-Wyglądasz świetnie- skomentowała Sophie kiedy właśnie
wślizgnęłam się w czarną, delikatną sukienkę, która tył miała dłuższy niż
przód. Kupiłam ją niedawno, jednak planowałam zrobić to wcześniej gdyż podobały
mi się one odkąd tylko pojawiły się w jednym ze sklepów, jednak cena była zbyt
wysoka na moją kieszeń i musiałam czekać aż inne sklepy zechcą wyprodukować
podobne. –Ten Hiszpan będzie zachwycony-
dodała blondynka a ja przeglądnęłam się w lustrze, które stało w rogu pokoju.
José zadzwonił do mnie koło piętnastej z pytaniem czy wieczorem mam czas.
Oczywiście, że miałam, moje życie nie jest na tyle bogate, że muszę szukać w
kalendarzu wolnego dnia jak to robią co niektórzy. Powiedział, że wpadnie po
mnie o osiemnastej na co ja od razu zadzwoniłam po przyjaciółkę prosząc by jak
najszybciej znalazła się u mnie. Nie musiałam długo czekać, dziewczyna była po
piętnastu minutach cała w skowronach, że w końcu idę na jakąś randkę. Przyznam
szczerze, że się trochę obawiałam dzisiejszego wieczoru. Z trudem potrafię
przypomnieć sobie moją ostatnią randkę, która z resztą była niewypałem gdyż
przed nią najadłam się z przyjaciółką pizzy i przez połowę ranki wymiotowałam
przy Tylerze. Było to dwa lata temu więc chyba mam prawo zapomnieć co się robi
na tego typu spotkaniach. Oczywiście zdaję sobie z tego sprawę, że to dzień jak
co dzień jednak samo słowo „randka” przyprawia mnie o dreszcze.
-José- poprawiłam blondynkę, która za nic w świecie nie
potrafiła zapamiętać jednego imienia.
-José czy Eduardo, co za różnica- Sophie machnęła ręką
siadając na wielkim łóżku, które dopiero co pościeliłam. Wsunęłam stopy w
czarne koturny, których ja sama z siebie bym nie ubrała jednak przyjaciółka
uparła się, że to właśnie te buty powinnam założyć dzisiejszego wieczoru. W
mojej szafie większość butów to sandałki, trampki czy nawet adidasy, a butów na
wyższym obcasie mam zaledwie dwie pary w tym jedne z nich ani razu nie miałam
na stopie. W liceum mogłam chodzić we wszystkich butach jakie podsunięto mi pod
nos, jednak od pierwszego roku studiów to się zmieniło. Pamiętam jak dziś ten
dzień kiedy w pośpiechu szłam na pierwsze zajęcia, na które nie miałam prawa
się spóźnić. Mieszkałam wtedy jeszcze w akademiku, więc do szkoły nie miałam
daleko musiałam przejść tylko przez ulicę i byłam na miejscu. Akurat wtedy
droga nawet przez chwilę nie była pusta, co chwile przejeżdżał jakiś samochód a
ja byłam zbyt leniwa by iść na pasy oddalone ode mnie o jakieś piętnaście
metrów. Kiedy w końcu ujrzałam dobry moment na wyjście na ulicę zrobiłam to i w
pewnej chwili ujrzałam nadjeżdżający samochód. Przebiegłam szybko i kiedy
wskakiwałam na krawężnik pech chciał, że źle stanęłam łamiąc przy tym obcas i
skręcają sobie kostkę. Tak więc na zajęcia i tak nie dotarłam, a co gorsza
widziało to pełno osób dzięki czemu najadłam się okropnego wstydu i na dodatek
przez miesiąc chodziłam z nogą w gipsie. Właśnie od tamtej pory nie noszę butów
na obcasach.
-Jesteś pewna, że
sandałki nie wyglądałyby lepiej? –spojrzałam do lustra i mimo wszystko stwierdziłam,
że wyglądam naprawdę nieźle. Dzięki koturnom moje nogi się wydłużyły- chociaż
nie narzekam na ich długość. Stałam się o jakieś jedenaście centymetrów wyższa
przez co zaczęłam martwić się czy nie będę wyższa od José, jednak szybko
przypomniałam sobie, że mężczyzna ma-na moje oko- coś koło metr osiemdziesiąt
siedem więc nie mam czym się martwić.
-Nie, musisz zacząć chodzić w takich butach wyglądasz o
wiele poważniej, a te wszystkie conversy i nie conversy powinny wylądować w
śmietniku- odpowiedziała blondynka zrywając się z łóżka i podchodząc do mnie
chwyciła mnie za ramiona odwracając w swoją stronę. –Makijaż idealny, ubiór
również, fryzura też niczego sobie- dziewczyna poprawiła mi włosy uśmiechając
się szeroko. –Przynajmniej wyglądasz jak kobieta- dodała a ja jedynie
pokręciłam głową będąc jej tym samym wdzięczna, że uważa, że na co dzień nie
wyglądam kobieco. Może miałyśmy inne gusta jednak mimo wszystko nikt nigdy nie
miał problemu z rozpoznaniem mojej płci. Latem często chodziłam w sukienkach,
włosy spinałam w koka, nie przesadzałam z makijażem a na stopy zazwyczaj
ubierałam trampki bądź sandałki. Natomiast moja przyjaciółka kochała wysokie
buty, idealny makijaż i wiecznie rozpuszczona, długie blond włosy.
-Wow wyglądasz
cudownie- skomentował José kiedy właśnie otworzyłam mu drzwi od mieszkania.
Mężczyzna ubrany był w czarne spodnie i do tego niebieską koszulę w lekką kratę.
Włosy miał idealnie ułożone, a na twarzy dosłownie naklejony uśmiech. Stał u
progu drzwi wpatrując się we mnie i przez niecałą minutę nawet nie drgnął tylko
mierzył mnie od stóp do głów wzdychając po nosem. Po chwili potrząsnął głową
patrząc na swoją rękę, w której trzymał czerwoną różę i zaraz później wyciągnął
ją w moim kierunku. –Nie wiem jeszcze jakie lubisz kwiaty, ale mam nadzieję, że
róża może być. Najwyżej zamknę oczy a Ty szybko wyrzucisz ją do kosza- zaśmiał
się a ja razem z nim po czym chwyciłam
kwiatek pierwsze co to wtykając w niego nos i napawając się jego cudownym
zapachem.
-Dziękuję bardzo- uśmiechnęłam się czując, że moje policzki
przybierając różowego koloru czego w dzieciństwie się nieco wstydziłam, jednak
zdążyłam się przyzwyczaić i coraz mniej zwracać na to uwagę. –Myślę, że nie
będzie potrzeby wyrzucania jej do kosza- odsunęłam się delikatnie uchylając
drzwi i gestem ręki zapraszając mężczyznę do środka. –Tylko wstawię do wazonu-
wyjaśniłam unosząc kwiatek lekko ku górze po czym zniknęłam z pola widzenia
mężczyzny. Szybko nalałam wody do niedużego wazonu wkładając w niego różę i nie
chcąc by mężczyzna czekał dłużej wróciłam do niego po drodze sięgając po czarną
kopertówkę leżącą na stole. –Możemy iść.
-Chciałem zamówić limuzynę jednak żadnej nie mieli wolnej,
więc pozostał nam mój motor- odezwał się José kiedy właśnie wyszliśmy z budynku. Na dworze wiał przyjemny dla ciała
wiatr, który na tę chwilę pozwolił mi się odprężyć. Spojrzałam na towarzysza
unosząc lekko brew ku górze.
-Naprawdę? –zmierzyłam bruneta przenikliwym wzrokiem widząc
jak niechętnie kręci głową.
-Nie- zaśmiał się podając mi w tym samym czasie jeden z kasków,
który bez wahania ubrałam na głowę nie przejmując się, że właśnie niszczy mi
fryzurę, którą Sophie układała mi z godzinę. Usiadłam za mężczyzną jak zwykle obejmując go
w pasie, a pomiędzy nogi kładąc kopertówkę. Nie miałam pojęcia dokąd się
wybieramy, nawet oszczędziłam sobie pytania na ten temat gdyż zdawałam sobie
sprawę, że Hiszpan i tak nie będzie skłonny zdradzić mi tego sekretu. Może nie
czułam się komfortowo siedząc w sukience na motorze jednak w zupełności mi to
nie przeszkadzało. Jazda na tym pojeździe chyba pierwszy raz wydała mi się
bezpieczna, zapewne dlatego, że José tym razem nie przesadzał z prędkością.
Kiedy zatrzymaliśmy się z gracją zeszłam z motoru ściągając uważnie kask, który
zaraz później przejął ode mnie brunet. Rozejrzałam się dookoła widząc jedynie
morze jednak z zupełnie innej strony niż ja je zawsze widziałam. Nie było na
plaży masy ludzi, nie grała głośno muzyka, nawet nie było ani jednej budki z
fast foodami. To była część, której chyba jeszcze nigdy nie widziałam, a
przynajmniej nie przypominam sobie tego dnia. Oboje zeszliśmy po niewielkiej
górce i ściągnęliśmy buty wchodząc na złocisty i nieco nagrzany piasek,
pozwalając na to by delikatnie drażnił nasze stopy. Słońce już zaczęło zachodzić a fale nieco się
zwiększyło dzięki czemu widok był jeszcze piękniejszy.
-Wow, jak to możliwe, że mieszkam tutaj od urodzenia a
jeszcze nigdy nie byłam w tak cudownym miejscu? –zapytałam zatrzymując się i
wpatrując się w zachodzące powoli słońce. Mężczyzna stanął tuż obok mnie.
-Bo czekałaś na ten dzień aż ktoś Cię tu przywiezie-
wyjaśnił José, na którego spojrzałam kątem oka i dostrzegłam delikatny uśmiech
na jego twarzy. Oboje ruszyliśmy wzdłuż plaży pozwalając na to by ciepła woda
stykała się z naszymi bosymi stopami. Idąc ujrzałam w oddali duży, biały dom, w
pierwszej chwili myślałam, że jest on opuszczony jednak zbliżając się do niego
dostrzegłam na tarasie świecące się małe lampki, które dodawały uroku temu
miejscu. Uśmiechnęłam się na sam widok a kiedy José pociągnął mnie w jego stronę
miałam ochotę rzucić się na niego ze szczęścia. Oboje weszliśmy po krótkich
schodkach na ganek domu gdzie obok przyszykowanego pysznym jedzeniem stołu stał
młody chłopak. Uścisnął on dłoń José a do mnie jedynie skinął głową i zaraz
później oddalił w stronę morza. Wzruszyłam ramionami nie bardzo wiedząc kim on
był, jednak nie miałam zamiaru zaprzątać sobie tym głowy.
-Jezu, niesamowite miejsce- wzięłam głęboki oddech czując w
powietrzy przyjemny dla nosa zapach. Hiszpan odsunął mi krzesło pozwalając tym
samym na zajęcie miejsca przy stole a zaraz później dołączył do mnie siadając
naprzeciwko. Wszystko co przygotował było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, tym
sposobem udowodnił, że jest on największym romantykiem jakiego w życiu
spotkałam.
-Było przepyszne,
jesteś tak świetnym kucharzem czy raczej ktoś Cię wyręczył z tego zadania?
–spojrzałam na mężczyznę uśmiechając się delikatnie. Od jakiś czterdziestu
minut siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się przepysznym hiszpańskim
jedzeniem, które miałam pierwszy raz okazje spróbować.
-Wszystko co leży na tym stole zostało zrobione tymi
rączkami- wytłumaczył José unosząc ku górze swoje dłonie. Zaśmiałam się wstając
od stołu i podchodząc do bujanej huśtawki, która rzuciła mi się w oczy gdy
tylko tu przyszliśmy. Mężczyzna po chwili uniósł się z krzesła i dołączył do
mnie siadając na miejscu obok mnie. –Pograjmy w pięć pytań- zaproponował po
czym rozbujał delikatnie huśtawkę.
-Ty zaczynaj- odpowiedziałam szybko nie chcąc bym to ja
musiała to robić. Zazwyczaj byłam kiepska w tego typu zabawach gdyż nigdy nie
potrafiłam wymyślić sensownych pytań.
-Studiujesz czy pracujesz?- usłyszałam głos mężczyzny chwilę
później odwróciłam się w jego stronę.
-Skończyłam studia, a po wakacjach będę pracować w redakcji
mamy- wyjaśniłam uśmiechając się i chyba dopiero teraz zorientowałam się, że
jest wiele rzeczy, o których mężczyzna nie wie, jak zresztą na odwrót.
-Mogę wiedzieć w jakiej redakcji?
-A to się liczy jako kolejne pytani? –uśmiechnęłam się
sięgając po szklankę z sokiem pomarańczowym.
-Nie, to jest dodatek do pierwszego- zaśmiał się José a ja
wraz z nim.
-W magazynie dla kobiet. Będę pisać artykuły na przeróżne
tematy- wyjaśniłam, a na samą myśl aż przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Może to
Was zaskoczy, ale naprawdę nie mogę doczekać się końca wakacji i momentu kiedy
stanę w biurze, które zresztą należy do mojej rodzicielki i z dumą będę mogła
ogłosić, że jestem nowym pracownikiem. Niestety, albo może i stety będę
pracować najczęściej w domu. Mama albo ktoś z jej pracowników będzie podsyłał
mi temat a ja będę miała około dwóch tygodni na napisanie coś związku z nim.
-Jeśli mogłabyś wziąć trzy rzeczy na bezludną wyspę to co by
to było? –zapytał José a ja jedynie cicho zachichotałam patrząc na niego i nie
wiedząc czy poważnie pyta, jednak jego mina dała mi do zrozumienia, że to wcale
nie jest żart.
-Moja przyjaciółkę, chociaż nie zaliczam jej do rzeczy-
odpowiedziałam zastanawiając się przez moment, a zaraz później dodając- laptopa
i…- zawahałam się zdając sobie sprawę, że tak naprawdę trudno byłoby mi się
rozstać z czymkolwiek z mojego mieszkania. –I lodówkę- dodałam całkiem
poważnie, jednak kiedy mężczyzna się zaśmiał ja podążyłam jego śladem.
-Lodówkę, mówisz poważnie?- wyjąkał José wciąż nie mogąc
przestać się opanować. Pokiwałam jedynie głową zaciskając usta w wąską linię po
to by nie wybuchnąć gromkim uśmiechem. –W porządku. Kolejne pytanie- brunet
uspokoił się poprawiając swoje nieco dłuższe włosy a zaraz później znowu mogłam
usłyszeć jego łagodny głos- Czego się
boisz?
-Szczurów- odpowiedziałam szybko i stanowczo aż na samą myśl
mnie wzdrygnęło. Od dziecka bałam się tych zwierząt, gdziekolwiek je widziałam
uciekałam przed nimi potrafiąc wejść nawet na meble. Jeśli jakiś z moich
znajomych posiadał takowe w domu nie było szans bym przyszła do niego w
odwiedziny. Nawet kiedy widziałam szczura w telewizji potrafiłam krzywić się i
zasłaniać oczy ze strachu.
-Następne, hmm- mężczyzna złapał się dłonią za brodę unosząc
lekko głowę ku górze po czym zamyślił się a chwilę później pstryknął palcami
ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. –Jakbyś miała opisać siebie jednym
słowem jakiego byś użyła? –zapytał z uniesioną lekko głową ku górze.
Najwidoczniej był zadowolony ze swojego pytania, a przede mną stanęło trudne
zadanie.
-Niecierpliwa- odpowiedziałam niepewnie upijając kilka łyków
soku pomarańczowego.
-Jakie jest Twoje marzenie?- mężczyzna oparł się lewym
ramieniem o oparcie huśtawki dzięki czemu mogłam go lepiej widzieć.
Zastanowiłam się przez moment zdając sobie sprawę, że mam wiele marzeń. Jedne
są większe, drugie mniejsze, jedne mniej ważne drugie bardziej, a ja i tak nie
wierzę by choć jedno z nich mogło się spełnić.
-Nie powiem Ci- uśmiechnęłam się szyderczo czując jak powiew
wiatru opatula moje nagie ramiona przez co na ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Dlaczego?- zapytał unosząc brew ku górze co chyba miał w
nawyku. –Ubierz bo zmarzniesz- José wyciągnął w moim kierunku czarną rozpinaną
bluzę, którą bez oporów zarzuciłam na swoje ramiona. Gdy tylko brałam większy
oddech moje drogi nosowe przyjemnie zostawały podrażniane przez woń perfum
Hiszpana, które pozostały na bluzie.
-Bo jeśli Ci powiem to się nie spełni- uśmiechnęłam się
czekając na reakcję mężczyzny, który jedynie pokiwał głową zaraz później
zadając ostatnie pytanie:
-Ile lat miałaś kiedy pierwszy raz się całowałaś? –brunet
wyszczerzył swoje zęby w idealny uśmiech i chwilę później chwycił szarą bluzę,
która leżała na parapecie. Ubrał ją przez głowę a ja uśmiechnęłam się na sam
jej widok zdając sobie sprawę, że identyczną mam w domu.
-Czy to jest takie ważnie?
-W zasadzie to nie, ale nic innego nie przyszło mi do głowy-
wytłumaczył unosząc się z miejsca i wyciągając dłoń w moim kierunku. Bez zastanowienia chwyciłam ją i oboje ruszyliśmy
wzdłuż plaży. José przed dobre dziesięć minut marudził mi, że teraz moja kolej
zadawania pytań czego ja oczywiście nie chciałam robić, gdyż nie byłam równie
kreatywna co mężczyzna. Po kilku minutach jego próśb w końcu się zgodziłam
zadając mu dokładnie te same pytania co on mi. Dowiedziałam się, że jest
nauczycielem angielskiego co wywarło na mnie ogromne wrażenie. Trzy rzeczy
które zabrałby na bezludną wyspę to podkreślił, że przede wszystkim motor choć
oboje zastanawialiśmy się jaki miałby z niego pożytek. Drugą rzeczą byłby telefon,
a trzecią nad tym chyba zastanawiał się
najdłużej a kiedy kazałam mu powiedzieć pierwszą rzecz jaka przychodzi
mu na myśl odpowiedział „widelec”. Kolejne pytanie to czego się boi, José
dumnie stwierdził, że jest twardym facetem i niczego w życiu się nie obawia, cóż tym lepiej dla
niego. Jedno słowo jakim opisał siebie? Czarujący. Oczywiście zareagowałam
niekontrolowanym śmiechem przez co przez następne pięć minut nie chciał się do
mnie odzywać, jednak jakoś go namówiłam do tego by w końcu mi wybaczył. Marzenia
oczywiście nie chciał mi zdradzić gdyż ja mu nie powiedziałam mojego, jednak
nie naciskałam. No i ostatnie pytanie sobie darowaliśmy stwierdzając, że to i
tak nie ma znaczenia.