W pewnym momencie mężczyzna się zatrzymał podwijając sobie
nogawki od spodni a kiedy już to uczynił ruszył ku morzu pozwalając tym
sposobem na to by woda oblewała jego nagie stopy. Chciałam podążyć jego śladem
jednak czując chłodne morze bez zastanowienia wskoczyłam brunetowi na barana
mając szczęście, że mój towarzysz posiadał niezły refleks i zdążył mnie złapać.
-Myślę, że zabawniej by było gdybym Cię nie złapał- zaśmiał
się brunet chwilę później podrzucając mnie na plecach.
-Marny byłby wtedy Twój los- poczochrałam jego dłuższe włosy
po czym oplotłam rękoma jego szyję. Chłopak wszedł po kolana do wody a ja tylko
trzymałam nogi jak najwyżej potrafiłam nie chcąc by moje stopy zostały zmoczone
w chłodnej wodzie. Oczywiście José za wszelką cenę chciał mi zrobić na złość i
próbował wejść jak najgłębiej jednak uprosiłam go by tego nie robił obiecując
mu, że kiedyś zrobię mu najpyszniejsze śniadanie na świecie.
Słońce przedzierało się przez niedokładnie zasłonięte okno
budząc mnie tym samym z cudownego snu. Przeciągnęłam się powolnie uchylając
powieki i w pierwszej chwili nie bardzo wiedząc gdzie jestem. Po kilku
sekundach uświadomiłam sobie, że w nocy podczas oglądania filmu wraz z José
musiałam zasnąć. Uniosłam się z kanapy rozglądając się po pomieszczeniu, w
którym nie dostrzegłam bruneta. Już miałam wstawać kiedy właśnie drzwi od domu
otworzyły się a u progu stanął Antonio, co w pierwszej chwili mnie nieźle
zaskoczyło.
-Kogo ja widzę- odezwał się mężczyzna rzucając plecak na
fotel po czym podszedł do komody otwierając ją i bacznie czegoś w niej
szukając. Nie odezwałam się wciąż będąc zaskoczona jego osobą, w zasadzie to
zastanawiałam się gdzie jest José gdyż w tej chwili czułam lekkie skrępowanie w
towarzystwie mężczyzny, którego praktycznie nie znam. –Spokojnie zaraz się
zmywam- zaśmiał się nie przerywając swojego zajęcia. Kiedy brunet wyciągnął w
końcu z komody jakąś teczkę, odetchnęłam z ulgą mając nadzieję, że opuści to
pomieszczenie a ja w spokoju będę mogła odnaleźć José. –A gdzie José? –zapytał
po chwili odwracając się w moim kierunku jednak nawet na moment nie przenosząc
wzroku na moją osobę.
-Nie mam pojęcia- odchrząknęłam chcąc pozbyć się chrypki,
którą nabyłam w nocy. Po chwili ujrzałam leżącą kartkę na niewielkim stoliku po prawej stronie.
Uniosłam się chcąc ją wziąć jednak Antonio mnie uprzedził uśmiechając się
szyderczo.
„Poszedłem do sklepu. Zaraz wracam, J.” –odczytał na głos po
czym zgniótł kartkę papieru rzucając nią do jednego z otwartych pudełek
leżących na komodzie. Zmierzyłam go
wzrokiem nie bardzo wiedząc o co mu chodzi, na co mężczyzna wzruszył jedynie
ramionami. Albo za mną nie przepadał albo miał dziwny charakter, którego ja nie
potrafiłam rozgryźć. –Napijesz się?- zapytał po chwili nalewając sobie pół
szklanki whisky. Spojrzałam dyskretnie na zegarek, którego wskazówka pokazywała
godzinę dziewiątą.
-Nie dzięki- uśmiechnęłam się a przynajmniej próbowałam to
zrobić po czym uniosłam się z kanapy wślizgując swoje stopy w czarne koturny.
-Wybierasz się gdzieś? –zapytał zajmując miejsce, na którym
przed chwilą siedziałam.
-Tak, będę już lecieć. Powiedz José, że się z nim
skontaktuję- poprosiłam mężczyznę, który jedynie burknął coś pod nosem
dolewając sobie whisky. Westchnęłam głęboko udając się do wyjścia, sama nie
wiedząc czemu to robię. W zasadzie marzyło mi się śniadanie u boku José jednak
z drugiej strony w towarzystwie Antonio nie czułam się najlepiej. Odkąd pojawił
się dzisiejszego ranka miałam wrażenie, że nie dogadam się z nim ani dzisiaj
ani przy najbliższym spotkaniu. Z naszej piętnastomianowej rozmowy, która w
zasadzie była monologiem Antonio wywnioskowałam, że to człowiek z trudnym
charakterem a ja nie jestem na tyle mocna psychicznie by podołać zadaniu i
spróbować się z nim zaprzyjaźnić.
W połowie drogi na przystanek zorientowałam się, że wciąż
jestem w bluzie mężczyzny co ani trochę mi nie przeszkadzało. Przysunęłam
materiał bluzy do nosa czując woń jego cudownych perfum, które wywołały
delikatny uśmiech na mojej twarzy. Muszę przyznać, że wczorajszy wieczór był
jednym z najcudowniejszych dni w moim życiu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak
dobrze się bawiłam w towarzystwie mężczyzny. Po długim spacerze po plaży
wróciliśmy do domku i José przygotował nam gorącą czekoladę po czym usiedliśmy
przed telewizorem i przez dobre pół godziny wybieraliśmy idealny film na ten
wieczór. Ode mnie padały propozycję komedii romantycznych natomiast mężczyzna
stał przy filmach science fiction, w końcu zdecydowaliśmy się oglądnąć „Pan i
Pani Smith”.
Wróciwszy do domu pierwsze co zrobiłam to poszłam wziąć
relaksującą kąpiel, która dzisiejszego dnia była mi naprawdę potrzeba. Podczas
kąpieli miałam pełno myśli analizowałam całe moje życie zdając sobie sprawę, że
brnie ono dość szybko i że za niedługo
będę musiała brać je nieco bardziej poważnie. Po godzinnym leżeniu
wannie ubrałam się i nie chcąc przesiedzieć całego dnia w postanowiłam
odwiedzić rodziców. Było po trzynastej więc zdawałam sobie sprawę, że rodzice
są w pracy dlatego musiałam spotkać się z nimi właśnie tam.
Mój ojciec- Mark Davis pięćdziesięcioletni mężczyzna, który
nie widzi świata poza swoją żoną oraz mną- jego jedyną córką. Mimo swojego
wieku był on przystojnym policjantem i nie raz spotykał się z komplementami na
temat jego wyglądu. Wiele osób nieraz pytało nas czy jesteśmy rodzeństwem na co
mój ojciec odpowiadał śmiechem po czym chwalił się, że tak piękną to może mieć
on tylko córkę. Przed śmiercią Ethana każdą niedziele spędzaliśmy rodzinnie.
Albo wypad do parku, albo piknik, granie w piłkę czy nawet wspólne oglądanie
filmu czy gotowanie. Nieraz przyjaciółki zazdrościły mi kontaktu z rodziną
jednak po odejściu mojego brata wszystko uległo zmianie. Wciąż dogadywałam się
z rodzicami, jednak nasze niedziele nie wyglądały tak samo jak wyglądały ode z
Ethanem.
Weszłam do budynku witając się z każdą napotkaną mi osobą.
Wszyscy na komisariacie mnie znali gdyż nieraz jako małe dziecko ojciec brał
mnie do pracy gdyż nie miał mnie z kim zostawić. Kiedy musiał jechać na jakąś
akcje zostawiał mnie z inną osobą przez co chyba każdy tutaj przyczynił się w
jakimś stopniu do wychowania mnie. Wiele
ludzi myśli, że policjanci to tylko ludzie, którzy są bez serca a tym bardziej
bez poczucia humoru, jednak to nie prawda. W oddziale mojego ojca pracowało
około piętnastu mężczyzn- tak właśnie, ani jednej kobiety- i każdy z nich był
wspaniałą osobą. Siedzą tutaj, wraz z nimi wszystkimi nie było dnia bym się nie
popłakała ze śmiechu.
Zapukałam delikatnie w drzwi prowadzące do biura mojego
ojca, który jako jedyny miał swój oddzielny gabinet. Reszta mężczyzn siedziała
w jednym wielkim pomieszczeniu przy swoim biurku i cierpliwie czekali na jakieś
wezwanie bądź pisali raporty podrzucone przez szefa. Weszłam do środka widząc
siedzącego za biurkiem ojca, który na mój widok z promiennym uśmiechem uniósł
się z miejsca podchodząc do mnie i przytulając mnie do swojej piersi.
-Cóż za miła niespodzianka-odezwał się Mark całując mnie w
głowę. Uwielbiałam kiedy to robił, do dziesiątego roku życia robił to
codziennie przed moim pójściem spać.- Usiądź- wskazał na fotel naprzeciwko jego
biurka. Bez zastanowienia zajęłam miejsce, rozglądając się dyskretnie po
pomieszczeniu, w którym od miesiąc albo trochę dłużej nic się nie zmieniło. –Co
Cię do mnie sprowadza? –zapytał ojciec siadając na swoim miejscu i opierając
łokcie o blat stołu a na dłoni opierając głowę.
-A postanowiłam dzisiaj odwiedzić moich staruszków-
zaśmiałam się widząc szeroki uśmiech na twarzy mojego towarzysza. Po rozstaniu
z Tylerem następnego dnia wykonałam telefon do rodziców informując ich o
zaistniałej sytuacji. Oboje byli strasznie zaskoczeni gdyż przepadali za nim i
od początku uważali go za idealny materiał na męża. –Jak się czujesz?
-W porządku, chociaż ta praca coraz bardziej mnie wykańcza,
mogłem zostać tym modelem- uśmiechnął się ojciec poprawiając swoje brązowe w
zasadzie w połowie siwe włosy.
-Trzeba było, kto wie może teraz mój ojciec byłby na
okładkach Vouge- zaśmiałam się a wraz ze mną Mark jednak nie na długo gdyż do pokoju
wszedł jeden z policjantów, oznajmiając, że jest on wzywany do kradzieży.
Ojciec niechętnie uniósł się z miejsca zarzucając na swoje ramiona służbową
kurtkę po czym sięgnął po telefon leżący na biurku i wsadził go do kieszeni.
-Muszę lecieć słonko- oznajmił podchodząc do wyjścia a ja
wraz z nim. Mężczyzna ucałował mnie po czym oboje opuściliśmy gabinet.
-Jasne, zadzwonię do Ciebie w tym tygodniu- uśmiechnęłam się
machając ojcu, który przyśpieszył tempa by dołączyć do swojego partnera
zawodowego. Pożegnałam się z resztą
policjantów rzucając krótkie „na razie” i uśmiechając się szeroko po czym
wyszłam z budynku kierując się przed siebie. Miałam szczęście, że praca ojca
była oddalona od redakcji zaledwie kilkadziesiąt metrów więc dojście do mamy
zajęło mi góra siedem minut. W tym biurze również wszyscy mnie znali gdyż
miałam tutaj podczas studiów staż i zdążyłam poznać dużo osób. Mamy biuro
znajdowało się dosłownie na samej górze czyli na trzydziestym piętrze, co
zazwyczaj najbardziej mnie przerażało gdy tu przychodziłam. Jazda windą nie
sprawia mi radości jednak w tym wypadku nie mam innego wyboru gdyż dojście po
schodach zajęłoby mi cały dzień. Miałam
szczęście, że akurat wchodził do winy jakiś mężczyzna więc nie musiałam tej
katorgi znosić sama. Będąc na wyznaczonym piętrze przywitałam się z sekretarką,
która była kobieta po trzydziestce. Zapukałam do drzwi do biura mamy a kiedy
usłyszałam jej głos, który pozwolił mi na wejście nacisnęłam klamkę uchylając
drzwi.
Moja mama- Tracy Davis, kobieta przed pięćdziesiątką. Blond
włosy, niebieskie oczy i zadarty nos, moje przeciwieństwo, natomiast Ethan był
dosłownie identyczny jak moja rodzicielka. Tracy siedziała przy biurku w
skupieniu notując coś na komputerze jednak gdy tylko mnie ujrzała uniosła się z
miejsca i podeszła do mnie mocno przytulając.
-Ale wybrał dzień, zaraz muszę uciekać na konferencje-
odezwała się rodzicielka, która chwilę później wróciła na swoje miejsce
wlepiając wzrok w komputer. Westchnęłam pod nosem opadając na kanapę, która
stała przy oknie.
-Jacy Ci moi rodzice są zalatani- skomentowałam uśmiechając
się gdy tylko ujrzałam unoszące się ku górze kąciki ust Tracy.
-Byłaś u ojca? –zapytała nie przerywając ciągłego pisania. Nim zdążyłam odpowiedzieć rodzicielka mnie
uprzedziła dodając- Mam nadzieję, że zanim wyszedł naprawił kran.- zaśmiałam
się wiedząc, że Mark za pewne tego nie zrobił. Nieraz mama musiała go po sto
razy prosić by on w końcu zrobił to o co się domagała. Kiedy mama uniosła się z
krzesła wkładając do torby jakieś dokumenty ja również wstałam z kanapy, która
zazwyczaj zajmowana była wyłącznie przeze mnie. –Wpadnij do nas jeszcze w tym
tygodniu, dawno nie byłaś na obiedzie- odezwała się Tracy podchodząc do mnie i
przytulając mnie do siebie. Przyznam szczerze, że brakowało mi tych chwil,
kiedy któreś z rodziców bez powodu podchodzi do mnie i obejmuje swoim
ramieniem.
-Postaram się wpaść- uśmiechnęłam się i obie z
rodzicielką wyszłyśmy z jej gabinetu. Ja pokierowałam się w stronę windy
natomiast Tracy skręciła w prawo udając się na zaplanowane spotkanie. Moi
rodzice zawsze pracowali do późna czasami wracali do domu kiedy ja już spałam,
jednak mimo wszystko nigdy nie czułam się zaniedbana. Niedziele zawsze
spędzaliśmy całą rodziną, albo w domu albo jechaliśmy na małą wycieczkę świetnie
bawiąc się w swoim towarzystwie.Przepraszam za zaległości na Waszych blogach, ale to wszystko przez szkołę. Postaram się nadrobić to w ten weekend, więc jeśli mogłybyście zostawcie w komentarzach linki ze swoimi blogami. :)
fajny rozdział, pokazałaś trochę życia osobistego Hope, bo w sumie jak dotychczas skupiałaś sie albo na jej relacjach z chłopakami, albo z przyjaciółmi, a tu taka miła odmiana. awwh, nie wiem czemu ale urzekł mnie pierwszy fragment, jak ona wskoczyła Jose na plecy, a on smiał sie, że zabawnie by było, gdyby jej nie złapał ^^
OdpowiedzUsuńO, nowy rozdział ;d Zaraz biorę się za czytanie, bo wpadłam poinformować o rozdziale jedenastym xd Jak przeczytam to skomentuję ;)
OdpowiedzUsuń[i-am-about-to-break]
ciekawe co też takiego jest w tym Antonio ;)
OdpowiedzUsuńfajnie, że wspomniałaś o rodzicach, lubię dużo wiedzieć ;DD
trochę krótko, ale przeżyję :P
pozdrawiam i zapraszam:
find-a-shelter.blogspot.com
:*
Rozdział mi się podobał, choć muszę przyznać, że spodziewałam się nieco dłuższego wątku z Jose, ale mam nadzieję, że nadrobisz to następnym razem. Jeśli chodzi o rodziców Hope, to wydali mi się nieco zalatani, ale liczę na jakiś obiad w czteroosobowym zespole - oczywiście tą czwartą osobą ma być Jose. ;) Ale najważniejsze jest to, żeby nasza bohaterka była szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział.
PS. U mnie 2. część... [marionetki-nieswiadomosci]
Chciałabym serdecznie zaprosić do siebie na kolejny rozdział! -> http://butilllovethemendlessly.blogspot.com /Mam nadzieję, że wyrazisz swoją opinię, a jak się spodoba to zaobserwujesz mój blog! ♥
OdpowiedzUsuńciekawe odejście od tematu Jose ; ) Hope ma bardzo fajnych rodziców, dobrze, że się dogadują ;> ogólnie dobry rozdział, ale można zauważyć błędy interpunkcyjne. czekam na rozwinięcie akcji z Jose ;d zapraszam na icutyououtnowsetmefree.blogspot.com ;3
OdpowiedzUsuńSzkoła, jak wile przyjemności on nam odbiera!;)
OdpowiedzUsuńRozdział taki lekki, bardzo szybko go przeczytałam. Podoba mi się, że nie piszesz ciągle tylko o miłosnych rozterkach bohaterów, ale ukazujesz ich życie z innej strony. Rodzice Hope wydają się przesympatyczni, chociaż niesamowicie zajęci:)
Antonio rzeczywiście jest trochę trudną osobą. Ja nie mogłam zrozumieć, o co mu w ogóle chodzi. Jakieś dziwne rozmowy na siłę, jego zachowanie.. Ale nie wszyscy są kontaktowi, prawda?;)
Pozdrawiam i weny życzę;)
Kocham, kocham, kocham. Czekam na nn. ;P
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie na my-independent-game.blogspot.com - wczoraj pojawił się nowy rozdział ;D
Fajna odmiana, poznaliśmy troszkę osobistego życia Hope, jej relacje z rodzicami itd;d
OdpowiedzUsuńKurcze, Jose jest tu tak idealny, no facet cud *.*
Wybacz, że komentarz nie trzyma się kupy, ale jest już późno i strasznie chce mi sie spac -.-
Czekam na następny :)
Fajna odmiana, poznaliśmy troszkę osobistego życia Hope, jej relacje z rodzicami itd;d
OdpowiedzUsuńKurcze, Jose jest tu tak idealny, no facet cud *.*
Wybacz, że komentarz nie trzyma się kupy, ale jest już późno i strasznie chce mi sie spac -.-
Czekam na następny :)
strasznie to lubię, pisz szybciej ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie : www.sweeet-lifeee.blogspot.com
Piękne mi "za chwilę" -.- Przepraszam, że dopiero dziś, ale mam staż i totalnie nie ogarniam -.- Ehh, nieważne. Rozdział? Fajny, tylko jedno "ale" - faktycznie krótki wątek z Jose, no szkoda, ale przynajmniej dowiedziałam się czegoś więcej o Hope. Mówiąc "czegoś więcej" mam na myśli rodziców ;d
OdpowiedzUsuńAle na przyszłość, chcę więcej Jose, bo on jest boski! Hahaha xd
Pozdrawiam i życzę weny. No i jeszcze raz przepraszam, że dopiero dziś ;|