Dźwięk pukania do drzwi rozbrzmiał
się po mieszkaniu, a ja czym prędzej wyleciałam z łóżka oczywiście zaplątując
się w pościel i omal nie lądując na podłodze. Podbiegłam do drzwi otwierając je
i widząc w nich stojącego z szerokim uśmiechem José. Mężczyzna miał na sobie
długie spodnie od piżamy w granatową kratkę, białą koszulkę oraz granatową
bluzę, którą zarzuconą miał na szerokie ramiona. Zmierzyłam go dwa razy
wzrokiem widząc niezasznurowane biały trampki.
-Mogłeś się przynajmniej ubrać-
zaśmiałam się zatrzymując wzrok na twarzy mężczyzny.
-Po co? Dzisiaj idziemy w
piżamach- odparł brunet mierząc mnie przenikliwym wzrokiem. Miałam nadzieję, że
sobie żartuje, gdyż moje różowe spodnie w małpki, nie nadają się do pokazywania
w nich na mieście. –I nie żartuje, bierz bluzę i idziemy- pogonił mnie Hiszpan,
a ja złapałam za szarą bluzę, która wisiała na wieszaku i wślizgnęłam stopy w
czarne trampki.
-Zwariowałeś- zaśmiałam się
przekręcając klucz dwa razy zaraz później wrzucając go do kieszeni od bluzy,
którą właśnie założyłam przez głowę. –Mam jeszcze Twoją czarną bluzę w domu-
przypomniałam sobie kiedy właśnie wchodziliśmy do windy, której ja wciąż się
bałam i czułam jak wielka gula staje mi w gardle ze strachu.
-To lepiej pilnuj jej jak oka w
głowie bo jest drogocenna- brunet zaśmiał się, a ja razem z nim po czym oboje
opuściliśmy windę. Przeżyłam te straszne kilka sekund. Pożegnałam się z Benem,
który mierzył nas wzrokiem po czym oboje wyszliśmy przed blok stając na
chodniku i wpatrując się przed siebie.
-I gdzie ten samolot? –zapytałam
kątem oka spoglądając na mojego towarzysza, który uśmiechnął się szeroko
obracając się w moim kierunku.
-Nie odezwałaś się. To ja pierwszy
do Ciebie napisałem, dlatego odwołałem samolot- wyjaśniał Hiszpan próbując
opanować śmiech. Wzruszyłam ramionami spuszczając głowę i udając smutną do
czasu do póki José nie podszedł do mnie
przytulając mnie do swojej piersi. Poczułam dreszczyk, który przeszył całe moje
ciało, dosłownie od stóp od głów, a kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze.
–Nie martw się pójdziemy w równie ciekawe miejsce- obiecał brunet obejmując
mnie ramieniem po czym oboje ruszyliśmy przed siebie. W zasadzie nawet nie
obstawiałam gdzie możemy iść gdyż José bywał nieprzewidywalny poza tym wydawało
mi się jakby nie miał żadnej opcji i za pewne wymyśli coś spontanicznie. Chyba
miałam szczęście, że napisał do mnie i wyciągnął mnie z mieszkania, nie
musiałam siedzieć sama i rozmyślać co by było gdyby… Po krótkiej chwili
zatrzymaliśmy się, a José zdjął rękę z mojego ramienia i obie dłonie wślizgnął
do kieszeni od bluzy.
-Dobra, nie mam planu co możemy
robić. Wydaje się jakby to miasto już dawno spało- powiedział głośno mężczyzna
wsłuchując się w swoje echo, które ledwo dało się usłyszeć. Co do miasta to
chyba miał rację, rzadko kiedy o tej porze wychodziłam z domu i chyba dopiero
teraz uświadomiłam sobie, że w Santa Ana nie prowadzi się nocnego trybu życia.
-Wiesz, zazwyczaj ludzie o drugiej
w nocy śpią, więc co się dziwić- wzruszyłam ramionami również chowając dłonie
do kieszeni od bluzy i rozglądając się dookoła. Po chwili poczułam jak
mężczyzna łapie mnie za rękę i ciągnie mnie na drugą stronę ulicy.
Zatrzymaliśmy się przed jednym z barów, przed którym stała tablica z napisem
„Karaoke tylko dzisiaj”. Pokiwałam przecząco głową nie chcąc tam wchodzić,
jednak najwidoczniej José był innego zdania gdyż nie zwracając uwagi na moje
niechęci co do tego miejsca wciągnął mnie tam za rękę. Oboje zatrzymaliśmy się
niemalże na środku baru, który muszę przyznać nie był takich zły. W zasadzie
byłam w nim kilka razy z Tylerem i resztą, jednak od tamtej pory trochę się
tutaj zmieniło. Stoliki zajmowane były przez młodsze osoby niż do tej pory to
bywało, kelnerka nie była po czterdziestce, a po dwudziestce, a obrazy na
ścianach były nowe, nie sprzed wojny. Na scenie właśnie stały dwie dziewczyny i
obie śpiewały, a raczej fałszowały do mikrofonów świetnie się przy tym bawiąc.
Uśmiechnęłam się na sam ich widok i już chciałam coś powiedzieć do José kiedy
dostrzegłam, że obok mnie stoi zupełnie inny mężczyzna, którego nawet nie
znałam. Rozejrzałam się dookoła w celu zlokalizowania swojego towarzysza,
jednak nigdzie nie umiałam go zamierzyć.
-A teraz przed państwem José w
utworze Lifehouse- you and me- usłyszałam głos dobiegający ze sceny i nie
czekając dłużej zaczęłam się pod nią przeciskać. W pierwszej chwili myślałam,
że źle usłyszałam jednak widząc mojego towarzysza z gitarą w ręku siedzącego na
krześle moja szczęka omal nie przywitała się z podłogą. José uśmiechnął się do
mnie mrugając przy tym oczkiem po czym zabrał się za granie. Stałam przed sceną
wpatrując się w Hiszpana, który całkiem nieźle bawił się z instrumentem
opierającym się na jego kolanach. W barze zrobiło się nieco ciemniej, a światło
teraz padało tylko na José, który uśmiechał się pod nosem i w końcu zaczął
śpiewać.
„What day is it
And in what month
This clock never seemed so alive
I can't keep up and I can't back down
I've been losing so much time”
And in what month
This clock never seemed so alive
I can't keep up and I can't back down
I've been losing so much time”
Dokładnie znałam tekst tej piosenki, od kilku lat słuchałam
tego zespołu i każde ich wykonanie było wspaniałe. Jednak kiedy mężczyzna to
śpiewał czułam jak dreszcze przeszywają każdy nawet najmniejszy skrawek mojego
ciała. Kąciki ust uniosły się ku górze, a serce zaczęło przyśpieszać swoje
bicie. Nie mogłam wyjść z zachwytu, obserwowałam bruneta zastanawiając się czy
ma jakoś wadę, jednak na tę chwilę był
on idealny.
“Cause it's you and me and all
of the people
With nothing to do, nothing to lose
And it's you and me and all of the people
And I don't know why I can't keep my eyes off of you”
With nothing to do, nothing to lose
And it's you and me and all of the people
And I don't know why I can't keep my eyes off of you”
Gdy mężczyzna zaczął śpiewać
refren ja nie zdając sobie sprawy zaczęłam nucić pod nosem. W barze dosłownie
panowała cisza, jedynie usłyszeć można było śpiewającego i grającego na gitarze José. Mężczyzna
co chwile na mnie zerkał posyłając w moją stronę zabójczy uśmiech, który ja nie
potrafiłam nie odwzajemnić. W pewnej
chwili Hiszpan uniósł się z krzesła podchodząc do mnie i wyciągając do mnie
rękę, którą ja bez zastanowienia chwyciłam. José podciągnął mnie pomagając mi
wejść na podest. Na moje szczęście na scenie niemalże byłam wychowywana. Od
podstawówki do samego liceum brałam udział w przeróżnych spektaklach tak więc
kilka osób w barze nie krępowały mnie nawet na moment. Brunet posadził mnie na
krześle, na którym przed chwilą to on siedział po czym zaczął śpiewać kolejną
zwrotkę.
“All of the things that I want
to say
Just don't coming out right
I'm tripping on words, you got my head spinning
I don't know where to go from here”
Just don't coming out right
I'm tripping on words, you got my head spinning
I don't know where to go from here”
Uśmiechałam się dosłownie od
ucha do ucha wcale nie przejmując się ludźmi, którzy w rytm melodii zaczęli
klaskać. Kiedy José kończył drugą zwrotkę podszedł bliżej mnie, nachylił
się nade mną wypowiadając ostatnie zdanie. A ja jedynie wpatrywałam się w jego
cudowne czekoladowe tęczówki wsłuchując się w dobrze znany mi tekst. Brunet
zakończył śpiewanie i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć złożył na moich ustach
delikatny pocałunek.
Ludzie zaczęli bić brawo, a niektórzy nawet gwizdać będąc
pełni zachwytu. Moja reakcja za pewne byłaby podobna gdyby moje i José usta nie
spotkały się w zaplanowanym przez mężczyznę pocałunku. Na moim ciele pojawiły
się przyjemne dreszcze gdy poczułam dłoń na swojej twarzy, która gładzona była
kciukiem mężczyzny. Chwila ta nie mogła trwać długo gdyż gdy mężczyzna się ode
mnie odkleił ludzie wciąż klaskali, a ja czułam się dosłownie jak w niebie. José
odwrócił się do skromnej publiczności kłaniając się przed nią i oddając gitarę
mężczyźnie, który właśnie wszedł na scenę. Brunet podszedł do mnie wyciągając w
moim kierunku dłoń, którą szybko chwyciłam i uniosłam się z krzesła. Wraz z
towarzyszem zeszliśmy z podestu, a ja nawet nie wiedziałam co zrobić, co
powinnam powiedzieć. Szłam przed siebie czekając na jakikolwiek ruch mężczyzny
z tego wszystkiego aż w głowie zaczęłam liczyć kroki, gdyż na nic więcej nie
było mnie stać. Kątem oka spojrzałam na nasze splecione dłonie kiedy to właśnie
brunet zatrzymał się przed niewielkim barem uwalniając moją dłoń z przyjemnego
uścisku.
-Napijesz się czegoś?-zapytał brunet stając przed ladą,
średniej wielkości baru. Byłam zbyt rozproszona by odpowiedzieć więc pokręciłam
jedynie głową próbując nie kląć pod nosem kiedy po raz kolejny ktoś trącał moje
ramie. –Ja chyba też tutaj nie znajdę nic dla siebie- stwierdził odpychając się
od lady, na której przed chwilą spoczywały jego ręce po czym odwrócił się
przodem do sceny wpatrując się w śpiewające dwie dziewczyny.
-Idźmy stąd, pokażę Ci coś- uśmiechnęłam się pociągając José
za rękaw od bluzy. Oboje opuściliśmy bar, w którym zaczęło gromadzić się coraz
więcej ludzi, co muszę przyznać zaczęło mnie dziwić. Myślałam, że ludzie z
reguły o trzeciej w nocy śpią w swoich łóżkach, jednak widocznie myliłam się.
Przemierzaliśmy ulicę miasta, które jakby zgasić wszystkie latarnie można
byłoby pomyśleć, że nikt tutaj nie mieszka. Oprócz barów, w których jak zwykle
siedziało wiele osób zazwyczaj świetnie bawiących się. Stanęliśmy przed moim blokiem oboje mierząc
go od samej góry po sam dół.
-To chciałaś mi pokazać? –zapytał Hiszpan uśmiechając się
delikatnie i kątem oka spoglądając na mnie. Westchnęłam głęboko unosząc kąciku ust ku
górze po czym ruszyłam w stronę wejścia odwracając się za siebie by upewnić
się, że mężczyzna podąża za mną.
- José rusz tyłek! –krzyknęłam na co brunet od razu
oprzytomniał kierując się w moim kierunku. Weszliśmy do budynku udając
się w stronę windy. Rzuciłam Benowi jedynie przelotny uśmiech i wraz z
Hiszpanem weszłam do windy naciskając guzik z numerem 5. José posłał mi zaskoczone spojrzenie zaraz
później odzywając się.
-Wydawało mi się, że mieszkasz na drugim piętrze-
skomentował mężczyzna, a kiedy drzwi od windy rozchyliły się oboje z niej
wyszliśmy.
-Kto powiedział, że jedziemy do mnie?- zapytałam uśmiechając
się szyderczo do towarzysza po czym pokierowała się ku schodom, które miały
doprowadzić nas do miejsca, które jeszcze nikomu nie pokazałam. Piąte piętro
tego bloku zamieszkiwała rodzina, która zresztą większość swojego życia
spędzała poza domem. Znajdowały się
tutaj jeszcze dwa inne mieszkania, jednak oba stały puste z niewiadomych
powodów. Weszliśmy po niedługich schodach na samą górę bloku po czym
zatrzymaliśmy się przed stalowymi drzwiami.
-Planujesz je wyważyć? –odezwał się José, a po chwili
usłyszałam za plecami jego głośny śmiech. Kiedy się odwróciłam jego twarz była
dosłownie kamienna, jednak mimo wszystko wiedziałam, że ledwo radzi sobie z
powstrzymaniem gromkiego śmiechu. Wyciągnęłam klucze z kieszeni bluzy i jeden z
nich wsadziła do drzwi przekręcają zamek dwukrotnie. Uchyliłam drzwi, które
prowadziły na dach budynku zaraz później przekraczając próg, a za mną podążył mężczyzna.
–Wow- usłyszałam krótkie słowo wypowiedziane pod nosem bruneta, na które
zareagowałam jedynie uśmiechem i ruszyłam przed siebie stając kilka centymetrów
przed wielką przepaścią. Spojrzałam w dół biorąc głęboki oddech, a chwilę
później wycofałam się i usiadłam na zimnej podłodze. –Ktoś jeszcze ma tu
dostęp?
-Nie, tylko ja- uśmiechnęłam się do towarzysza, który chwilę
później podszedł do miejsca, przed którym minut temu ja stałam. Wychylił on się
delikatnie jednak nie na długo. Cofnął się o krok i z nieco dalszej odległości
rozglądnął się dookoła podziwiając widoki. Mimo, że budynek nie należał do
najwyższych to panorama miasta i tak była dość dobrze widoczna.
-Pokażę Ci coś jeszcze- uniosłam się z miejsca gestem ręki
popędzając José, który udał się za mną.
Przeszliśmy dookoła i zatrzymaliśmy się gdzie ja kucnęłam wyciągając zza jednej
ze skrzynek marker. Ruszyłam dalej słysząc
jak Hiszpan podąża za mną krok w krok. –Spójrz- klęknęłam na podłodze, a obok
mnie kucnął mężczyzna. –Tu są zapisane wszystkie dni kiedy tu przychodzę-
wyjaśniłam przejeżdżając palcem po podłodze, na której markerem zapisane było
kilkadziesiąt dat począwszy od 2010 roku.
-Wow, niesamowite- skomentował brunet przyglądając się z
ciekawością. –Rok temu bywałaś tutaj niemalże codziennie- zauważył zaraz
później spoglądając na mnie i wygodnie siadając na podłodze. –Dlaczego?
–zapytał kiedy właśnie w skupieniu zapisywałam dzisiejszą datę. Zazwyczaj
nosiłam marker w torebce, jednak czasami zdarzało mi się przychodzić bez
torebki tak więc za skrzynką zawsze musiał być pisak, który systematycznie
wymieniałam. Słysząc pytanie towarzysza wzięłam głęboki oddech nie przenosząc
wzroku z dat, które w sercu znaczyły dla mnie bardzo wiele. To właśnie po
śmierci Ethana każdą noc spędzałam tutaj, patrzyłam w niebo wierząc, że brat
widzi mnie z góry i posyła w moim kierunku swój szczery uśmiech. To tutaj
najczęściej pisałam w moim pamiętniku wylewając do niego wszystkie uczucia
skrywane w głębi swojej duszy. –Hope?- z transu zupełnej nieświadomości wyrwał
mnie głos José, który położył zaraz później dłoń na moim ramieniu. –Wszystko
ok? –zapytał nachylając się i spoglądając w moją twarz. Uśmiechnęłam się, a
przynajmniej próbowałam to uczynić po czym usiadałam obok niego i skuliłam nogi
podciągając je pod brodę.
-Po śmierci brata- odpowiedziałam na wcześniej zadane
pytanie po czym przeniosłam wzrok na José, który najwidoczniej był zaskoczony
odpowiedzią- Właśnie wtedy bywałam tutaj codziennie- wyjaśniłam rozglądając się
po mieście, z którym tak bardzo byłam z żyta. To tutaj pierwszy raz się
zakochałam, w tym mieście pierwszy raz złamałam nogę, poszłam do szkoły czy
przeżyłam swój pierwszy pocałunek.
-Ja… Nie wiedziałem-odparł po krótkiej chwili zaraz później
dodając- Przepraszam.
-Nie przepraszaj- machnęłam ręką uśmiechając się do
mężczyzny. Zdawałam sobie sprawę, że nie wiem on o Ethanie, bo kto by mógł się
spodziewać. Przecież jeśli poznaje się dziewczynę to nie osądza się z góry, że
jej brat nie żyje, to by mogło być nieco dziwne.
-Ale wiem co czujesz- odezwał się po chwili, a ja spojrzałam
jedynie na niego chcąc by kontynuował. –Też straciłem bliską mi osobę. Mój
ojciec zginął na wojnie kiedy miałem siedem lat. –głos José był spokojny jednak
widziałam, że w środku wszystko powraca, wiedziałam co przeżywa gdyż ja na samo
wspomnienia o Ethanie miałam taką samą reakcję. Wszystko wracało w najmniej
oczekiwanych momentach. Zaczęło ściskać serce, a łzy mimowolnie napływać do
oczu, w głowie natomiast tysiące myśli i wspomnień na temat utraconej osoby. –
Moje wspomnienia z ojcem są dosłownie za mgłą, nawet jeśli nie wiem jakbym się
starał, nic nie potrafię sobie przypomnieć. Przez wiele lat próbowałem jednak oglądanie wspólnych filmów czy
zdjęć, zupełnie nic nie daje , jakby w
mojej głowie była jednak wielka pustka. –dokończył, a ja znowu poczułam ogromne
ściśnięcie serca, przez które moje oczy zostały napełnione sporą ilością łez.
Jednak nie było to spowodowane tylko wspomnieniem Ethana, była to zasługa José
-mężczyzny, który ze stratą ojca boryka się kilkanaście lat dłużej niż ja.
-Przykro mi- odezwałam się łamiącym głosem, a chwilę później
poczułam jak kilka łez mimowolnie spływa po moim policzku. Nie chciałam by
brunet je zobaczył, nie chodzi o to, że się ich wstydziłam, raczej problem
tkwił w tym, że obiecałam sobie być twarda, a za każdym razem jest tak samo.
-Hej, ale nie płacz- łagodny głos José dotarł do moich uszu
powodując delikatny uśmiech zarówno na mojej jak i Hiszpana twarzy. Mężczyzna
kciukiem starł ostatnią łzę płynącą po moim policzku po czym odgarnął moje
niesforne kosmyki włosów opadające na twarz. –Jeśli chcesz, opowiedz mi o swoim
bracie- uśmiechnął się przyjaźnie chwilę później obejmując mnie ramieniem i
pozwalając na to by moja głowa spoczęła na jego ramieniu.
-Może kiedy indziej- przymrużyłam oczy tym samym nie
pozwalając ostatnim łzom na wypłynięcie. Siedzieliśmy w ciszy kilka minut, aż w
końcu oboje zaczęliśmy ziewać i jednogłośnie stwierdziliśmy, że pora wracać.
Opuściliśmy dach, z którym zawsze ciężko było mi się żegnać po czym zjechaliśmy
winą na drugie piętro gdzie José odprowadził mnie do drzwi.
-Śpij dobrze- odezwał się brunet podchodząc do mnie i
całując mnie w czółko. Uśmiechnęłam się pod nosem otwierając drzwi od
mieszkania, do którego weszłam i zanim zamknęłam drzwi rzuciłam krótkie
„dobranoc” czekając aż drzwi windy gdzie właśnie wszedł Hiszpan się zamkną.
Hej, hej, hej! Przede wszystkim dziękuję za wszystkie komentarze, które zostawiacie pod każdym postem, jestem Wam ogromnie wdzięczna gdyż to właśnie Wy motywujecie mnie do dalszego pisania! :) I mam do Was małe pytanko, znacie może jakieś ciekawe szabloniarki? Gdyż chciałabym zmienić wygląd mojego bloga, a niestety sama tego nie zrobię gdyż posiadam dwie lewe ręce ;< Tak więc jeśli znacie kogoś kto potrafi to robić mogłybyście podać mi jakieś namiary na te osoby? Byłabym wdzięczna i dziękuję! <3
Hej, hej, hej! Przede wszystkim dziękuję za wszystkie komentarze, które zostawiacie pod każdym postem, jestem Wam ogromnie wdzięczna gdyż to właśnie Wy motywujecie mnie do dalszego pisania! :) I mam do Was małe pytanko, znacie może jakieś ciekawe szabloniarki? Gdyż chciałabym zmienić wygląd mojego bloga, a niestety sama tego nie zrobię gdyż posiadam dwie lewe ręce ;< Tak więc jeśli znacie kogoś kto potrafi to robić mogłybyście podać mi jakieś namiary na te osoby? Byłabym wdzięczna i dziękuję! <3