piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 12.


     Dźwięk pukania do drzwi rozbrzmiał się po mieszkaniu, a ja czym prędzej wyleciałam z łóżka oczywiście zaplątując się w pościel i omal nie lądując na podłodze. Podbiegłam do drzwi otwierając je i widząc w nich stojącego z szerokim uśmiechem José. Mężczyzna miał na sobie długie spodnie od piżamy w granatową kratkę, białą koszulkę oraz granatową bluzę, którą zarzuconą miał na szerokie ramiona. Zmierzyłam go dwa razy wzrokiem widząc niezasznurowane biały trampki.
-Mogłeś się przynajmniej ubrać- zaśmiałam się zatrzymując wzrok na twarzy mężczyzny.
-Po co? Dzisiaj idziemy w piżamach- odparł brunet mierząc mnie przenikliwym wzrokiem. Miałam nadzieję, że sobie żartuje, gdyż moje różowe spodnie w małpki, nie nadają się do pokazywania w nich na mieście. –I nie żartuje, bierz bluzę i idziemy- pogonił mnie Hiszpan, a ja złapałam za szarą bluzę, która wisiała na wieszaku i wślizgnęłam stopy w czarne trampki.
-Zwariowałeś- zaśmiałam się przekręcając klucz dwa razy zaraz później wrzucając go do kieszeni od bluzy, którą właśnie założyłam przez głowę. –Mam jeszcze Twoją czarną bluzę w domu- przypomniałam sobie kiedy właśnie wchodziliśmy do windy, której ja wciąż się bałam i czułam jak wielka gula staje mi w gardle ze strachu.
-To lepiej pilnuj jej jak oka w głowie bo jest drogocenna- brunet zaśmiał się, a ja razem z nim po czym oboje opuściliśmy windę. Przeżyłam te straszne kilka sekund. Pożegnałam się z Benem, który mierzył nas wzrokiem po czym oboje wyszliśmy przed blok stając na chodniku i wpatrując się przed siebie.
-I gdzie ten samolot? –zapytałam kątem oka spoglądając na mojego towarzysza, który uśmiechnął się szeroko obracając się w moim kierunku.
-Nie odezwałaś się. To ja pierwszy do Ciebie napisałem, dlatego odwołałem samolot- wyjaśniał Hiszpan próbując opanować śmiech. Wzruszyłam ramionami spuszczając głowę i udając smutną do czasu do póki  José nie podszedł do mnie przytulając mnie do swojej piersi. Poczułam dreszczyk, który przeszył całe moje ciało, dosłownie od stóp od głów, a kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze. –Nie martw się pójdziemy w równie ciekawe miejsce- obiecał brunet obejmując mnie ramieniem po czym oboje ruszyliśmy przed siebie. W zasadzie nawet nie obstawiałam gdzie możemy iść gdyż José bywał nieprzewidywalny poza tym wydawało mi się jakby nie miał żadnej opcji i za pewne wymyśli coś spontanicznie. Chyba miałam szczęście, że napisał do mnie i wyciągnął mnie z mieszkania, nie musiałam siedzieć sama i rozmyślać co by było gdyby… Po krótkiej chwili zatrzymaliśmy się, a José zdjął rękę z mojego ramienia i obie dłonie wślizgnął do kieszeni od bluzy.
-Dobra, nie mam planu co możemy robić. Wydaje się jakby to miasto już dawno spało- powiedział głośno mężczyzna wsłuchując się w swoje echo, które ledwo dało się usłyszeć. Co do miasta to chyba miał rację, rzadko kiedy o tej porze wychodziłam z domu i chyba dopiero teraz uświadomiłam sobie, że w Santa Ana nie prowadzi się nocnego trybu życia.
-Wiesz, zazwyczaj ludzie o drugiej w nocy śpią, więc co się dziwić- wzruszyłam ramionami również chowając dłonie do kieszeni od bluzy i rozglądając się dookoła. Po chwili poczułam jak mężczyzna łapie mnie za rękę i ciągnie mnie na drugą stronę ulicy. Zatrzymaliśmy się przed jednym z barów, przed którym stała tablica z napisem „Karaoke tylko dzisiaj”. Pokiwałam przecząco głową nie chcąc tam wchodzić, jednak najwidoczniej José był innego zdania gdyż nie zwracając uwagi na moje niechęci co do tego miejsca wciągnął mnie tam za rękę. Oboje zatrzymaliśmy się niemalże na środku baru, który muszę przyznać nie był takich zły. W zasadzie byłam w nim kilka razy z Tylerem i resztą, jednak od tamtej pory trochę się tutaj zmieniło. Stoliki zajmowane były przez młodsze osoby niż do tej pory to bywało, kelnerka nie była po czterdziestce, a po dwudziestce, a obrazy na ścianach były nowe, nie sprzed wojny. Na scenie właśnie stały dwie dziewczyny i obie śpiewały, a raczej fałszowały do mikrofonów świetnie się przy tym bawiąc. Uśmiechnęłam się na sam ich widok i już chciałam coś powiedzieć do José kiedy dostrzegłam, że obok mnie stoi zupełnie inny mężczyzna, którego nawet nie znałam. Rozejrzałam się dookoła w celu zlokalizowania swojego towarzysza, jednak nigdzie nie umiałam go zamierzyć.
-A teraz przed państwem José w utworze Lifehouse- you and me- usłyszałam głos dobiegający ze sceny i nie czekając dłużej zaczęłam się pod nią przeciskać. W pierwszej chwili myślałam, że źle usłyszałam jednak widząc mojego towarzysza z gitarą w ręku siedzącego na krześle moja szczęka omal nie przywitała się z podłogą. José uśmiechnął się do mnie mrugając przy tym oczkiem po czym zabrał się za granie. Stałam przed sceną wpatrując się w Hiszpana, który całkiem nieźle bawił się z instrumentem opierającym się na jego kolanach. W barze zrobiło się nieco ciemniej, a światło teraz padało tylko na José, który uśmiechał się pod nosem i w końcu zaczął śpiewać.
„What day is it
And in what month
This clock never seemed so alive
I can't keep up and I can't back down
I've been losing so much time”


     Dokładnie znałam tekst tej piosenki, od kilku lat słuchałam tego zespołu i każde ich wykonanie było wspaniałe. Jednak kiedy mężczyzna to śpiewał czułam jak dreszcze przeszywają każdy nawet najmniejszy skrawek mojego ciała. Kąciki ust uniosły się ku górze, a serce zaczęło przyśpieszać swoje bicie. Nie mogłam wyjść z zachwytu, obserwowałam bruneta zastanawiając się czy ma  jakoś wadę, jednak na tę chwilę był on idealny.
“Cause it's you and me and all of the people
With nothing to do, nothing to lose
And it's you and me and all of the people
 
And I don't know why I can't keep my eyes off of you”


     Gdy mężczyzna zaczął śpiewać refren ja nie zdając sobie sprawy zaczęłam nucić pod nosem. W barze dosłownie panowała cisza, jedynie usłyszeć można było śpiewającego  i grającego na gitarze José. Mężczyzna co chwile na mnie zerkał posyłając w moją stronę zabójczy uśmiech, który ja nie potrafiłam nie odwzajemnić.  W pewnej chwili Hiszpan uniósł się z krzesła podchodząc do mnie i wyciągając do mnie rękę, którą ja bez zastanowienia chwyciłam. José podciągnął mnie pomagając mi wejść na podest. Na moje szczęście na scenie niemalże byłam wychowywana. Od podstawówki do samego liceum brałam udział w przeróżnych spektaklach tak więc kilka osób w barze nie krępowały mnie nawet na moment. Brunet posadził mnie na krześle, na którym przed chwilą to on siedział po czym zaczął śpiewać kolejną zwrotkę.

“All of the things that I want to say
Just don't coming out right
I'm tripping on words, you got my head spinning
I don't know where to go from here”


     Uśmiechałam się dosłownie od ucha do ucha wcale nie przejmując się ludźmi, którzy w rytm melodii zaczęli klaskać. Kiedy José kończył drugą zwrotkę podszedł bliżej mnie, nachylił się nade mną wypowiadając ostatnie zdanie. A ja jedynie wpatrywałam się w jego cudowne czekoladowe tęczówki wsłuchując się w dobrze znany mi tekst. Brunet zakończył śpiewanie i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
Ludzie zaczęli bić brawo, a niektórzy nawet gwizdać będąc pełni zachwytu. Moja reakcja za pewne byłaby podobna gdyby moje i José usta nie spotkały się w zaplanowanym przez mężczyznę pocałunku. Na moim ciele pojawiły się przyjemne dreszcze gdy poczułam dłoń na swojej twarzy, która gładzona była kciukiem mężczyzny. Chwila ta nie mogła trwać długo gdyż gdy mężczyzna się ode mnie odkleił ludzie wciąż klaskali, a ja czułam się dosłownie jak w niebie. José odwrócił się do skromnej publiczności kłaniając się przed nią i oddając gitarę mężczyźnie, który właśnie wszedł na scenę. Brunet podszedł do mnie wyciągając w moim kierunku dłoń, którą szybko chwyciłam i uniosłam się z krzesła. Wraz z towarzyszem zeszliśmy z podestu, a ja nawet nie wiedziałam co zrobić, co powinnam powiedzieć. Szłam przed siebie czekając na jakikolwiek ruch mężczyzny z tego wszystkiego aż w głowie zaczęłam liczyć kroki, gdyż na nic więcej nie było mnie stać. Kątem oka spojrzałam na nasze splecione dłonie kiedy to właśnie brunet zatrzymał się przed niewielkim barem uwalniając moją dłoń z przyjemnego uścisku.
-Napijesz się czegoś?-zapytał brunet stając przed ladą, średniej wielkości baru. Byłam zbyt rozproszona by odpowiedzieć więc pokręciłam jedynie głową próbując nie kląć pod nosem kiedy po raz kolejny ktoś trącał moje ramie. –Ja chyba też tutaj nie znajdę nic dla siebie- stwierdził odpychając się od lady, na której przed chwilą spoczywały jego ręce po czym odwrócił się przodem do sceny wpatrując się w śpiewające dwie dziewczyny.
-Idźmy stąd, pokażę Ci coś- uśmiechnęłam się pociągając José za rękaw od bluzy. Oboje opuściliśmy bar, w którym zaczęło gromadzić się coraz więcej ludzi, co muszę przyznać zaczęło mnie dziwić. Myślałam, że ludzie z reguły o trzeciej w nocy śpią w swoich łóżkach, jednak widocznie myliłam się. Przemierzaliśmy ulicę miasta, które jakby zgasić wszystkie latarnie można byłoby pomyśleć, że nikt tutaj nie mieszka. Oprócz barów, w których jak zwykle siedziało wiele osób zazwyczaj świetnie bawiących się.  Stanęliśmy przed moim blokiem oboje mierząc go od samej góry po sam dół.
-To chciałaś mi pokazać? –zapytał Hiszpan uśmiechając się delikatnie i kątem oka spoglądając na mnie.  Westchnęłam głęboko unosząc kąciku ust ku górze po czym ruszyłam w stronę wejścia odwracając się za siebie by upewnić się, że mężczyzna podąża za mną.
- José rusz tyłek! –krzyknęłam na co brunet  od razu  oprzytomniał kierując się w moim kierunku. Weszliśmy do budynku udając się w stronę windy. Rzuciłam Benowi jedynie przelotny uśmiech i wraz z Hiszpanem weszłam do windy naciskając guzik z numerem 5.  José posłał mi zaskoczone spojrzenie zaraz później odzywając się.
-Wydawało mi się, że mieszkasz na drugim piętrze- skomentował mężczyzna, a kiedy drzwi od windy rozchyliły się oboje z niej wyszliśmy.
-Kto powiedział, że jedziemy do mnie?- zapytałam uśmiechając się szyderczo do towarzysza po czym pokierowała się ku schodom, które miały doprowadzić nas do miejsca, które jeszcze nikomu nie pokazałam. Piąte piętro tego bloku zamieszkiwała rodzina, która zresztą większość swojego życia spędzała poza domem. Znajdowały się  tutaj jeszcze dwa inne mieszkania, jednak oba stały puste z niewiadomych powodów. Weszliśmy po niedługich schodach na samą górę bloku po czym zatrzymaliśmy się przed stalowymi drzwiami.
-Planujesz je wyważyć? –odezwał się José, a po chwili usłyszałam za plecami jego głośny śmiech. Kiedy się odwróciłam jego twarz była dosłownie kamienna, jednak mimo wszystko wiedziałam, że ledwo radzi sobie z powstrzymaniem gromkiego śmiechu. Wyciągnęłam klucze z kieszeni bluzy i jeden z nich wsadziła do drzwi przekręcają zamek dwukrotnie. Uchyliłam drzwi, które prowadziły na dach budynku zaraz później przekraczając próg, a za mną podążył mężczyzna. –Wow- usłyszałam krótkie słowo wypowiedziane pod nosem bruneta, na które zareagowałam jedynie uśmiechem i ruszyłam przed siebie stając kilka centymetrów przed wielką przepaścią. Spojrzałam w dół biorąc głęboki oddech, a chwilę później wycofałam się i usiadłam na zimnej podłodze. –Ktoś jeszcze ma tu dostęp?
-Nie, tylko ja- uśmiechnęłam się do towarzysza, który chwilę później podszedł do miejsca, przed którym minut temu ja stałam. Wychylił on się delikatnie jednak nie na długo. Cofnął się o krok i z nieco dalszej odległości rozglądnął się dookoła podziwiając widoki. Mimo, że budynek nie należał do najwyższych to panorama miasta i tak była dość dobrze widoczna.
-Pokażę Ci coś jeszcze- uniosłam się z miejsca gestem ręki popędzając  José, który udał się za mną. Przeszliśmy dookoła i zatrzymaliśmy się gdzie ja kucnęłam wyciągając zza jednej ze skrzynek marker.  Ruszyłam dalej słysząc jak Hiszpan podąża za mną krok w krok. –Spójrz- klęknęłam na podłodze, a obok mnie kucnął mężczyzna. –Tu są zapisane wszystkie dni kiedy tu przychodzę- wyjaśniłam przejeżdżając palcem po podłodze, na której markerem zapisane było kilkadziesiąt dat począwszy od 2010 roku.
-Wow, niesamowite- skomentował brunet przyglądając się z ciekawością. –Rok temu bywałaś tutaj niemalże codziennie- zauważył zaraz później spoglądając na mnie i wygodnie siadając na podłodze. –Dlaczego? –zapytał kiedy właśnie w skupieniu zapisywałam dzisiejszą datę. Zazwyczaj nosiłam marker w torebce, jednak czasami zdarzało mi się przychodzić bez torebki tak więc za skrzynką zawsze musiał być pisak, który systematycznie wymieniałam. Słysząc pytanie towarzysza wzięłam głęboki oddech nie przenosząc wzroku z dat, które w sercu znaczyły dla mnie bardzo wiele. To właśnie po śmierci Ethana każdą noc spędzałam tutaj, patrzyłam w niebo wierząc, że brat widzi mnie z góry i posyła w moim kierunku swój szczery uśmiech. To tutaj najczęściej pisałam w moim pamiętniku wylewając do niego wszystkie uczucia skrywane w głębi swojej duszy. –Hope?- z transu zupełnej nieświadomości wyrwał mnie głos José, który położył zaraz później dłoń na moim ramieniu. –Wszystko ok? –zapytał nachylając się i spoglądając w moją twarz. Uśmiechnęłam się, a przynajmniej próbowałam to uczynić po czym usiadałam obok niego i skuliłam nogi podciągając je pod brodę.
-Po śmierci brata- odpowiedziałam na wcześniej zadane pytanie po czym przeniosłam wzrok na José, który najwidoczniej był zaskoczony odpowiedzią- Właśnie wtedy bywałam tutaj codziennie- wyjaśniłam rozglądając się po mieście, z którym tak bardzo byłam z żyta. To tutaj pierwszy raz się zakochałam, w tym mieście pierwszy raz złamałam nogę, poszłam do szkoły czy przeżyłam swój pierwszy pocałunek.
-Ja… Nie wiedziałem-odparł po krótkiej chwili zaraz później dodając- Przepraszam.
-Nie przepraszaj- machnęłam ręką uśmiechając się do mężczyzny. Zdawałam sobie sprawę, że nie wiem on o Ethanie, bo kto by mógł się spodziewać. Przecież jeśli poznaje się dziewczynę to nie osądza się z góry, że jej brat nie żyje, to by mogło być nieco dziwne.
-Ale wiem co czujesz- odezwał się po chwili, a ja spojrzałam jedynie na niego chcąc by kontynuował. –Też straciłem bliską mi osobę. Mój ojciec zginął na wojnie kiedy miałem siedem lat. –głos José był spokojny jednak widziałam, że w środku wszystko powraca, wiedziałam co przeżywa gdyż ja na samo wspomnienia o Ethanie miałam taką samą reakcję. Wszystko wracało w najmniej oczekiwanych momentach. Zaczęło ściskać serce, a łzy mimowolnie napływać do oczu, w głowie natomiast tysiące myśli i wspomnień na temat utraconej osoby. – Moje wspomnienia z ojcem są dosłownie za mgłą, nawet jeśli nie wiem jakbym się starał, nic nie potrafię sobie przypomnieć. Przez wiele lat próbowałem  jednak oglądanie wspólnych filmów czy zdjęć,  zupełnie nic nie daje , jakby w mojej głowie była jednak wielka pustka. –dokończył, a ja znowu poczułam ogromne ściśnięcie serca, przez które moje oczy zostały napełnione sporą ilością łez. Jednak nie było to spowodowane tylko wspomnieniem Ethana, była to zasługa José -mężczyzny, który ze stratą ojca boryka się kilkanaście lat dłużej niż ja. 
-Przykro mi- odezwałam się łamiącym głosem, a chwilę później poczułam jak kilka łez mimowolnie spływa po moim policzku. Nie chciałam by brunet je zobaczył, nie chodzi o to, że się ich wstydziłam, raczej problem tkwił w tym, że obiecałam sobie być twarda, a za każdym razem jest tak samo.
-Hej, ale nie płacz- łagodny głos José dotarł do moich uszu powodując delikatny uśmiech zarówno na mojej jak i Hiszpana twarzy. Mężczyzna kciukiem starł ostatnią łzę płynącą po moim policzku po czym odgarnął moje niesforne kosmyki włosów opadające na twarz. –Jeśli chcesz, opowiedz mi o swoim bracie- uśmiechnął się przyjaźnie chwilę później obejmując mnie ramieniem i pozwalając na to by moja głowa spoczęła na jego ramieniu.
-Może kiedy indziej- przymrużyłam oczy tym samym nie pozwalając ostatnim łzom na wypłynięcie. Siedzieliśmy w ciszy kilka minut, aż w końcu oboje zaczęliśmy ziewać i jednogłośnie stwierdziliśmy, że pora wracać. Opuściliśmy dach, z którym zawsze ciężko było mi się żegnać po czym zjechaliśmy winą na drugie piętro gdzie José odprowadził mnie do drzwi.
-Śpij dobrze- odezwał się brunet podchodząc do mnie i całując mnie w czółko. Uśmiechnęłam się pod nosem otwierając drzwi od mieszkania, do którego weszłam i zanim zamknęłam drzwi rzuciłam krótkie „dobranoc” czekając aż drzwi windy gdzie właśnie wszedł Hiszpan się zamkną.


Hej, hej, hej! Przede wszystkim dziękuję za wszystkie komentarze, które zostawiacie pod każdym postem, jestem Wam ogromnie wdzięczna gdyż to właśnie Wy motywujecie mnie do dalszego pisania! :) I mam do Was małe pytanko, znacie może jakieś ciekawe szabloniarki? Gdyż chciałabym zmienić wygląd mojego bloga, a niestety sama tego nie zrobię gdyż posiadam dwie lewe ręce ;< Tak więc jeśli znacie kogoś kto potrafi to robić mogłybyście podać mi jakieś namiary na te osoby? Byłabym wdzięczna i dziękuję! <3

13 komentarzy:

  1. och, uwielbiam takie sielankowe rozdziały, naprawdę *___* na końcu było trochę smutnawo, ale Jose ją tak słodko pocieszał i jeszcze ten cmok w czółko ^^ ach, uwielbiam Lifehouse, chociaż nie pamiętam dokładnie, kiedy ostatni raz ich słuchałam, jakoś sie odcięłam od starej muzyki i zespołów. a jeśli chodzi o szablon, to ja robię też na zamówienie, więc możesz sie ze mną jakoś skontaktować. najprędzej przez gg 37033825

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja Cię żeś pierdzielę, że tak powiem xd Rozdział taki rozczulający, że jeej! To co Jose wymyślił i ta scena na dachu, normalnie miałam ją przed oczami i tak jakoś ciepło na sercu, aż się zrobiło, serio. Aż zazdroszczę Hope - i to jeszcze jak! Takiego faceta to normalnie ze świeczką szukać, haha. No i w końcu pocałunek! Romantyczniej to chyba być nie mogło. Czyli ja już wychodzę z założenia, że są "parą" xd No chyba, że w kolejnym rozdziale czeka mnie jakaś niespodzianka i się okaże, że nie są! Wtedy przyrzekam, że znajdę Cię i zamorduję xdd
    Co mogę jeszcze dodać? Oby więcej takich rozdziałów - zdecydowanie.
    Dziękuję za informację i czekam na kolejny :d

    OdpowiedzUsuń
  3. Scena na dachu po prostu prze boska! Zazdroszczę jej takiego faceta<3 Istny skarb! Pocałunek tak cholernie romantyczny, chyba on przypieczętował ich związek, hmm? Taka mam nadzieję ;d

    Serdecznie zapraszam na drugi rozdział: http://the-lines-of-life.blogspot.com/. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. zabawne, wczoraj słuchałam tej piosenki Lifehouse ;D uwielbiam ją ;)
    bardzo fajny pomysł, ja też bym chciała, żeby ktoś mi zaśpiewał :P
    ogółem bardzo romantycznie tym razem :) związek się rozwija ;]
    pozdrawiam i zapraszam do mnie na nowy :*
    find-a-shelter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Jose chyba w ogóle nie ma wad! *.*
    Ta scena w tym klubie, jak z jakiejś komedii romantycznej, no wprost cudowne.
    Moment kiedy siedzieli na dachu, oboje poznali chociaż trochę swoje przeżycia i okazuje się, że są one do siebie bardzo podobne, oboje stracili ważne osoby.
    Nie powiem, zrobiło mi się trochę smutno, ale Jose jak to ideał tak ją pocieszał ^^
    Miód, miód, miód ;d
    Czekam. Z niecierpliwością ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybacz, przeczytam jutro, daję słowo.
    Ale tymczasem chciałam Cię nominować do Liebster Award. Wpadnij do mnie, dowiesz się więcej;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jose jest tak straszliwie romantyczny. Na miejscu Hope wprost rozpłynęłabym się tam z zachwytu ;) Taki facet to prawie że coś nierealnego. Ciekawe, skąd on przybył ;)
    Scena na dachu również świetna. Obydwoje mają ze sobą cały szereg trudnych doświadczeń i z pewnością sama świadomość, że nie są z tym do końca sami, bardzo im pomoże...
    Nie mogę się już doczekać ich kolejnych spotkań. Ciekawe, co Jose znowu wymyśli. Może wreszcie wypali ten lot samolotem ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. dziękuję bardzo za komentarz u mnie, cieszę się, że Ci się spodobało.
    zaczęłam już czytać Twoje opowiadanie, ale coś czuję, że zajmie mi to trochę czasu, bo jednak tych rozdziałów tak mało tutaj nie ma. ^^ jak tylko wszystko nadrobię, to napiszę bardziej treściwy komentarz. ;)
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej... Jak ja uwielbiam Jose za jego podejście do kobiet. :D Ten pocałunek był magiczny i naprawdę aż sama zamarzyłam o czymś takim. :) Nie ma nic więcej do dodania... <3
    A co do szablonu, to poszukaj kogoś tutaj: katalog-graficzny.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. cześć :) na blogu http://beautiful-famous-and-rich.blogspot.com/ z perspektywy Loli. pod rozdziałem informujemy także o konkursie, który trwa do piątku. Zachęcam do czytania, komentowania i brania udziału w konkursie. Przepraszam za spam - jenny ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajne opowiadanie. Podoba mi się. Fajnie piszesz..
    Zapraszam na 3 rozdział mojego opowiadania:
    http://you-by-my-side.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Cholernie przepraszam, ze komentuje dopiero teraz. Czytałam już wcześniej, ale jakoś przez ostatnie dni nic sensownego nie mogło przyjść do mojej głowy... Wolałabym, aby zawsze z mojej strony pojawiał się jakiś w miarę normalny komentarz, rozumiesz...
    Tak więc po dzisiejszym, ciężkim dniu w końcu muszę tu coś napisać, choćby dla odreagowania:)
    Jose-czy on ma jakieś wady?:) Jak już pewnie wcześniej wspomniałam-chce takiego;3 Podoba mi się jego spontaniczność, niby nie miał pomysłu na randkę, a tu wyszła taka mega romantyczna sprawa... No i całus:)
    Działa tez pozytywnie na Hope. Podobała mi się scena, w której wzajemnie się przed sobą otwierają, zupełnie, jakby znali się od dzieciństwa:)
    Ps: Fajny pomysł na wyjście w samych piżamach:) Ja wywołałabym chyba swoim odzieniem niemałą rewolucję:P

    OdpowiedzUsuń
  13. ja jak zwykle mega spóźniona... przepraszam... no ale świetny rozdział... lubię bardzo Jose, pokazałaś tym rozdziałem jak się do siebie zbliżyli, nie było ani za słodko, ani za gorzko, dobrze to zrównoważyłaś :) w dodatku wplątałaś w to wszystko mój ukochany zespół Lifehouse :) wiesz, że 11 grudnia wydają nową płytę? :) ciekawa jestem, czy dalej będzie tak miło między bohaterami, może Jose okaże trochę hiszpańskiego temperamentu? xD napisz coś nowego ;)

    OdpowiedzUsuń