ubiór również, fryzura też niczego sobie- dziewczyna poprawiła mi włosy uśmiechając się szeroko. –Przynajmniej wyglądasz jak kobieta- dodała a ja jedynie pokręciłam głową będąc jej tym samym wdzięczna, że uważa, że na co dzień nie wyglądam kobieco. Może miałyśmy inne gusta jednak mimo wszystko nikt nigdy nie miał problemu z rozpoznaniem mojej płci. Latem często chodziłam w sukienkach, włosy spinałam w koka, nie przesadzałam z makijażem a na stopy zazwyczaj ubierałam trampki bądź sandałki. Natomiast moja przyjaciółka kochała wysokie buty, idealny makijaż i wiecznie rozpuszczona, długie blond włosy. 

     -Wow wyglądasz cudownie- skomentował José kiedy właśnie otworzyłam mu drzwi od mieszkania. Mężczyzna ubrany był w czarne spodnie i do tego niebieską koszulę w lekką kratę. Włosy miał idealnie ułożone, a na twarzy dosłownie naklejony uśmiech. Stał u progu drzwi wpatrując się we mnie i przez niecałą minutę nawet nie drgnął tylko mierzył mnie od stóp do głów wzdychając po nosem. Po chwili potrząsnął głową patrząc na swoją rękę, w której trzymał czerwoną różę i zaraz później wyciągnął ją w moim kierunku. –Nie wiem jeszcze jakie lubisz kwiaty, ale mam nadzieję, że róża może być. Najwyżej zamknę oczy a Ty szybko wyrzucisz ją do kosza- zaśmiał się a ja razem z nim  po czym chwyciłam kwiatek pierwsze co to wtykając w niego nos i napawając się jego cudownym zapachem.
-Dziękuję bardzo- uśmiechnęłam się czując, że moje policzki przybierając różowego koloru czego w dzieciństwie się nieco wstydziłam, jednak zdążyłam się przyzwyczaić i coraz mniej zwracać na to uwagę. –Myślę, że nie będzie potrzeby wyrzucania jej do kosza- odsunęłam się delikatnie uchylając drzwi i gestem ręki zapraszając mężczyznę do środka. –Tylko wstawię do wazonu- wyjaśniłam unosząc kwiatek lekko ku górze po czym zniknęłam z pola widzenia mężczyzny. Szybko nalałam wody do niedużego wazonu wkładając w niego różę i nie chcąc by mężczyzna czekał dłużej wróciłam do niego po drodze sięgając po czarną kopertówkę leżącą na stole. –Możemy iść.
-Chciałem zamówić limuzynę jednak żadnej nie mieli wolnej, więc pozostał nam mój motor- odezwał się José kiedy właśnie wyszliśmy  z budynku. Na dworze wiał przyjemny dla ciała wiatr, który na tę chwilę pozwolił mi się odprężyć. Spojrzałam na towarzysza unosząc lekko brew ku górze.
-Naprawdę? –zmierzyłam bruneta przenikliwym wzrokiem widząc jak niechętnie kręci głową.
-Nie- zaśmiał się podając mi w tym samym czasie jeden z kasków, który bez wahania ubrałam na głowę nie przejmując się, że właśnie niszczy mi fryzurę, którą Sophie układała mi z godzinę.  Usiadłam za mężczyzną jak zwykle obejmując go w pasie, a pomiędzy nogi kładąc kopertówkę. Nie miałam pojęcia dokąd się wybieramy, nawet oszczędziłam sobie pytania na ten temat gdyż zdawałam sobie sprawę, że Hiszpan i tak nie będzie skłonny zdradzić mi tego sekretu. Może nie czułam się komfortowo siedząc w sukience na motorze jednak w zupełności mi to nie przeszkadzało. Jazda na tym pojeździe chyba pierwszy raz wydała mi się bezpieczna, zapewne dlatego, że José tym razem nie przesadzał z prędkością. Kiedy zatrzymaliśmy się z gracją zeszłam z motoru ściągając uważnie kask, który zaraz później przejął ode mnie brunet. Rozejrzałam się dookoła widząc jedynie morze jednak z zupełnie innej strony niż ja je zawsze widziałam. Nie było na plaży masy ludzi, nie grała głośno muzyka, nawet nie było ani jednej budki z fast foodami. To była część, której chyba jeszcze nigdy nie widziałam, a przynajmniej nie przypominam sobie tego dnia. Oboje zeszliśmy po niewielkiej górce i ściągnęliśmy buty wchodząc na złocisty i nieco nagrzany piasek, pozwalając na to by delikatnie drażnił nasze stopy.  Słońce już zaczęło zachodzić a fale nieco się zwiększyło dzięki czemu widok był jeszcze piękniejszy.
-Wow, jak to możliwe, że mieszkam tutaj od urodzenia a jeszcze nigdy nie byłam w tak cudownym miejscu? –zapytałam zatrzymując się i wpatrując się w zachodzące powoli słońce. Mężczyzna stanął  tuż obok mnie.
-Bo czekałaś na ten dzień aż ktoś Cię tu przywiezie- wyjaśnił José, na którego spojrzałam kątem oka i dostrzegłam delikatny uśmiech na jego twarzy. Oboje ruszyliśmy wzdłuż plaży pozwalając na to by ciepła woda stykała się z naszymi bosymi stopami. Idąc ujrzałam w oddali duży, biały dom, w pierwszej chwili myślałam, że jest on opuszczony jednak zbliżając się do niego dostrzegłam na tarasie świecące się małe lampki, które dodawały uroku temu miejscu. Uśmiechnęłam się na sam widok a kiedy José pociągnął mnie w jego stronę miałam ochotę rzucić się na niego ze szczęścia. Oboje weszliśmy po krótkich schodkach na ganek domu gdzie obok przyszykowanego pysznym jedzeniem stołu stał młody chłopak. Uścisnął on dłoń José a do mnie jedynie skinął głową i zaraz później oddalił w stronę morza. Wzruszyłam ramionami nie bardzo wiedząc kim on był, jednak nie miałam zamiaru zaprzątać sobie tym głowy.
-Jezu, niesamowite miejsce- wzięłam głęboki oddech czując w powietrzy przyjemny dla nosa zapach. Hiszpan odsunął mi krzesło pozwalając tym samym na zajęcie miejsca przy stole a zaraz później dołączył do mnie siadając naprzeciwko. Wszystko co przygotował było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, tym sposobem udowodnił, że jest on największym romantykiem jakiego w życiu spotkałam.

     -Było przepyszne, jesteś tak świetnym kucharzem czy raczej ktoś Cię wyręczył z tego zadania? –spojrzałam na mężczyznę uśmiechając się delikatnie. Od jakiś czterdziestu minut siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się przepysznym hiszpańskim jedzeniem, które miałam pierwszy raz okazje spróbować.
-Wszystko co leży na tym stole zostało zrobione tymi rączkami- wytłumaczył José unosząc ku górze swoje dłonie. Zaśmiałam się wstając od stołu i podchodząc do bujanej huśtawki, która rzuciła mi się w oczy gdy tylko tu przyszliśmy. Mężczyzna po chwili uniósł się z krzesła i dołączył do mnie siadając na miejscu obok mnie. –Pograjmy w pięć pytań- zaproponował po czym rozbujał delikatnie huśtawkę.
-Ty zaczynaj- odpowiedziałam szybko nie chcąc bym to ja musiała to robić. Zazwyczaj byłam kiepska w tego typu zabawach gdyż nigdy nie potrafiłam wymyślić sensownych pytań.
-Studiujesz czy pracujesz?- usłyszałam głos mężczyzny chwilę później odwróciłam się w jego stronę.
-Skończyłam studia, a po wakacjach będę pracować w redakcji mamy- wyjaśniłam uśmiechając się i chyba dopiero teraz zorientowałam się, że jest wiele rzeczy, o których mężczyzna nie wie, jak zresztą na odwrót.
-Mogę wiedzieć w jakiej redakcji?
-A to się liczy jako kolejne pytani? –uśmiechnęłam się sięgając po szklankę z sokiem pomarańczowym.
-Nie, to jest dodatek do pierwszego- zaśmiał się José a ja wraz z nim.
-W magazynie dla kobiet. Będę pisać artykuły na przeróżne tematy- wyjaśniłam, a na samą myśl aż przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Może to Was zaskoczy, ale naprawdę nie mogę doczekać się końca wakacji i momentu kiedy stanę w biurze, które zresztą należy do mojej rodzicielki i z dumą będę mogła ogłosić, że jestem nowym pracownikiem. Niestety, albo może i stety będę pracować najczęściej w domu. Mama albo ktoś z jej pracowników będzie podsyłał mi temat a ja będę miała około dwóch tygodni na napisanie coś związku z nim.
-Jeśli mogłabyś wziąć trzy rzeczy na bezludną wyspę to co by to było? –zapytał José a ja jedynie cicho zachichotałam patrząc na niego i nie wiedząc czy poważnie pyta, jednak jego mina dała mi do zrozumienia, że to wcale nie jest żart.
-Moja przyjaciółkę, chociaż nie zaliczam jej do rzeczy- odpowiedziałam zastanawiając się przez moment, a zaraz później dodając- laptopa i…- zawahałam się zdając sobie sprawę, że tak naprawdę trudno byłoby mi się rozstać z czymkolwiek z mojego mieszkania. –I lodówkę- dodałam całkiem poważnie, jednak kiedy mężczyzna się zaśmiał ja podążyłam jego śladem.
-Lodówkę, mówisz poważnie?- wyjąkał José wciąż nie mogąc przestać się opanować. Pokiwałam jedynie głową zaciskając usta w wąską linię po to by nie wybuchnąć gromkim uśmiechem. –W porządku. Kolejne pytanie- brunet uspokoił się poprawiając swoje nieco dłuższe włosy a zaraz później znowu mogłam usłyszeć jego łagodny głos-  Czego się boisz?
-Szczurów- odpowiedziałam szybko i stanowczo aż na samą myśl mnie wzdrygnęło. Od dziecka bałam się tych zwierząt, gdziekolwiek je widziałam uciekałam przed nimi potrafiąc wejść nawet na meble. Jeśli jakiś z moich znajomych posiadał takowe w domu nie było szans bym przyszła do niego w odwiedziny. Nawet kiedy widziałam szczura w telewizji potrafiłam krzywić się i zasłaniać oczy ze strachu. 
-Następne, hmm- mężczyzna złapał się dłonią za brodę unosząc lekko głowę ku górze po czym zamyślił się a chwilę później pstryknął palcami ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. –Jakbyś miała opisać siebie jednym słowem jakiego byś użyła? –zapytał z uniesioną lekko głową ku górze. Najwidoczniej był zadowolony ze swojego pytania, a przede mną stanęło trudne zadanie.
-Niecierpliwa- odpowiedziałam niepewnie upijając kilka łyków soku pomarańczowego.
-Jakie jest Twoje marzenie?- mężczyzna oparł się lewym ramieniem o oparcie huśtawki dzięki czemu mogłam go lepiej widzieć. Zastanowiłam się przez moment zdając sobie sprawę, że mam wiele marzeń. Jedne są większe, drugie mniejsze, jedne mniej ważne drugie bardziej, a ja i tak nie wierzę by choć jedno z nich mogło się spełnić.
-Nie powiem Ci- uśmiechnęłam się szyderczo czując jak powiew wiatru opatula moje nagie ramiona przez co na ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Dlaczego?- zapytał unosząc brew ku górze co chyba miał w nawyku. –Ubierz bo zmarzniesz- José wyciągnął w moim kierunku czarną rozpinaną bluzę, którą bez oporów zarzuciłam na swoje ramiona. Gdy tylko brałam większy oddech moje drogi nosowe przyjemnie zostawały podrażniane przez woń perfum Hiszpana, które pozostały na bluzie.
-Bo jeśli Ci powiem to się nie spełni- uśmiechnęłam się czekając na reakcję mężczyzny, który jedynie pokiwał głową zaraz później zadając ostatnie pytanie:
-Ile lat miałaś kiedy pierwszy raz się całowałaś? –brunet wyszczerzył swoje zęby w idealny uśmiech i chwilę później chwycił szarą bluzę, która leżała na parapecie. Ubrał ją przez głowę a ja uśmiechnęłam się na sam jej widok zdając sobie sprawę, że identyczną mam w domu.
-Czy to jest takie ważnie?
-W zasadzie to nie, ale nic innego nie przyszło mi do głowy- wytłumaczył unosząc się z miejsca i wyciągając dłoń w moim kierunku. Bez  zastanowienia chwyciłam ją i oboje ruszyliśmy wzdłuż plaży. José przed dobre dziesięć minut marudził mi, że teraz moja kolej zadawania pytań czego ja oczywiście nie chciałam robić, gdyż nie byłam równie kreatywna co mężczyzna. Po kilku minutach jego próśb w końcu się zgodziłam zadając mu dokładnie te same pytania co on mi. Dowiedziałam się, że jest nauczycielem angielskiego co wywarło na mnie ogromne wrażenie. Trzy rzeczy które zabrałby na bezludną wyspę to podkreślił, że przede wszystkim motor choć oboje zastanawialiśmy się jaki miałby z niego pożytek. Drugą rzeczą byłby telefon, a trzecią nad tym chyba zastanawiał się  najdłużej a kiedy kazałam mu powiedzieć pierwszą rzecz jaka przychodzi mu na myśl odpowiedział „widelec”. Kolejne pytanie to czego się boi, José dumnie stwierdził, że jest twardym facetem i niczego w  życiu się nie obawia, cóż tym lepiej dla niego. Jedno słowo jakim opisał siebie? Czarujący. Oczywiście zareagowałam niekontrolowanym śmiechem przez co przez następne pięć minut nie chciał się do mnie odzywać, jednak jakoś go namówiłam do tego by w końcu mi wybaczył. Marzenia oczywiście nie chciał mi zdradzić gdyż ja mu nie powiedziałam mojego, jednak nie naciskałam. No i ostatnie pytanie sobie darowaliśmy stwierdzając, że to i tak nie ma znaczenia. 




czwartek, 25 października 2012

Rozdział 8.


  José   


     Przyjeżdżając na wakacje do Santa Ana nie spodziewałem się, że mogą one tak wyglądać. Co mam na myśli mówiąc „tak”? Po pierwsze: nie sądziłem, że będę musiał niemalże codziennie ratować przyjaciela, który nie potrafi nigdy trzymać rąk przy sobie. Od dziecka broniłem go, tłumaczyłem jego zachowanie, a on i tak robił to na co miał ochotę. Jadąc tutaj byłem pewny, że Antonio się zmienił, dorósł czy coś takiego, jednak już po pierwszym dniu w Ameryce zorientowałem się, że mój przyjaciel ani trochę się nie zmienił. W jego głowie wciąż były jedynie imprezy, nowe dziewczyny no i oczywiście motory, które w moim życiu również odgrywają ważną rolę, jednak zupełnie inną niż w życiu Antonio. Po drugie: miałem nadzieję wyszaleć się, owszem przeszkadzało mi, że mój przyjaciel nie szanuje kobiet i wymienia je częściej niż własną bieliznę, jednak ja również teraz tego potrzebowałem. Odkąd dwa lata temu rozstałem się z dziewczyną, nie potrafiłem się zakochać ani zaufać żadnej innej kobiecie. Chodziłem na randki, na głupie spotkania, a czasami nawet decydowałem się na coś więcej, jednak tchórzyłem i kończyłem to szybciej niż się zaczęło. Natomiast będąc w Santa Ana, czuję, że moje życie dobiega diametralnej zmianie, a wszystko zaczęło się gdy poznałem Hope. Niewinną, przepiękną dziewczynę, której poczucie humoru i zainteresowanie piłką nożną wywarło na mnie ogromne wrażenie. Nagle z dnia na dzień zacząłem rozumieć, że wcale nie chcę stawać się podobnym do Antonio, że to byłoby dla mnie zbyt wiele. Jednak jest pewna sprawa, przez którą zaangażowanie może źle się skończyć, dla mnie jak i dla dziewczyny.
      -Znowu muszę ratować Ci dupsko?- zapytałam odbierając dzwoniący telefon. Oczywiście był to nikt inny jak Anotnio, który jak co wieczór pojechał na wyścig. Przyjeżdżając tutaj miałem w planach jeżdżenie z nim, jednak po pierwszych trzech dniach stwierdziłem, że to nie dla mnie i chciałem z tego zrezygnować, niestety nie udało się. Za każdym razem kiedy cieszyłem się ze spędzonego wieczoru przed telewizorem mój telefon musiał się odzywać a na ekranie wyświetlało się imię przyjaciela.
-No stary potrzebuje sto dolców- odezwał się zdyszany Antonio a w tle można było usłyszeć jedynie krzyki, piski i rozmowy przekrzykujących się ludzi. –Mógłbyś mi je przywieźć?- dodał po chwili a zaraz później zaśmiał się głośno a wraz z nim jakaś najprawdopodobniej dziewczyna. Pokręciłem z niedowierzaniem głową wiedząc, że nawet jeśli się nie zgodzę to po pięciu minutach zmienię zdanie i będę w drodze do bruneta.
-Jak sobie radziłeś kiedy mnie tutaj nie było? –zapytałem jedną ręką ubierając dresowe, krótkie spodnie. Antonio przerwał mi drzemkę, którą uciąłem sobie podczas oglądanie jednego z najnudniejszych jak dla mnie filmów, mam na myśli „Lśnienie”.
-Sam nie wiem- odpowiedział dodając po krótkiej chwili- Jakby co to kasa jest w tym czarnym pudełku po krawacie w szufladzie na bieliznę pod bokserkami z batmana- wyjaśnił na jednym tchu zaraz później biorąc kilka głębokich oddechów, które mogłem usłyszeć w słuchawce telefonu.
-Będę za dziesięć minut- rozłączyłem się nawet nie czekając na odpowiedź przyjaciela. Sam się zastanawiam dlaczego ja wciąż mu pomagam, za każdym razem jestem na jego zawołanie, obojętnie o co nie chodzi ja rzucam wszystko i jadę by mu pomóc. Może czuję się wobec niego zobowiązany przez to, że od małego wyciągałem go z tarapatów, a może to przez to, że jest on jedynym przyjacielem, za którego za pewne oddałbym życie gdyby trzeba było. Nie chcę żebyście sobie pomyśleli, że Antonio to zły człowiek czy coś w tym stylu ponieważ jest wręcz przeciwnie. Jeśli już go poznasz i zdobędziesz jego zaufanie możesz być najszczęśliwszą osobą na ziemi, gdyż to właśnie on odmieni Twoje życie. Po bliższym poznaniu wszyscy uważają Antonio za wspaniałego faceta, każdy go lubi i podziwia a on dla swoim przyjaciół czy rodziny zrobi dosłownie wszystko, tak więc można mnie nazwać szczęściarzem.
Ubrałem kask na głowę spoglądając w okna Hope, jednak w żadnym z nich światło się nie świeciło co mam nadzieję oznaczało, że dziewczyna poszła spać. Odbierając ją z imprezy widziałem w niej zupełnie inną osobę, uśmiech na jej twarzy nie był szczery jak zawsze, ręce jej się cały czas trzęsły i co chwile przygryzała wargę a już zorientowałam się, że robi to gdy jest poddenerwowana. Nie wypytywałem ją o nic gdyż domyśliłem się, że bycie wścibskim nie jest cechą, którą powinienem posiadać. 
     Ruszyłem spod bloku nie zważając na to, że licznik już dawno przekroczył dozwoloną prędkość. Chciałem jak najszybciej znaleźć się na miejscu, dać Anotnio to o co mnie prosił i po prostu wrócić do mieszkania, w którym spokojnie będę mógł rozłożyć się na kanapie, która wcale nie jest taka niewygodna jak myślałem pierwszego dnia. Zaparkowałem motor obok pozostałych po czym rozejrzałem się dookoła w celu zlokalizowania przyjaciela. Znalezienie mężczyzny o ciemnych włosach graniczyło z cudem gdyż była ich tutaj masa. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer przyjaciela, jednak nie musiałem czekać aż odbierze gdyż ujrzałem go siedzącego na jednym z murków a na jego kolanach blond dziewczynę. Ruszyłem ku przyjacielowi a kiedy brunet mnie dojrzał wstał z miejsca szepcząc coś do dziewczyny.
-O dzięki stary- Antonio wziął ode mnie pieniądze, które mu wręczyłem po czym poklepał mnie po ramieniu odwracając się do dziewczyny a za chwile znowu przenosząc wzrok na mnie.- Może zostaniesz? Jest tu sporo dobrych lasek- zaśmiał się i zaraz później skinął głową na siedzącą blondynkę, która co chwile uśmiechała się głupio w naszą stronę.
-Nie dzięki- spojrzałem za plecy przyjaciela krzywiąc się delikatnie. Była zdecydowanie nie w moim typie. Tu już nie chodzi o to, że wyglądała na pustą po prostu wiedziałem, że skoro jest ona zainteresowana Antonio to nie należy ona do tych najmądrzejszych. Nie śmiem twierdzić, że mój przyjaciel jest głupi nic z tych rzeczy, jest on po prostu leniwy i zazwyczaj wybiera te kobiety, z którymi nie będzie miał trudno, i które zrobią dla niego wszystko co tylko on sobie zapragnie- tak wiem czysta głupota, jednak on naprawdę potrafi oczarować. Antonio studiował chyba każdy z możliwych kierunków, najpierw prawo, później dziennikarstwo, ekonomie w tym samym czasie zahaczył o turystykę i zakończył na medycynie- dokładnie na tym kierunku co ja. On miał nieco utrudnioną sytuację gdyż był on tutaj a ja moje studia kończyłem w Hiszpanii. Pewnie uznacie to za dziwne, miałem wiele ofert pracy w Hiszpanii oraz w Portugalii potrzebowałem tylko jakiegoś stażu, kilka szkoleń i mógłby być ze mnie drugi doktor House,  a ja jednak wybrałem pracę w szkole. Zdecydowałem się na to z kilku powodów: po pierwsze- medycyna przestała mnie interesować, co wchodziłem do jakiegoś szpitala i widziałam biegających w kółko lekarzy doszedłem do wniosku, że to życie to zdecydowanie nie dla mnie. Po drugie:  w szkole podstawowej w mojej okolicy potrzebowali nauczyciela angielskiego, wiedziałem, że łatwo nie będzie go znaleźć , dlatego postanowiłem się zgłosić sam nie wierząc w swoje możliwości. Po kilku dniach oddzwoniono do mnie wysłano mnie na jeden krótki kurs i dostałem pracę. Od niecałych trzech miesięcy uczę dzieciaki angielskiego co idzie mi naprawdę świetnie a matki maluchów nie raz wzdychają na mój widok- już pierwszego dnia to zauważyłem, wierzcie lub nie, nie czuję się z tym najlepiej.

-Stary wstawaj- poczułem jak coś ląduje na moje twarzy. Nie otwierając oczu zrzuciłem z siebie poduszkę, którą przed chwilą rzucił we mnie przyjaciel.  Chciałem się przeciągnąć jednak kiedy tylko się ruszyłem wydałem z siebie cichy jęk spowodowany silnym bólem głowy. Czułem jakby ktoś rozrywał mi głowę od środka. Reszta ciała również dawała o sobie znać, łącznie  z bolącym nadgarstkiem za pewne od złego spania gdyż dopiero co wyślizgnąłem rękę spod pleców. Nie wiem co się działo wczoraj w nocy, ale przeczuwam, że to nie było nic dobrego skoro nawet tego nie pamiętam. Jedyne wspomnienie to to, że jednak zdecydowałem się zostać z Anotnio, który wygrał wyścig i zaprosił swoich znajomych wraz ze mną na imprezę. Wszyscy skorzystali i tak oto teraz leżę tutaj z potwornym bólem głowy i niesamowitą suszą w gardle. Uchyliłem lekko powieki czując jakby ważyły one z dwadzieścia kilo po czym rozejrzałem się po pokoju spod przymrużonych oczu. Znajdowałem się w salonie czego oczywiście się od razu domyśliłem. Przeniosłem wzrok na szklany stół widząc leżący na nim mój telefon i portfel, który bez wahania chwyciłem otwierając i przeglądając jego zawartość. Uniosłem się szybko zajmując pozycję siedzącą jednak momentalnie pożałowałem tego ruchu gdyż ból głowy diametralnie się powiększył. Przymrużyłem powieki i przyłożyłem palce do skroni masując je delikatnie. Kiedy  w końcu doszedłem do siebie zajrzałem jeszcze raz do portfela widząc w nim kompletną pustkę.
-Co się stało z moją kasą?- odwróciłem się zza siebie widząc w kuchni stojącego w samych spodniach Antonio. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i z puszką napoju energetyzującego ruszył w moją stronę opadając po chwili na skórzany fotel.
-A jak myślisz? –zapytał brunet sięgając po paluszki, które leżały na stole. On w porównaniu do mnie wyglądał na zdrowego i pełnego życia człowieka, ja natomiast czułem się jakbym nie spał trzy noce, nic nie jadł ani nawet nie pił- pomijając trunki. –Przepiłeś wszystko, a mówiłem żebyś przystopował- Antonio wzruszył bezradnie ramionami po chwili unosząc się z miejsca. Poklepał mnie po ramieniu i udał się z powrotem do kuchni. Osunąłem się na kanapie kładąc nogi na stole a twarz chowając w dłoniach. Próbowałem przypomnieć sobie jakiekolwiek wydarzenie z wczorajszej nocy jednak jak na złość moja głowa była jedną wielką pustką. Jedyne wspomnienie jakie przeszło mi przez głowę była blond dziewczyna. Uniosłem się z miejsca wiedząc, że niczego więcej od samego siebie się nie dowiem po czym ruszyłem do kuchni stając przed lodówką i wyciągając z niej karton mleka.
-Była tam jakaś blondynka  z nami? –zapytałem zamykając lodówkę i upijając do końca mleko. Wyrzuciłem karton do kosza zaraz później odwracając się do przyjaciela, który właśnie robił sobie płatki z mlekiem.
-Stary, żeby tylko jedna- zaśmiał się ironicznie wkładając miskę do mikrofalówki. –Ale była pewna Melissa, chyba wpadłeś jej w oko bo całą noc za Tobą chodziła jednak Ty byłeś zbyt uparty ciągle mówiąc o innej. Niestety imienia tej innej nie zdradziłeś- Antonio wzruszyła ramionami wyciągając miskę i wkładając do nie łyżkę powąchał mleko z płatkami oblizując swoje usta- Pyszne zrobiłeś śniadanko Antonio- uśmiechnął się dumnie siadając przy blacie kuchennym.
     I chyba właśnie tyle dowiedziałem się na temat imprezy, może tym lepiej. Obiecać mogę sobie jedno- nigdy więcej takich imprez. Ostatecznie kończę z tego typu zabawami, których w moim życiu było naprawdę wiele. Od dziś staję się w zupełności poukładanym mężczyzną skupiającym się wyłącznie na sobie. Nie powinienem dopuszczać do siebie kobiet tym bardziej takich jak Hope, która przez ostatnie dni chodziła mi po głowie non stop. Jesteście pewnie ciekawi dlaczego nie chcę się zaangażować w żaden związek co? Przykro mi, teraz się tego nie dowiecie. 



Jak widzicie napisałam ten odcinek jak José, nie wiem czy więcej takich się pojawi dlatego chciałabym Was zapytać o zdanie. Uważacie, że myśli i odczucia José powinny częściej się pojawiać czy raczej mam skupiać się bardziej na postaci Hope? :)

sobota, 20 października 2012

Rozdział 7.



Jose:„Co mnie podglądasz?”


 Uśmiechnęłam się do sama do siebie spoglądając na mężczyznę, który jedynie pomachał mi telefonem ukazując przy tym rząd swoich lśniących zębów.


 Hope:„Nie podglądam Cię, chciałam umówić się z Antonio, jest tam obok Ciebie?”


 Spojrzałam do okna widząc jak mężczyzna wybucha śmiechem i kręci z niedowierzaniem głową.


 Jose:„Przykro mi, ale myślę, że może nie być zainteresowany Twoją propozycją”

 

Wzruszyłam bezradnie ramionami i pomachałam mężczyźnie udając się do sypialni. Impreza u Briana za pewne będzie jedną z większych imprez tych wakacji, jednak mimo wszystko nie przekonuje mnie to do pójścia tam. Wiem, że jeśli obiecałam to mężczyźnie powinnam dotrzymać słowa gdyż później brunet może mi tego nie wybaczyć. Wyciągnęłam z garderoby czarną sukienkę sięgającą przed kolana po czym udałam się do łazienki w celu wzięcia kąpieli. Rozbierając się spoglądnęłam na zegarek w sypialni i dopiero teraz zorientowałam się, że na leżenie w wannie jest już za późno i muszę nacieszyć się prysznicem.

 

 

-Ślicznie wyglądasz- skomentowała przyjaciółka kiedy właśnie wślizgnęłam się do jej samochodu. Dziewczyna oczywiście siedziała cała w skowronkach gdyż to kolejna impreza, na której będzie zachwycać i zdobywać kolejnych chłopaków.

-Ty również- uśmiechnęłam się całując blondynkę w policzek po czym odjechałyśmy sprzed bloku. Oczywiście nie darowałam sobie spojrzeć w okna Hiszpanów, jednak w żadnym z pokoi nie świeciło się światło.

Jechałyśmy zatłoczonymi ulicami Santa Ana cały czas na głos śpiewając piosenki puszczone z radia w samochodzie. Nasze jazdy samochodem zawsze tak wyglądały, albo rozsuwałyśmy dach i pozwalałyśmy na to by nasze włosy zostały rozwiane na wszystkie strony przy tym oczywiście krzycząc w niebo głosy, albo po prostu włączałyśmy głośno muzykę i darłyśmy się ile sił w gardłach. Nim się obejrzałam pojazd zatrzymał się a ja rozglądnęłam się dookoła rozpoznając okolicę, w której Brian wynajmuje dom. Wyszłyśmy z samochodu i jedyne co rzucało się w oczy to masa samochodów zaparkowanych przed domem mężczyzny. Przez drzwi przewijała się masa ludzi, jedni wchodzili do środka inny natomiast z niego wychodzili. Kilku mężczyzn stało na ganku śmiejąc się w jednej ręce trzymając papierosa a w drugiej piwo. Spojrzałam na przyjaciółkę po czym obie w tym samym czasie skinęłyśmy głowami i udałyśmy się w stronę wyznaczonego celu.

-Hope- usłyszałam głos Briana dobiegający zza moich pleców. Odwróciłam się widząc kierującego się w naszą stronę mężczyznę. Podszedł do mnie przytulając mnie a zaraz później spojrzał na blondynkę- Cześć Sophie- uniósł dłoń w geście przywitania się na co dziewczyna odpowiedziała tym samym delikatnie się uśmiechając. Chyba żadne z nich nie wiedziało jak powinno się zachować, dlatego musiałam działać, nie mogłam pozwolić na to byśmy tkwili na środku korytarza i wymieniali się spojrzeniami.

-Gdzie jest coś do picia? –uśmiechnęłam się poruszając zabawnie brwiami. Na moje słowa przyjaciele przenieśli wzrok na mnie będąc zaskoczonymi. Wzruszyłam beztrosko ramionami i ruszyliśmy w głąb salonu. Podeszliśmy w trójkę do wielkiego stołu, na którym niestety nic nie było dla mnie. Za piwem nie przepadałam, wódkę piłam tylko w wyjątkowych sytuacjach, a poncz w zasadzie to już go nie było. Rozejrzałam się dookoła widząc barek na co jedynie się uśmiechnęłam do Briana.

-Hope lepiej tam nie idź- ostrzegł przyjaciel ja jedynie zaśmiałam się nie słuchając jego rady. Zazwyczaj na imprezach nie piję gdyż potrafię świetnie się bawić bez alkoholu, jednak kiedy zdecyduje się na jakiś trunek to później albo przez cały wieczór leżę dosłownie nieżywa, albo latam jak poparzona i nikt nie potrafi mnie uspokoić. Stanęłam przed niewielkim barem, w który postukałam palcami a po chwili spod lady wyłonił się Tyler z ogromnym uśmiechem jednak widząc mnie jego jak i mój uśmiech zniknął z twarzy. Staliśmy wpatrzeni w siebie i żadne z nas nie wiedziało co zrobić ani co powiedzieć. Nagle zaczęły do mojej głowy nalatywać wszystkie wspomnienia sprzed dwóch lat, które spędziłam u boku blondyna. Dni, które na pewno nigdy nie usuną się z mojej głowy. Pomrugałam kilkukrotnie oczami chcąc oprzytomnieć.

-Podać Ci coś?- zapytał chłopak a ja ledwo byłam w stanie usłyszeć jego słowa. Pokręciłam głową próbując się uśmiechnąć co przeczuwam nie wyszło mi najlepiej i ruszyłam ku przyjaciołom. Nie mogłam, po prostu nie mogłam zostać tam dłużej, wpatrywać się w jego zielone oczy, słuchać jego głosu i rozmawiać z nim jak gdyby nigdy nic. Rozejrzałam się dookoła w celu zlokalizowania przyjaciół, jednak nie byłam w stanie dostrzec ani Sophie ani Briana. Podeszłam do stołu po czym chwyciłam za jedno z piw i nie czekając dłużej otworzyłam je zamaczając czym prędzej usta w trunku.

-Szukałem Cię- przede mną stanął Brian z piwem w ręku a zaraz później pogłaskał mnie po ramieniu. –Wszystko w porządku? –zapytał przenosząc wzrok na moją rękę, w której trzymałam puszkę.

-Jasne- uśmiechnęłam się dyskretnie spoglądając w stronę niewielkiego baru gdzie wciąż stał Tyler patrząc na mnie i mężczyznę stojącego kilka centymetrów ode mnie. –Widziałeś Sophie?

-Poszła z jakimś kolesiem na górę- wyjaśnił brunet i upił piwo do końca za chwilę zgniatając w dłoni puszkę po trunku. Pokiwałam głową ze zrozumieniem, spoglądając na Briana. Gdy tylko wypowiadało się w jego towarzystwie imię „Sophie” on zaczynał inaczej się zachowywać, był poddenerwowany a na twarzy pojawiała się setka emocji, które ciężko było rozszyfrować. –Brian wszystko w porządku? –spojrzałam na mężczyznę, który przeniósł wzrok na mnie a zaraz później spojrzał w dal będąc zupełnie nie obecnym. Może powinnam się powstrzymywać od wspominania w jego towarzystwie o blondynce.

-Nic nie jest w porządku, nie mogę patrzeć jak ona marnuje swoje życie. – wysyczał brunet i spojrzał na mnie. Teraz wiedziałam, że to nie była złość kierowana w stronę Sophie, mężczyzna po prostu nie mógł pogodzić się z tym co robi ze swoim życiem blondynka. Przyznam szczerze, że kiedy ją poznałam, też mi to przeszkadzało, próbowałam ją zmienić jednak na marne. Zorientowałam się, że to jej życie, jej decyzje i jej błędy. Ona taka już jest i sama musi podjąć decyzję o tym kiedy jej życie się zmieni, o ile to nastąpi.

-Brian ona z niego korzysta, tylko po prostu w inny sposób niż my- pogładziłam go po ramieniu chwilę później upijając do końca piwo, które wywołało na mojej twarzy lekki grymas z powodu jego smaku.

-Tak korzystać to może facet, ale nie kobieta, która powinna się szanować- pokręcił głową otwierając nowy trunek.

-Ona taka już jest, nie zmienisz jej. –wzruszyłam ramionami rozglądając się dookoła.

-Niestety zdaję sobie z tego sprawę- odburknął brunet uśmiechając się delikatnie i całując mnie w czółko.

W pomieszczeniu była masa ludzi, jedni trzeźwi inni natomiast ledwo utrzymywali się na nogach, jednak każdy z nich świetnie się bawił. Prócz trójki przyjaciół, którzy zbyt mocno się o siebie martwią. Tyler wciąż stał przy barze i spoglądał w nasza stronę, nie mogłam tam nie patrzeć. Co chwile sobie w głowie powtarzałam „Hope nie patrz tam” jednak to nie działało, mój wzrok sam wędrował zatrzymując się na zielonych tęczówkach mężczyzny. Brian gdzieś poszedł, nie wiem gdzie, ale bardzo możliwe, że poszukać Sophie, która za pewne teraz jest w łóżku z jakimś innym mężczyzną. Nie czekając dłużej ruszyłam ku wyjściu z salonu, w którym muzyka była coraz głośniej włączona a ludzi coraz więcej. Weszłam do kuchni gdzie wszyscy siedzący przy stole spojrzeli na mnie zaraz później uśmiechając się fałszywie, czego nienawidziłam. Przeszłam przez pomieszczenie chcąc być niezauważona, jednak nie udało się. Wyszłam na taras widząc siedzącą przy basenie Sophie, szczerze? Zdziwiłam się, nie przypuszczałam, że mogę ją tutaj spotkać.

-Co tu robisz? –zapytałam siadając obok blondynki po czym ściągnęłam ze stóp sandałki i zamoczyłam stopy w ciepłej wodzie.

-Nic, dosłownie nic- dziewczyna wzruszyła ramionami uśmiechając się szeroko, jednak to i tak nie ten uśmiech, który zawsze gościł na jej twarzy.

-Coś się stało? –spojrzałam na nią obejmując ją ramieniem.

-Ta impreza to nie był najlepszy pomysł, nie dla mnie. Jest tu zbyt wiele osób, które wiedzą jak potraktowałam Briana, jest tu on sam, a ja nie potrafię patrzeć na niego. –rzekła dziewczyna wpatrując się w delikatnie ruszającą się wodę w basenie. Wzięłam głęboki oddech chcąc coś powiedzieć jednak blondynka mnie uprzedziła.- Wiem, że go skrzywdziłam, ale to nie było celowe mimo, że tak wyglądało- dodała spoglądając na mnie a ja jedynie wtuliłam ją w siebie. Wiedziałam, że dziewczyna żałuje tego jak potoczyły się jej i Briana sprawy, znałam ją bardzo dobrze. Blondynka może lubiła przygody, jednak kiedy ktoś cierpiał ona cierpiała razem z nim. –Wiesz, że lubię Briana jednak będąc z nim nie czułam się szczęśliwa, nie kochałam go chociaż bardzo chciałam.

-Hej, Sophie, przecież wiesz, że Cię rozumiem- odsunęłam się od przyjaciółki by móc na nią spojrzeć po czym chwyciłam ją za dłonie. –Obojętnie co nie zrobisz, zawsze będę przy Tobie, jesteś dla mnie najważniejsza na świecie- uśmiechnęłam się do przyjaciółki, na której twarzy również zagościł delikatny uśmiech. –Pójdę powiedzieć Brianowi, że wychodzimy- wstałam z miejsca widząc, że Sophie jest zaskoczona moją propozycją. Chwilę później dziewczyna uniosła się stając przede mną.

-W zasadzie chciałam żebyś została. Brian jest Twoim przyjacielem, zależało mu żebyś tutaj dzisiaj była. Ja sobie poradzę- dziewczynie przerwał dzwoniący telefon, uniosła go ku górze- John dzwoni, już przyjechał –dodała a ja jedynie zaśmiałam się kręcąc głową. Taka właśnie była Sophie zawsze znajdzie kogoś kto natychmiast będzie w stanie do niej przyjechać. Blondynka ruszyła ku wyjściu machając mi na pożegnanie.

-A co z Twoim samochodem? –krzyknęłam na co dziewczyna jedynie machnęła ręką uśmiechając się szeroko. Jak zwykle niczym się nie przejmuje. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i nie czekając dłużej ruszyłam do środka mimo tego, że wcale nie chciałam się tam pokazywać. Udałam się po niewielkich schodach na górę gdzie było nieco mniej osób. Stanęłam przed drzwiami od sypialni Briana i już chciałam tam wparować kiedy usłyszałam męski głos.

-Ja ją kurwa wciąż kocham, rozumiesz to? – oparłam się o drzwi osuwając się na nich i siadając na podłodze. Ludzie przechodzący korytarzem obserwowali mnie a ja nie byłam nawet w stanie się podnieść. Nie miałam ochoty, sił ani nic co mogłoby mi pomóc na uniesienie się z tej zimnej podłogi. Wyciągnęłam telefon z ręki wchodząc w „kontakty” czytałam każde imię po kolei i zastanawiałam się do kogo mogę zadzwonić. Kto przyjedzie po mnie na koniec miasta i odbierze mnie z tej fatalnej imprezy. W końcu napotkał mi się numer José. Nacisnęłam zieloną słuchawkę dopiero po chwili orientując się, że jest już dość późno i mężczyzna może spać. Szybko rozłączyłam się opierając głowę o ścianę. Zachowuję się jak małe dziecko, powinnam wstać, wejść do pokoju i pogadać z osobami, które się tam znajdują a najprawdopodobniej jest tam nikt inny jak Tyler i Brian. Po chwili drzwi się otworzyła a przez to, że byłam o nie oparta wpadła do pokoju. Spojrzałam ku górze widząc stojących nade mną Tylera i Briana. Przymrużyłam oczy nie wiedząc co z sobą zrobić po czym brunet wyciągnął w moim kierunku dłoń pomagając tym samym mi wstać z podłogi.

-W porządku? –zapytał kręcą przy tym głową, na co ja się jedynie uśmiechnęłam przytakując i poprawiając swoją sukienkę. –Co tu robiłaś? –zapytał Brian uśmiechając się i zaraz później przenosząc wzrok na Tylera, na którego ja również spojrzałam, jednak szybko tego pożałowałam.

-Siedziałam- uśmiechnęłam się sztucznie. Widziałam zakłopotanie blondyna, moje za pewne też było widoczne gdyż zaciskałam co chwile usta i zaczęłam z nerwów strzelać palcami u rąk. –W zasadzie to chciałam się pożegnać, chyba będę już lecieć- spojrzałam na Briana, który chyba nie był zadowolony moją decyzją gdyż uśmiech z jego twarzy momentalnie zniknął.

-To cześć- dodałam nie czekając na odpowiedź ze strony mężczyzn, ruszyłam ku schodom, które teraz stawiały mi naprawdę trudne wyzwanie. Ze zdenerwowania zaczęło kręcić mi się w głowie i na dodatek ta muzyka zaczęła źle na mnie wpływać przez co miałam ochotę iść i ją wyłączyć. Wybiegłam z domu zatrzymując się kilka metrów przed nim, to zdecydowanie nie był dobry pomysł, ta cała impreza, wmawianie sobie, że będzie dobrze, że spotkanie z Tylerem nie będzie takie złe. Wyciągnęłam telefon z kieszeni widząc dwa nieodebrane połączenia od José, przełknęłam głośno ślinę zdając sobie sprawę, że powinnam oddzwonić. Jednak zostawiłam to na później teraz musiałam porozmawiać z przyjaciółką, dlatego nie czekając dłużej wybrałam numer do Sophie, która widocznie była zajęta gdyż w słuchawce usłyszałam jedynie nagrany głos blondynki.

-Sophie, Tyler powiedział, że mnie kocha- wyszeptałam, nie wiedząc czy dobrze robię nagrywając się na sekretarkę, którą za pewne przyjaciółka i tak będzie miała w nosie. Nie zapisałam wiadomości tylko wyłączyłam się wybierając numer do Hiszpana. Po chwili w słuchawce usłyszałam głos, który potrafił wywołać uśmiech na mojej twarzy.

 

 

-Wskakuj- odezwał się José kiedy właśnie podeszłam do motoru, który zaparkował niedaleko domu Briana. Hiszpan bez problemu zgodził się po mnie przyjechać tłumacząc, że i tak nie ma nic ciekawego do roboty, co mnie niezmiernie ucieszyło gdyż był on jedyną moją nadzieją. Brunet wyciągnął w moim kierunku kask, który założyłam na głowę zapinając pod brodom. Okraczył motor siadając za mężczyzną i obejmując go w pasie poczułam się tak jak powinnam czuć się przez cały ten dzień. Bliskość kogoś, bezpieczeństwo i uczucie kiedy wiesz, że możesz w każdej chwili wyjść z ten ktoś pójdzie za Tobą choćby nie wiadomo jak świetnie się bawił. Tak właśnie postrzegałam José, mimo, że znałam go niedługo, niewiele o nim wiedziałam, to czułam, że jest to osoba godna zaufania.

-Jeszcze raz dziękuję, że po mnie przyjechałeś- powiedziałam kiedy jechaliśmy jedną z cichszych ulic Santa Ana. Całą drogę siedziałam wtulona w plecy Hiszpana, który tym razem oszczędził mi podskoku adrenaliny i prędkość z jaką się poruszaliśmy wcale nie przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Mężczyzna nic nie odpowiedział a kiedy zaparkował pod moim blokiem spojrzał w moją stronę pomagając mi w rozpięciu kasku. Jego dłonie delikatnie ocierały się o moją szyję przez co na ciele pojawiły się przyjemne dreszcze, a kąciku ust uniosły się ku górze. Czułam jego oddech, widziałam jego skupienie kiedy próbował rozplątać moje włosy to wszyscy spowodowało zawrót głowy, jednak kilka głębokich oddechów pozwoliło mi na opanowanie omdlenia. Hiszpan ściągnął kask z mojej głos kładąc go na miejscu, na którym przed chwilą siedziałam.

-To była był ciężki wieczór, co?- zapytał po chwili mężczyzna uśmiechając się delikatnie. Jakby zgadł- pomyślałam zdając sobie sprawę, że mężczyzna czeka na odpowiedź.

-Może trochę- odpowiedziałam zarzucając swoją torebkę na ramię.

-Idź do domu i połóż się spać- mężczyzna sięgnął po kask, który zaraz później ubrał na głowę.

-Dobranoc- uśmiechnęłam się machając mężczyźnie i ruszyłam do bloku, do którego nawet nie miałam ochoty wracać.

-Spotkamy się jutro?- usłyszałam głos Hiszpana a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Odwróciłam się próbując nie pokazywać zbyt wielkiego zadowolenia.

-Zapraszasz mnie na randkę?- uśmiechnęłam się unosząc jedną brew ku górze. W zasadzie to chciałabym, żeby przytaknął, jedno z moich marzeń zostałoby spełnione, ale z drugiej strony, jak ta randka miałaby wyglądać? Sto lat nie chodziłam na tego typu spotkania.

-Nie, no.. znaczy.. - José zaczął się jąkać i zaraz później wybuchnął śmiechem- tak, zapraszam Cię na randkę- uniósł kask ku górze prawdopodobnie by móc mnie lepiej widzieć.

-Zastanowię się- mrugnęłam oczkiem do mężczyzny po czym udałam się domu. Weszłam do bloku ostatni raz się odwracając w momencie kiedy Hiszpan akurat odjeżdżał. Uśmiechnęłam się sama do siebie zaraz później witając się z Benem udałam się do mieszkania.   





To chyba mój najdłuższy a zarazem najnudniejszy rozdział. Następnym razem obiecuję postarać się o coś ciekawszego. Tymczasem liczę na Wasze opinie :)

wtorek, 16 października 2012

Rozdział 6.



-Mówię Ci, że ta kanapa nie zmieści się na tej ścianie- kolejny raz chłopak starał się przekonać mnie do swoich słów kiedy ja za wszelką cenę próbowałam sama przesunąć sofę. Zaczęliśmy od kuchni, która po półgodzinie błyszczała z czystości, aż szkoda myśleć, że wszystko się zmieni podczas jutrzejszego śniadania. Następnie zajęliśmy się salonem, w którym już było czysto jednak ja stwierdziłam, że to pomieszczenie potrzebuje zmian. Przesunęłam kanapkę o kilka centymetrów zaraz później opierając się rękoma o jej oparcie i głośno oddychając.

-Ile ta krowa waży- zapytałam a w odpowiedzi usłyszałam jedynie śmiech Briana, który stał za mną i popijał właśnie sok, który dostałam od José. Odwróciłam się mierząc go złowrogim wzrokiem na co mężczyzna od razu spoważniał odkładając szklankę na miejsce i podchodząc do mnie.

-Pomogę Ci, ale jeśli będzie tak jak mówiłem to sama ją będziesz przesuwać na miejsce, rozumiemy się? –zapytał zupełnie poważnie a ja uśmiechnęłam się do niego co on od razu odwzajemnił kręcąc przy tym głową. Oboje popchnęliśmy kanapkę do ściany naprzeciwko i ustawiliśmy ją tak jak ja sobie wymarzyłam. Brian miał rację, wystawała, zastawiając przejście do niewielkiego korytarza prowadzący do sypialni oraz łazienki.

-Cholera- rzuciłam sama do siebie opadając ze zmęczenia na sofę. Brunet jedynie westchnął pod nosem, a ja wiedziałam, że zaraz rzuci coś typu „a nie mówiłem” . Oczywiście tak było, nie musiałam na to długo czekać, wypowiedział te słowa, których ja tak nie lubiłam i zaraz później usiadł obok mnie rozglądając się po pomieszczeniu. –Ale w sumie- uniosłam się z miejsca stając naprzeciwko siedzącego mężczyzny. –Można przechodzić po kanapie- zaśmiałam się stając na sofie i zaraz później ją przeskakując dzięki czemu znalazłam się po drugiej stronie. Brian odwrócił się mierząc mnie wzrokiem z uniesioną ku górze brwią.

-Świetny pomysł Hope, jestem naprawdę pod wrażeniem- zaczął bić mi brawo z szeroki, aczkolwiek udawanym uśmiechem a następnie przybrał kamienną twarz unosząc się z miejsca. –Serio myślisz, że da się tak funkcjonować? –zapytał z lekką kpiną w głosie zaraz później przechodząc przez kanapę, która stała pomiędzy nami.

-Wątpię- odparłam uśmiechając się szeroko z przymrużonymi oczami. Wskoczyłam mężczyźnie na plecy obejmując go nogami i zaplatając ręce wokół jego szyi. –Do sypialni, raz, dwa!- krzyknęłam po czym rozczochrałam dłuższe włosy bruneta. On nie czekając dłużej chwycił moje nogi i w podskokach udał się do pokoju. Będąc już w pomieszczeni Brian rzucił mnie na łóżko sam opadając na nie tuż obok mnie. Podniosłam się opierając się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Planowałam coś zmienić w sypialni, jednak na tę chwilę nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Od dziecka uwielbiałam często zmieniać wystrój swojego pokoju, co chwile chciałam przemeblowywać, zmieniać kolor ścian czy dodatki jakie znajdowały się w pomieszczeniu. Rodzice nigdy nie mogli nadążać za moimi zachciankami jednak byłam córką tatusia, który robił wszystko czego pragnęłam mimo, że nigdy nikt nie twierdził że jestem rozpieszczona- bo nie jestem. Uniosłam się z miejsca i chcąc zejść z łóżka brunet podhaczył mi nogę przez co omal nie przywitałam się z podłogą. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek kiedy ten tylko wybuchnął śmiechem wślizgując swoje dłonie pod głowę i obserwując z dokładnością każdy mój ruch. Podeszłam do drzwi od garderoby po czym ostrożnie je otworzyłam bojąc się, że zawartość pomieszczenia może na mnie wylecieć. Wyrzuciłam wszystko z garderoby następnie przenosząc wzrok na leżącego mężczyznę.

-Pomożesz? –spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem a kiedy zobaczyłam jak się unosi na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który niestety szybko zniknął gdy Brian od razu opadł na łóżko.

-Żartowałem- zaśmiał się zaraz później przybijając sam sobie „piątkę” –Dobry żart Brian- dumny z siebie brunet ułożył się na łóżku obserwując mnie kiedy ja stałam i mierzyłam go wzrokiem.

-No ej, proszę- podeszłam do łóżka i nie czekając ani minuty dłużej rzuciłam się na mężczyznę, który jednak nie długo pozwolił mi górować gdyż ledwo co na nim usiadłam on przewrócił mną i tym razem to on spoczywał na mnie trzymając moje ręce na wysokości mojej głowy.

-Pomogę Ci, ale- zawahał się spoglądając na mnie spod przymrużonych oczy i zaraz później uśmiechnął się. Nie wiedziałam o co chodzi, ale to musiało być coś co nie ucieszy mnie równie mocno jak jego, widziałam to po nim, ten uśmieszek znałam bardzo dobrze. –Przyjdziesz dzisiaj na imprezę do mnie- mrugnął do mnie oczkiem a ja westchnęłam pod nosem, tak ja mówiłam, pomysł mnie nie ucieszył. Słyszałam o tej imprezie, jeszcze tydzień temu pewnie bym na nią poszła, jednak teraz nie miałam na to ochoty. Spotykanie się ze znajomymi Tylera to jeszcze nic, ale z samym Tylerem to może być nieco problem. Obiecałam sobie, że będę go omijać szerokim łukiem mimo, że to nie będzie łatwe biorąc pod uwagę fakt, że Brian jest i jego i moim przyjacielem.

-Wiesz, że chciałabym przyjść ale wolałabym nie spotykać się z Tylerem- odparłam próbując wyrwać się z uścisku co ani trochę nie pomogło.

-Będziesz przed nim uciekać całe życie?- brunet poluzował swoje dłonie przez co wyrwałam się, a on nie chcąc mnie dłużej przetrzymywać zszedł ze mnie opadając na miejsce obok mnie.

-Tu nie chodzi o uciekanie, po prostu nie chcę się z nim spotykać- wzruszyłam ramionami schodząc z łóżka i zaraz później siadając na podłodze gdzie zaczęłam układać wyrzucone przeze mnie ciuchy. Czy to dziwne, że nie mam ochoty patrzeć na mężczyznę, który mnie skrzywdził? Może jeszcze powinnam to zaakceptować, wybaczyć mu i wrócić do niego bądź zostać jego najlepszą przyjaciółką? Może i jestem osobą o miękkim sercu, ale to nie znaczy, że będę się nie szanować i pozwalać na to by inni mnie krzywdzili.

-Rozumiem, ale na tej imprezie będzie sto innych osób- Brian nie dawał za wygraną, nic dziwnego, większość osób, które znam są uparte i nie do zgięcia, chyba jedynie ja jestem inna.

-I większość to przyjaciele Tylera- spojrzałam na towarzysza nie przestając składać bluzki, którą zaraz później rzuciłam w kąt pokoju stwierdzając, że jednak oddam ją potrzebującym.

-Ale ja jestem też Twoim przyjacielem i proszę Cię żebyś przyszła, możesz kogoś ze sobą zabrać- uśmiechnął się i chwilę później usiadł obok mnie i pogłaskał mnie po głowie. –Tyler niech żałuje tego co zrobił, bo stracił coś najcenniejszego w swoim życiu- uśmiechnął się delikatnie co ja odwzajemniłam. Te słowa wypowiedziane z ust Briana wiele dla mnie znaczyły. Mimo, że to był najlepszym przyjaciel mojego byłego nie bronił go, nie usprawiedliwiał tylko po prostu wspierał mnie będąc na wyciągnięcie ręki.

-W porządku, przyjadę, ale wezmę ze sobą Sophie, dobra? –spojrzałam na niego widząc, że mężczyzna nie ma najlepszych relacji z dziewczyną. Kiedyś jak jeszcze byłam z Tylerem oboje zapoznaliśmy Sophie i Briana ze sobą na jednej z imprez organizowanych przeze mnie. Tyler za wszelką cenę chciał ich ze sobą związać, uważał, że było by cudownie gdybyśmy zawsze trzymali się w czwórkę mimo, że sam nie przepadał za Sophie- z wzajemnością. Blondynka zaczęła spotykać się z Brianem byli na dwóch „randkach” później wylądowali w łóżku, a następnego dnia przestali się odzywać. Sophie uznała, że to nie jest chłopak, dla którego warto tracić czas. Byłam na nią zła, Tyler również był, a Brian przez kilka dni nie wychodził z domu, nie chciał nikogo widzieć ani nawet z nikim rozmawiać. Jednak później wszystko się ułożyły i oboje stwierdzili, że pozostaną przyjaciółmi- nie pozostali, nie spotykali się ze sobą tak jak ja to robiłam z nimi, nie dzwonili do siebie, ani nigdy nie pytali co u drugiego. Kiedy już mieli się spotkać to jedynie na jakiś wspólnych imprezach bądź przez przypadek, jednak mimo wszystko Brian się pozbierał i zapomniał o tym jak dziewczyna go potraktowała.

-Nie ma sprawy- uśmiechnął się i uniósł ku górze różową koszulkę z Kubusiem Puchatkiem  Zaśmiałam się widząc jak mężczyzna unosi brew ku górze i przenosi wzrok na moją postać.- Co to ma być?

-To stara koszulka- wyrwałam Brianowi bluzkę należącą do mnie po czym poskładałam ją i odłożyłam na bok do rzeczy, których szkoda wyrzucić. Mężczyzna nie czekając dłużej wygrzebał różową koszulkę w czarne czaszki po czym wybuchnął gromkim śmiechem.

-Żartujesz, że Ty w tym chodziłaś- wycedził wciąż nie przestając się śmiać. Muszę przyznać, że tak. Był moment w moim życiu kiedy należałam do młodzieży, która uwielbiała się buntować i znalazłam sobie towarzystwo uwielbiających styl „emo” tak więc i ja taki przyjęłam. Grzywka od środka głowy na całe czoło, wszystko koloru różowo-czarnego, smutne piosenki w słuchawkach i żadnego sensu do życia. Rodzice nie mogli na mnie patrzeć, brat wyśmiewał, a ja wszystkich nienawidziłam- jednak nie cięłam się, mimo, że moi znajomi to robili. Ten okres nie jest dobrze wspominanym przeze mnie czasem, trwało to zaledwie trzy miesiące, o których ja chciałabym zapomnieć.

     Sięgnęłam po bluzkę, którą brunet trzymał w rękach, jednak on nie chciał jej oddać. Uniósł się z miejsca po chwili pozbywając się swojej koszulki- jeśli jesteście ciekawi, to owszem miał cudowny tors, w końcu trzy godziny co dziennie na siłowni robią swoje. Mężczyzna stanął przed lustrem, które stało w rogu pokoju po czym ubrał na siebie różową bluzkę, która sięgała mu przed pępek, a ja jedynie usłyszałam jak nitki zaczynają pękać.

-Moje życie nie ma sensu, nikt mnie nie kocha, nikt nie szanuje, nie chcę więcej żyć!- krzyknął Brian zaraz później udając, że się tnie. Jego twarz była smutna, co chwile pociągał nosem i nawet przez chwilę się nie uśmiechnął, czego ja nie potrafiłam przestać robić. Brunet po chwili upadł na podłogę udając tym sposobem, że nie żyje.

-Bardzo śmieszne- zaśmiałam się próbując wyglądać na obrażoną i chwilę później rzuciłam bluzką w leżącego mężczyznę. Mój towarzysz uniósł się z miejsca i ściągnął z siebie bluzkę rzucając ją na stertę ubrać, które udają się na śmietnik.

-Oh wybacz- odezwał się podchodząc i podnosząc rzuconą przed chwilą bluzkę. –Możesz chcesz ją sobie zatrzymać? –wybuchnął śmiechem na co ja zmierzyłam go złowrogim uśmiechem nie przestając układać ciuchów. Brian widocznie świetnie się bawił bo zaczął kopać w stercie ciuchów, które powinien pomagać mi układać a nie robić jeszcze większy bałagan. –Masz tu jeszcze coś ciekawego?

 

 

 

 

-Dzięki jeszcze raz- pomachałam mężczyźnie, który kierował się w stronę windy. Po dwu godzinnym sprzątaniu w garderobie oboje udaliśmy się do salonu, w którym na nowo musieliśmy przestawić sofę. Później oboje opadliśmy na nią ze zmęczenia i leżeliśmy tak ponad godzinę zupełnie nic nie robiąc. Od czasu do czasu Brian mi przeszkadzał poprzez łaskotanie, zatykanie nosa a nawet posunął się do położenia swoich stóp na mojej twarzy przez co dostał ode mnie kopniaka w  brzuch i przez kilkanaście minut zwijał się z bólu.

-Widzimy się za dwie godziny u mnie, pamiętaj! –przypomniał się brunet, który zaraz później wszedł do winy. Na szczęście telefon do Sophie już wykonałam i dziewczyna z niezwykłą radością przystała na moją propozycję co do dzisiejszego wypadu na imprezę. Wróciłam do salonu podchodząc do wielkiego okna i przyglądając się jak przyjaciel wchodzi do samochodu stojącego pod blokiem. Kiedy już odjechał uniosłam wzrok na blok naprzeciw i dostrzegłam w mieszkaniu Antonio postać, na pierwszy rzut oka ciężko było rozpoznać. Antonio i José z daleka wyglądali dosłownie identycznie dlatego rozpoznanie osoby sprawiło mi lekką trudność. Jednak kiedy mężczyzna stanął przy oknie machając mi i uśmiechając się wtedy rozpoznałam, że jest to nikt inny jak José. Odmachałam mu i po chwili usłyszałam dźwięk smsa, chwyciłam za telefon odczytując wiadomość. 

środa, 10 października 2012

Rozdział 5.


-Wymieniliście się chociaż numerami? –siedziałam wraz z Sophie na plaży od dwóch godziny i rozmawiałyśmy na temat facetów. Dziewczyna była podekscytowana kiedy opowiadałam jej o José, oczywiście nie obyło się od stwierdzeń typu „to na pewno przeznaczenie”. Osobiście nie wierzyłam w tego typu sprawy, zawsze wiedziałam, że nic nie dzieje się bez powodu, a przeznaczenie nie istnieje. Co do José umówiłam się z nim na dzisiejszy wieczór tym razem w moim domu, co będziemy robić? Najzwyczajniej w świecie oglądać mecz, czego oczywiście nie mogę się doczekać. Zazwyczaj oglądam sama co nie jest porównywalne z oglądaniem z kimś kto liczy na tą samą drużynę co Ty, kiedy wraz z Tobą piszczy podczas strzelonego gola, czy nawet wtedy kiedy komentuje się jaki to sędzia jest niesprawiedliwy. Drobne rzeczy, które o wiele lepiej przeżywa się z kimś, dlatego ten wieczór będzie taki wyjątkowy. FC Barcelona z Manchester United zapewne można spodziewać się zaciętej walki tych dwóch wspaniałych drużyn.

-Tak i dzisiaj umówiliśmy się u mnie na mecz- wyjaśniłam przyjaciółce, która leżała na jednym z koców pozwalając na to by słońce spaliło jej skórę. Dziewczyna kochała przebywać na słońcu jednak jej cera nie była z tego zadowolona, dwie godziny i Sophie robiła się cała czerwona a później przez całą noc z bólu nie mogła spać. Ze mną jest zupełnie inaczej, pół dnia na słońcu i moje skóra przybiera idealnej, brązowej opalenizny, której przyjaciółka od zawsze mi zazdrościła. Blondynka słysząc moją odpowiedź uniosła się siadając i ściągając okulary z nosa.

-Czy Ty nigdy nie możesz zaszaleć? Mecz? Nie ma czegoś bardziej romantycznego? –uśmiechnęłam się pod nosem. Wiedziałam, że właśnie taka będzie reakcja dziewczyny, zawsze powtarzała, że nie może zrozumieć co ja widzę w piłce nożnej. Sophie poznając nowego chłopaka pierwsze co ląduje z nim w łóżku i dopiero później decyduje czy angażować się w związek czy lepiej pozostawić to tak jest, zazwyczaj wybiera tą drugą opcję.

-Co masz na myśli?

-Nie wiem, jest wiele ciekawszych rzeczy- blondynka wycisnęła krem i zaczęła rozsmarowywać go na swoich długich nogach.  –Powiedz mi co Ty widzisz w tej całej piłce nożnej? –dziewczyna spojrzała na mnie zaraz później wychylając się i zaglądając na mężczyzn leżących za nami, do których nie darowała sobie się uśmiechnąć. Westchnęłam pod nosem wiedząc, że przyjaciółce i tak tego nie da się wytłumaczyć po czym położyłam się i pozwoliłam na to by słońce ogrzewało moje ciało.

-I tak nie zrozumiesz- odpowiedziałam pod nosem nie słysząc żadnej reakcji przyjaciółki, uchyliłam powieki rozglądając się dookoła. Mogłam się domyślić, Sophie już siedziała na kocu znajdującym się obok i chichotała wraz z mężczyznami.

 

 

     Wróciłam do domu koło siedemnastej i pierwsze co to pokierowałam się do łazienki zrobić sobie zimny prysznic, o którym marzyłam już podczas powrotu do domu. Morze dzisiejszego dnia było wspaniałe, jednak to nie to samo co przyjemna kąpiel w własnej wannie. Nalałam ponad trzy czwarte chłodnej wody do wanny- tak zdecydowałam się tak kąpiel, prysznic by mi nie wystarczył- po czym dodałam przeróżnych płynów do kąpieli i soli. Uwielbiałam wracać z męczącego dnia do domu i przez kolejne dwie godziny siedzieć w  wannie nie przejmując się, że trzeba coś w domu zrobić. Mieszkając z Tylerem nie miałam zbyt wiele czasu na tego typu rzeczy gdyż zazwyczaj w mieszkaniu byłam pierwsza więc musiałam wykonać podstawowe czynności. Posprzątanie po śniadaniu co nie było łatwe gdyż na stole zawsze było pełno rzeczy, począwszy od niedopalonego peta Tylera poprzez niezjedzone tosty czy kubki po kawie bądź poranna gazeta, którą mężczyzna zawsze czytywał. Dlatego to jest kolejny plus mieszkania samemu, nie musisz nic robić, możesz mieć syf i nikt nie będzie na ciebie zły, że tego nie posprzątałaś.   Wyszłam z wanny koło dziewiętnastej więc miałam ponad godzinę czasu na przygotowanie się do spotkania z José. Zadzwoniłam do rodziców, którzy oczywiście zapraszali mnie w weekend na obiad na co ja się skusiłam gdyż kochałam spędzać z nimi czas a teraz najprawdopodobniej będę robić to częściej. Wysprzątałam w końcu w mieszkaniu nie chcąc by mój gość pomyślał sobie, że jestem bałaganiarą a wiedziałam, że może taka myśl mu przejść po głowie gdyż w jego i Antonio mieszkaniu niemalże błyszczało z czystości. Po upchaniu niepotrzebnych rzeczy do graciarni ubrałam się w krótkie, jeansowe spodenki i luźną, czarną bluzkę na ramiączkach po czym udałam się do kuchni w celu sprawdzenia zawartości lodówki jednak nim zdążyłam to zrobić usłyszałam domofon. Podbiegłam do słuchawki pytając kto to, sama nie wiem po co, w końcu spodziewałam się jednego gościa dzisiejszego wieczoru. Otworzyłam mężczyźnie czekając aż w końcu zapuka do mych drzwi, kiedy to zrobił uchyliłam je zapraszając bruneta do środka.

-Normalnie oglądałbym mecz z kolegami przy piwie, ale że Ty nie jesteś kolegą to przyniosłem- zaczął chłopak, który ściągał właśnie buty po czym wyciągnął przed siebie karton soku pomarańczowego- mam nadzieję, że lubisz taki- uśmiechnął się szeroko wręczając mi napój.

-Mój ulubiony- zaśmiałam się i podążyłam w stronę kuchni gdzie na blacie położyłam sok i wrzuciłam do mikrofalówki popcorn. Hiszpan rozejrzał się po pomieszczeniu uśmiechając się pod nosem po czym oparł się o framugę drzwi i przyglądał się małemu okienku od mikrofalówki. Kiedy urządzenie dało znak, że skończyło robić popcorn wyciągnęłam papierowe opakowanie potrząsając nim kilkukrotnie. Rozerwałam papier i wsypałam zawartość do niebieskiej, plastikowej miski zaraz później wręczając ją mężczyźnie. –To co, mam otworzyć prezent od Ciebie? –skinęłam głową na karton soku uśmiechając się szeroko.

-Oczywiście, to mój ulubiony, myślisz, że dlaczego to kupiłem- zaśmiał się i nie czekając na mnie zaczął zajadać się popcornem, którym pachniało na całą kuchnię dlatego nie powstrzymałam się przed otwarciem okna. Oboje ruszyliśmy do salonu gdzie usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy telewizor na kanale, na którym właśnie zaczynał się mecz. Dwie drużyny pojawiły się już na stadionie, piłkarze oraz większość kibiców zaczęła śpiewać hymn Katalonii. Spojrzałam na José, który pod nosem również nucił i uśmiechnęłam się do niego widząc, jak bardzo wczuwa się w melodie. Kapitanowie z obu drużyn podeszli do sędziów, przywitali się wymieniając się flagami po czym arbiter rzucił monetą wskazując, że zaczyna FC Barcelona. Mecz się rozpoczął, oczywiście piłka przez większość czasu była dla Barcy, która już w dziesiątej minucie strzeliła pierwszego gola. Gdy tylko piłka znalazła się w bramce krzyknęłam z radości widząc, że i na twarzy José pojawił się szeroki uśmiech zadowolenia. Oboje siedzieliśmy wpatrzeni w ekran i zajadaliśmy popcorn, który skończył się w okna mgnieniu więc nie czekając sięgnęłam po paczkę chipsów, która leżała na stole. Co chwile komentowaliśmy grę piłkarzy Barcelony jak i Manchesteru, zazwyczaj zgadzaliśmy się ze sobą, jedynie jak wspomniałam, że Pique jest przystojny to mężczyzna zaprzeczył chwaląc jedynie jego dziewczynę- Shakire.

-Villa idioto!- krzyknął mężczyzna po nieudanej akcji piłkarza kiedy to nie strzelił do bramki będąc sam na sam z bramkarzem. Klepnęłam się w czoło nie wierząc własnym oczom, tak dobry piłkarz popełnił taki błąd-jednak każdemu może się zdażyć. Mecz zleciał w niesamowicie szybkim tempie, o wiele szybciej się ogląda z kimś, niż kiedy siedzisz samemu i nawet nie masz z kim porozmawiać i wymienić się informacjami na temat klubu. FC Barcelona wygrała 3:1 z Manchesterem United z czego oboje byliśmy zadwoleni, jednak zdawaliśmy sobie sprawę, że Katalonia spokojnie mogłaby mieć o dwie bramki więcej. Kiedy w telewizorze pojawiły się reklamy ściszyłam nieco głos odkładając szklankę po soku na stolik.

-Muszę przyznać, że z Tobą ogląda się lepiej niż z facetami- odezwał się brunet odwracając się w moją stronę.

-Naprawdę? –zapytałam nie bardzo wiedząc co ma na myśli. Myślałam, że faceci wolą oglądać mecze bez kobiet choćby dlatego, że mogą wtedy pić do woli i robić co tylko żywnie im się podoba.

-Nie wszyscy faceci tak mają. Ja przynajmniej miałem z kim porozmawiać na temat gry- uśmiechnał się upijajać ostatnie łyki soki i zaraz później odłożył szklankę.- Wiesz, z facetami gra wygląda tak- hiszpan rozłożył się na kanapie i położył stopy na stole. Uniósł delikatnie jedną rękę w powietrzu udając, że coś w niej trzyma- Kurwa, co Ty robisz? Ja pierdole, jaka kaleka, ja bym kurwa to lepiej rozegrał- José zaczął gestykulować ręką, a słysząc jego słowa zaśmiałam się pod nosem czekając na dalsze aktorstwo mężczyzny. Hiszpan osunął się lekko na kanapie kładąc głowę na zagłówek i zamykając oczy a po chwili zaczął głośno chrapać. Spojrzałam na niego nie wiedząc co robi po czym szturchnęłam go sprawdzając czy przypadkiem naprawdę nie zasnął. –A tak wygląda koniec meczu- wytłumaczył unosząc się do poprzedniej pozycji. –Tak więc już wiesz czemu lepiej się z Tobą ogląda.

-Zdecydowanie- przytaknęłam z szerokim uśmiechem na twarzy, który wywołał nikt inny jak José. Musiałam przyznać mu rację, mimo siedzenia w jednym miejscu przez prawie dwie godziny ja i tak świetnie się bawiłam. Tyler nigdy nie interesował się piłką nożną, uważał to za nudny sport, w którego grają same „ofermy” . Zawsze gdy mówiłam, że dzisiaj mecz, on mierzył mnie wzrokiem mówiąc, że powinnam interesować się koszykówką, baseballem albo lacrosse jednak żaden z tych sportów nie wywierał na mnie większego wrażenia.

     W pokoju rozbrzmiał się dźwięk dzwoniącego telefonu dochodzącego z kieszeni mężczyzny. José wyciągnął komórkę unosząc się z miejsca i przepraszając na chwilę. Uśmiechnęłam się ze zrozumieniem również wstając i zbierając puste opakowania po chipsach oraz brudne szklanki. Poszłam do kuchni wkładając naczynia do zmywarki, która była zapełniona już od dwóch dni a ja nawet nie miałam czasu by ją włączyć.

-Będę musiał lecieć- usłyszałam głos bruneta, który właśnie pojawił się w kuchni z telefonem w ręku, na którym coś sprawdzał.

-W porządku- uśmiechnęłam się zamykając zmywarkę. Szczerze? Nie było w porządku, myślałam, że spędzimy nieco więcej czasu ze sobą niż tylko jeden mecz podczas, którego prawie w ogóle nie rozmawialiśmy- no chyba, że na temat piłki nożnej. Miałam już ustalone jak będzie wyglądać nasz wieczór, nie miejcie mnie za wariatkę po prostu chciałam jakoś wzbogacić moje nudne życie.

-Chciałbym zostać naprawdę, ale Antonio mnie potrzebuje- wyjaśnił mimo, że wcale nie musiał tego robić. Rozumiałam mężczyznę, gdyby teraz zadzwoniła do mnie Sophie i byłabym jej potrzebna oczywiście, że pojechałabym do niej nawet jeśli ten wieczór miałby być najcudowniejszym wieczorem jaki kiedykolwiek przeżyłam. Odprowadziłam bruneta do drzwi żegnając się z nim i jeszcze raz dziękując za wspólny mecz.

-Zadzwonię do Ciebie- uśmiechnął się delikatnie, a w jego policzkach ukazały się dołeczki, które przyprawiły mnie o zawrót głowy. Oparłam się o framugę drzwi przytrzymując bosą stopą drzwi. –oczywiście jeśli mogę- dodał zatrzymując się i naciskając przycisk windy, którą chyba jeszcze w życiu nie jechałam.

-No jasne, że możesz- pomachałam José kiedy wchodził do windy a gdy drzwi się za nim zamknęły na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zadzwoni do mnie, sam to powiedział! Weszłam do mieszkania zamykając drzwi na klucz a zaraz później osunęłam się po nich siadając na zimnej podłodze. Miałam ochotę krzyczeć i piszczeć ze szczęścia. Czułam się jak małe dziecko, któremu obiecano upragnioną zabawkę, a tu przecież chodzi tylko o mężczyznę, który ma zadzwonić. Dopiero po chwili ocknęłam się i wstałam z podłogi nagle wpadając w chęć wysprzątania i przemeblowania całego domu. Nie chciałam jednak tego robić a najlepszą osobą do pomocy będzie Brian o ile nie jest właśnie z Tylerem. W normalnym przypadku zadzwoniłabym do mężczyzny jednak tym razem nie byłam pewna co do tego gdzie i z kim aktualnie jest dlatego wysłałam mu smsa wiedząc, że to będzie o wiele bardziej rozsądne.

 

Co robisz? Masz czas?

 

Odłożyłam telefon na szafkę w sypialni po czym otworzyłam drzwi do garderoby, w której panował bałagan nie do opisania. Po przeprowadzce wszystkie rzeczy z walizek po prostu wrzuciłam do garderoby nie przejmując się tym, że właśnie tworzę bałagan dwa razy większy. Usłyszałam dźwięk smsa, oderwałam się od przyglądania szafie po czym wzięłam telefon do ręki.

 

Siedzę z dziećmi i czekam aż żona wróci do domu. Ochroniarze właśnie odciągając paparazzi sprzed okien, a gosposia robi obiad… A tak serio, nudzę się jak mops, jakieś propozycje?

 

Mój bałagan w mieszkaniu czeka na Ciebie otworem xx

 

     Uśmiechnęłam się do telefonu zastanawiając się nad pytaniem, które kiedyś zadała mi przyjaciółka „Dlaczego Ty nie jesteś z Brianem?” . Większość osób mnie o to dyskretnie pytało twierdząc, że z nim dobrze wyglądam, że przy nim jestem inną osobą, na której twarzy zawsze pojawia się uśmiech. Ludzie potrafili mówić naprawdę dziwne rzeczy, kiedy ja nawet sobie nie wyobrażam związku z Brianem. Do niedawna uważałam, że Tyler to ten jedyny, nie obchodzili mnie inni mężczyźni a poza nim nie widziałam świata. Z Brianem poznałam się dzięki Tylerowi kiedy byliśmy na etapie randko-wania, więc nagle nie mogłam przenieść się na jego przyjaciela poza tym już wtedy byłam zauroczona blondynem. Brian i Tyler różnili się ale mimo wszystko oboje z nich byli wspaniałymi facetami, może przesadzam, Tyler wcale nim nie był, chyba sami wiecie czemu. Facet, który posunął się do zdrady nie powinien być nazywany wspaniałym, nawet jeśli kiedyś byłam w stanie oddać za niego życie. Tak więc Brian od zawsze na zawsze pozostanie tylko przyjacielem, mimo, że często się spotykamy sam na sam, ale to tylko dlatego, że we dwójkę zachowujemy się tak jakbyśmy byli jedynie na świecie. Robimy i mówimy przy sobie dosłownie wszystko przez co nie raz Tyler był zazdrosny.

     Leżąc na łóżku usłyszałam domofon, zerwałam się z łóżka i nie pytając kto to otworzyłam zaraz później uchylając drzwi i czekając na mężczyznę.

-Chodź do tatusia- krzyknął Brian kiedy drzwi windy się rozsunęły i rozchylił swoje szerokie ramiona wyciągając je w moją stronę. Zaśmiałam się słysząc jego zmieniony głos, nie wspominałam, że brunet potrafi to robić świetnie. Jeśli chce mieć kobiecy głos, potrafi to uczynić, głos przepitego mężczyzny również, pedofila, którego boją się dzieci? To dla tego też nie problem. Właśnie dzięki temu mężczyzna wydaje się być jeszcze zabawniejszy.

Przytuliłam się do Briana czując jak całuje on moją głowę a zaraz później klepie po tyłku. –Niegrzeczna byłaś, co to za jedynka w dzienniku ucznia?

-Przepraszam tatusiu, to się więcej nie powtórzy, pozwól mi to jakoś wynagrodzić –zrobiłam smutną minę próbując się nie zaśmiać z czym zazwyczaj miałam problem, nie byłam tak dobrą aktorką jak mój przyjaciel.

-Wynagrodzisz to w sypialni- pogłaskał mnie po głowie a zaraz później oboje wybuchliśmy śmiechem wchodząc do mieszkania.