piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 10.

     Spacerowaliśmy nad brzegiem morza rozmawiając na przeróżne tematy począwszy od tego co uwielbiamy robić w wolnym czasie poprzez ulubione jedzenie skończywszy na tym jakiego płynu używamy do prania. Dosłownie na każdy temat można było porozmawiać z José i dosłownie raz na dwie minuty wybuchałam śmiechem w jego towarzystwie.
     W pewnym momencie mężczyzna się zatrzymał podwijając sobie nogawki od spodni a kiedy już to uczynił ruszył ku morzu pozwalając tym sposobem na to by woda oblewała jego nagie stopy. Chciałam podążyć jego śladem jednak czując chłodne morze bez zastanowienia wskoczyłam brunetowi na barana mając szczęście, że mój towarzysz posiadał niezły refleks i zdążył mnie złapać.
-Myślę, że zabawniej by było gdybym Cię nie złapał- zaśmiał się brunet chwilę później podrzucając mnie na plecach.
-Marny byłby wtedy Twój los- poczochrałam jego dłuższe włosy po czym oplotłam rękoma jego szyję. Chłopak wszedł po kolana do wody a ja tylko trzymałam nogi jak najwyżej potrafiłam nie chcąc by moje stopy zostały zmoczone w chłodnej wodzie. Oczywiście José za wszelką cenę chciał mi zrobić na złość i próbował wejść jak najgłębiej jednak uprosiłam go by tego nie robił obiecując mu, że kiedyś zrobię mu najpyszniejsze śniadanie na świecie.


     Słońce przedzierało się przez niedokładnie zasłonięte okno budząc mnie tym samym z cudownego snu. Przeciągnęłam się powolnie uchylając powieki i w pierwszej chwili nie bardzo wiedząc gdzie jestem. Po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że w nocy podczas oglądania filmu wraz z José musiałam zasnąć. Uniosłam się z kanapy rozglądając się po pomieszczeniu, w którym nie dostrzegłam bruneta. Już miałam wstawać kiedy właśnie drzwi od domu otworzyły się a u progu stanął Antonio, co w pierwszej chwili mnie nieźle zaskoczyło.
-Kogo ja widzę- odezwał się mężczyzna rzucając plecak na fotel po czym podszedł do komody otwierając ją i bacznie czegoś w niej szukając. Nie odezwałam się wciąż będąc zaskoczona jego osobą, w zasadzie to zastanawiałam się gdzie jest José gdyż w tej chwili czułam lekkie skrępowanie w towarzystwie mężczyzny, którego praktycznie nie znam. –Spokojnie zaraz się zmywam- zaśmiał się nie przerywając swojego zajęcia. Kiedy brunet wyciągnął w końcu z komody jakąś teczkę, odetchnęłam z ulgą mając nadzieję, że opuści to pomieszczenie a ja w spokoju będę mogła odnaleźć José. –A gdzie José? –zapytał po chwili odwracając się w moim kierunku jednak nawet na moment nie przenosząc wzroku na moją osobę.
-Nie mam pojęcia- odchrząknęłam chcąc pozbyć się chrypki, którą nabyłam w nocy. Po chwili ujrzałam leżącą kartkę  na niewielkim stoliku po prawej stronie. Uniosłam się chcąc ją wziąć jednak Antonio mnie uprzedził uśmiechając się szyderczo.
„Poszedłem do sklepu. Zaraz wracam, J.” –odczytał na głos po czym zgniótł kartkę papieru rzucając nią do jednego z otwartych pudełek leżących  na komodzie. Zmierzyłam go wzrokiem nie bardzo wiedząc o co mu chodzi, na co mężczyzna wzruszył jedynie ramionami. Albo za mną nie przepadał albo miał dziwny charakter, którego ja nie potrafiłam rozgryźć. –Napijesz się?- zapytał po chwili nalewając sobie pół szklanki whisky. Spojrzałam dyskretnie na zegarek, którego wskazówka pokazywała godzinę dziewiątą.
-Nie dzięki- uśmiechnęłam się a przynajmniej próbowałam to zrobić po czym uniosłam się z kanapy wślizgując swoje stopy w czarne koturny.
-Wybierasz się gdzieś? –zapytał zajmując miejsce, na którym przed chwilą siedziałam.
-Tak, będę już lecieć. Powiedz José, że się z nim skontaktuję- poprosiłam mężczyznę, który jedynie burknął coś pod nosem dolewając sobie whisky. Westchnęłam głęboko udając się do wyjścia, sama nie wiedząc czemu to robię. W zasadzie marzyło mi się śniadanie u boku José jednak z drugiej strony w towarzystwie Antonio nie czułam się najlepiej. Odkąd pojawił się dzisiejszego ranka miałam wrażenie, że nie dogadam się z nim ani dzisiaj ani przy najbliższym spotkaniu. Z naszej piętnastomianowej rozmowy, która w zasadzie była monologiem Antonio wywnioskowałam, że to człowiek z trudnym charakterem a ja nie jestem na tyle mocna psychicznie by podołać zadaniu i spróbować się z nim zaprzyjaźnić.
W połowie drogi na przystanek zorientowałam się, że wciąż jestem w bluzie mężczyzny co ani trochę mi nie przeszkadzało. Przysunęłam materiał bluzy do nosa czując woń jego cudownych perfum, które wywołały delikatny uśmiech na mojej twarzy. Muszę przyznać, że wczorajszy wieczór był jednym z najcudowniejszych dni w moim życiu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak dobrze się bawiłam w towarzystwie mężczyzny. Po długim spacerze po plaży wróciliśmy do domku i José przygotował nam gorącą czekoladę po czym usiedliśmy przed telewizorem i przez dobre pół godziny wybieraliśmy idealny film na ten wieczór. Ode mnie padały propozycję komedii romantycznych natomiast mężczyzna stał przy filmach science fiction, w końcu zdecydowaliśmy się oglądnąć „Pan i Pani Smith”.
     Wróciwszy do domu pierwsze co zrobiłam to poszłam wziąć relaksującą kąpiel, która dzisiejszego dnia była mi naprawdę potrzeba. Podczas kąpieli miałam pełno myśli analizowałam całe moje życie zdając sobie sprawę, że brnie ono dość szybko i że za niedługo  będę musiała brać je nieco bardziej poważnie. Po godzinnym leżeniu wannie ubrałam się i nie chcąc przesiedzieć całego dnia w postanowiłam odwiedzić rodziców. Było po trzynastej więc zdawałam sobie sprawę, że rodzice są w pracy dlatego musiałam spotkać się z nimi właśnie tam.
Mój ojciec- Mark Davis pięćdziesięcioletni mężczyzna, który nie widzi świata poza swoją żoną oraz mną- jego jedyną córką. Mimo swojego wieku był on przystojnym policjantem i nie raz spotykał się z komplementami na temat jego wyglądu. Wiele osób nieraz pytało nas czy jesteśmy rodzeństwem na co mój ojciec odpowiadał śmiechem po czym chwalił się, że tak piękną to może mieć on tylko córkę. Przed śmiercią Ethana każdą niedziele spędzaliśmy rodzinnie. Albo wypad do parku, albo piknik, granie w piłkę czy nawet wspólne oglądanie filmu czy gotowanie. Nieraz przyjaciółki zazdrościły mi kontaktu z rodziną jednak po odejściu mojego brata wszystko uległo zmianie. Wciąż dogadywałam się z rodzicami, jednak nasze niedziele nie wyglądały tak samo jak wyglądały ode z Ethanem.
     Weszłam do budynku witając się z każdą napotkaną mi osobą. Wszyscy na komisariacie mnie znali gdyż nieraz jako małe dziecko ojciec brał mnie do pracy gdyż nie miał mnie z kim zostawić. Kiedy musiał jechać na jakąś akcje zostawiał mnie z inną osobą przez co chyba każdy tutaj przyczynił się w jakimś stopniu do wychowania mnie.  Wiele ludzi myśli, że policjanci to tylko ludzie, którzy są bez serca a tym bardziej bez poczucia humoru, jednak to nie prawda. W oddziale mojego ojca pracowało około piętnastu mężczyzn- tak właśnie, ani jednej kobiety- i każdy z nich był wspaniałą osobą. Siedzą tutaj, wraz z nimi wszystkimi nie było dnia bym się nie popłakała ze śmiechu.
Zapukałam delikatnie w drzwi prowadzące do biura mojego ojca, który jako jedyny miał swój oddzielny gabinet. Reszta mężczyzn siedziała w jednym wielkim pomieszczeniu przy swoim biurku i cierpliwie czekali na jakieś wezwanie bądź pisali raporty podrzucone przez szefa. Weszłam do środka widząc siedzącego za biurkiem ojca, który na mój widok z promiennym uśmiechem uniósł się z miejsca podchodząc do mnie i przytulając mnie do swojej piersi.
-Cóż za miła niespodzianka-odezwał się Mark całując mnie w głowę. Uwielbiałam kiedy to robił, do dziesiątego roku życia robił to codziennie przed moim pójściem spać.- Usiądź- wskazał na fotel naprzeciwko jego biurka. Bez zastanowienia zajęłam miejsce, rozglądając się dyskretnie po pomieszczeniu, w którym od miesiąc albo trochę dłużej nic się nie zmieniło. –Co Cię do mnie sprowadza? –zapytał ojciec siadając na swoim miejscu i opierając łokcie o blat stołu a na dłoni opierając głowę.
-A postanowiłam dzisiaj odwiedzić moich staruszków- zaśmiałam się widząc szeroki uśmiech na twarzy mojego towarzysza. Po rozstaniu z Tylerem następnego dnia wykonałam telefon do rodziców informując ich o zaistniałej sytuacji. Oboje byli strasznie zaskoczeni gdyż przepadali za nim i od początku uważali go za idealny materiał na męża. –Jak się czujesz?
-W porządku, chociaż ta praca coraz bardziej mnie wykańcza, mogłem zostać tym modelem- uśmiechnął się ojciec poprawiając swoje brązowe w zasadzie w połowie siwe włosy.
-Trzeba było, kto wie może teraz mój ojciec byłby na okładkach Vouge- zaśmiałam się a wraz ze mną Mark jednak nie na długo gdyż do pokoju wszedł jeden z policjantów, oznajmiając, że jest on wzywany do kradzieży. Ojciec niechętnie uniósł się z miejsca zarzucając na swoje ramiona służbową kurtkę po czym sięgnął po telefon leżący na biurku i wsadził go do kieszeni.
-Muszę lecieć słonko- oznajmił podchodząc do wyjścia a ja wraz z nim. Mężczyzna ucałował mnie po czym oboje opuściliśmy gabinet.
-Jasne, zadzwonię do Ciebie w tym tygodniu- uśmiechnęłam się machając ojcu, który przyśpieszył tempa by dołączyć do swojego partnera zawodowego.  Pożegnałam się z resztą policjantów rzucając krótkie „na razie” i uśmiechając się szeroko po czym wyszłam z budynku kierując się przed siebie. Miałam szczęście, że praca ojca była oddalona od redakcji zaledwie kilkadziesiąt metrów więc dojście do mamy zajęło mi góra siedem minut. W tym biurze również wszyscy mnie znali gdyż miałam tutaj podczas studiów staż i zdążyłam poznać dużo osób. Mamy biuro znajdowało się dosłownie na samej górze czyli na trzydziestym piętrze, co zazwyczaj najbardziej mnie przerażało gdy tu przychodziłam. Jazda windą nie sprawia mi radości jednak w tym wypadku nie mam innego wyboru gdyż dojście po schodach zajęłoby mi cały dzień.  Miałam szczęście, że akurat wchodził do winy jakiś mężczyzna więc nie musiałam tej katorgi znosić sama. Będąc na wyznaczonym piętrze przywitałam się z sekretarką, która była kobieta po trzydziestce. Zapukałam do drzwi do biura mamy a kiedy usłyszałam jej głos, który pozwolił mi na wejście nacisnęłam klamkę uchylając drzwi.
Moja mama- Tracy Davis, kobieta przed pięćdziesiątką. Blond włosy, niebieskie oczy i zadarty nos, moje przeciwieństwo, natomiast Ethan był dosłownie identyczny jak moja rodzicielka. Tracy siedziała przy biurku w skupieniu notując coś na komputerze jednak gdy tylko mnie ujrzała uniosła się z miejsca i podeszła do mnie mocno przytulając.
-Ale wybrał dzień, zaraz muszę uciekać na konferencje- odezwała się rodzicielka, która chwilę później wróciła na swoje miejsce wlepiając wzrok w komputer. Westchnęłam pod nosem opadając na kanapę, która stała przy oknie.
-Jacy Ci moi rodzice są zalatani- skomentowałam uśmiechając się gdy tylko ujrzałam unoszące się ku górze kąciki ust Tracy.
-Byłaś u ojca? –zapytała nie przerywając ciągłego pisania.  Nim zdążyłam odpowiedzieć rodzicielka mnie uprzedziła dodając- Mam nadzieję, że zanim wyszedł naprawił kran.- zaśmiałam się wiedząc, że Mark za pewne tego nie zrobił. Nieraz mama musiała go po sto razy prosić by on w końcu zrobił to o co się domagała. Kiedy mama uniosła się z krzesła wkładając do torby jakieś dokumenty ja również wstałam z kanapy, która zazwyczaj zajmowana była wyłącznie przeze mnie. –Wpadnij do nas jeszcze w tym tygodniu, dawno nie byłaś na obiedzie- odezwała się Tracy podchodząc do mnie i przytulając mnie do siebie. Przyznam szczerze, że brakowało mi tych chwil, kiedy któreś z rodziców bez powodu podchodzi do mnie i obejmuje swoim ramieniem.
-Postaram się wpaść- uśmiechnęłam się i obie z rodzicielką wyszłyśmy z jej gabinetu. Ja pokierowałam się w stronę windy natomiast Tracy skręciła w prawo udając się na zaplanowane spotkanie. Moi rodzice zawsze pracowali do późna czasami wracali do domu kiedy ja już spałam, jednak mimo wszystko nigdy nie czułam się zaniedbana. Niedziele zawsze spędzaliśmy całą rodziną, albo w domu albo jechaliśmy na małą wycieczkę świetnie bawiąc się w swoim towarzystwie.


Przepraszam za zaległości na Waszych blogach, ale to wszystko przez szkołę. Postaram się nadrobić to w ten weekend, więc jeśli mogłybyście zostawcie w komentarzach linki ze swoimi blogami. :) 

12 komentarzy:

  1. fajny rozdział, pokazałaś trochę życia osobistego Hope, bo w sumie jak dotychczas skupiałaś sie albo na jej relacjach z chłopakami, albo z przyjaciółmi, a tu taka miła odmiana. awwh, nie wiem czemu ale urzekł mnie pierwszy fragment, jak ona wskoczyła Jose na plecy, a on smiał sie, że zabawnie by było, gdyby jej nie złapał ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. O, nowy rozdział ;d Zaraz biorę się za czytanie, bo wpadłam poinformować o rozdziale jedenastym xd Jak przeczytam to skomentuję ;)
    [i-am-about-to-break]

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawe co też takiego jest w tym Antonio ;)
    fajnie, że wspomniałaś o rodzicach, lubię dużo wiedzieć ;DD
    trochę krótko, ale przeżyję :P
    pozdrawiam i zapraszam:
    find-a-shelter.blogspot.com
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział mi się podobał, choć muszę przyznać, że spodziewałam się nieco dłuższego wątku z Jose, ale mam nadzieję, że nadrobisz to następnym razem. Jeśli chodzi o rodziców Hope, to wydali mi się nieco zalatani, ale liczę na jakiś obiad w czteroosobowym zespole - oczywiście tą czwartą osobą ma być Jose. ;) Ale najważniejsze jest to, żeby nasza bohaterka była szczęśliwa.
    Czekam na nowy rozdział.

    PS. U mnie 2. część... [marionetki-nieswiadomosci]

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym serdecznie zaprosić do siebie na kolejny rozdział! -> http://butilllovethemendlessly.blogspot.com /Mam nadzieję, że wyrazisz swoją opinię, a jak się spodoba to zaobserwujesz mój blog! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. ciekawe odejście od tematu Jose ; ) Hope ma bardzo fajnych rodziców, dobrze, że się dogadują ;> ogólnie dobry rozdział, ale można zauważyć błędy interpunkcyjne. czekam na rozwinięcie akcji z Jose ;d zapraszam na icutyououtnowsetmefree.blogspot.com ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoła, jak wile przyjemności on nam odbiera!;)
    Rozdział taki lekki, bardzo szybko go przeczytałam. Podoba mi się, że nie piszesz ciągle tylko o miłosnych rozterkach bohaterów, ale ukazujesz ich życie z innej strony. Rodzice Hope wydają się przesympatyczni, chociaż niesamowicie zajęci:)
    Antonio rzeczywiście jest trochę trudną osobą. Ja nie mogłam zrozumieć, o co mu w ogóle chodzi. Jakieś dziwne rozmowy na siłę, jego zachowanie.. Ale nie wszyscy są kontaktowi, prawda?;)
    Pozdrawiam i weny życzę;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham, kocham, kocham. Czekam na nn. ;P


    Zapraszam też do mnie na my-independent-game.blogspot.com - wczoraj pojawił się nowy rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajna odmiana, poznaliśmy troszkę osobistego życia Hope, jej relacje z rodzicami itd;d
    Kurcze, Jose jest tu tak idealny, no facet cud *.*
    Wybacz, że komentarz nie trzyma się kupy, ale jest już późno i strasznie chce mi sie spac -.-
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajna odmiana, poznaliśmy troszkę osobistego życia Hope, jej relacje z rodzicami itd;d
    Kurcze, Jose jest tu tak idealny, no facet cud *.*
    Wybacz, że komentarz nie trzyma się kupy, ale jest już późno i strasznie chce mi sie spac -.-
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. strasznie to lubię, pisz szybciej ;D

    Zapraszam do siebie : www.sweeet-lifeee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękne mi "za chwilę" -.- Przepraszam, że dopiero dziś, ale mam staż i totalnie nie ogarniam -.- Ehh, nieważne. Rozdział? Fajny, tylko jedno "ale" - faktycznie krótki wątek z Jose, no szkoda, ale przynajmniej dowiedziałam się czegoś więcej o Hope. Mówiąc "czegoś więcej" mam na myśli rodziców ;d
    Ale na przyszłość, chcę więcej Jose, bo on jest boski! Hahaha xd
    Pozdrawiam i życzę weny. No i jeszcze raz przepraszam, że dopiero dziś ;|

    OdpowiedzUsuń